Ilustracja: Marta Róża Żak

Królestwo jednego narodu

Bahrajn kreuje się na oazę pokoju i ostoję religijnej wolności na Bliskim Wschodzie. Ale to pokój oparty na strachu.
Autorka
Anna Mikulska

REPORTAŻ JEST DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI AUDIO (CZYTA KAMILA KALIŃCZAK):

Most Króla Fahda przecina błękitną taflę Zatoki Perskiej i łączy niewielki archipelag, Królestwo Bahrajnu, z potężną sojuszniczką, Arabią Saudyjską. Codziennie mkną nim samochody na saudyjskich rejestracjach.

W weekendy ich właściciele jadą do Bahrajnu skorzystać z nocnego życia i alkoholu, który w ich kraju jest oficjalnie zakazany, a 26 kilometrów dalej całkowicie legalny. Ale most to nie tylko przepustka do zabawy – w razie potrzeby przejadą nim też wozy pancerne.

Jak w 2011 roku, gdy na fali Arabskiej Wiosny tysiące Bahrańczyków wyszło na ulice, by domagać się swobód obywatelskich i równości niezależnie od wyznania. Rewolucję zdusiło wtedy wojsko, budząc strach, który stał się fundamentem spokoju – ale to spokój tylko pozorny.

To dobry kraj do życia – mówi mężczyzna około trzydziestki, paląc papierosa na ulicy tuż obok sklepu z czerwonymi, zielonymi i czarnymi flagami, które, jak przekonuje, są flagami szyickimi. Te flagi to jedne z niewielu symboli szyizmu, które widać w przestrzeni publicznej – nie licząc meczetów, które ocalały od zniszczenia. Sklep znajduje się tuż obok jednego z nich, w okolicach Złotego Suku, wielkiego targowiska, jednej z najważniejszych atrakcji Manamy, stolicy królestwa.

Chociaż to zależy czy jesteś szyitą, czy sunnitą, bo władza to sunnici – dopowiada sprzedawca.

Przestrzega też, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej w Bahrajnie nikogo o te kwestie nie pytać.

 

* * *

 

Oficjalnie podział na szyitów i sunnitów nie istnieje, jest jeden naród Królestwa Bahrajnu.

Niemal połowa mieszkańców żyje w Manamie – ponad 700 tys. z 1,5 mln. Większość kraju pokrywa pustynia, trudna do zamieszkania, ale bogata w złoża ropy.

Na pierwszy rzut oka Manama przypomina Dubaj, jest tylko trochę mniejsza.

Nadmorskie city otoczone jest lazurową wodą, ale nie ma do niej dojścia – plaża to jedynie niewielki skrawek skał, obok którego stanęły ławki, plac zabaw i kilka drzew.

Wszędzie piętrzą się szklane biurowce i pięciogwiazdkowe hotele. Przemieszczanie się między nimi pieszo to ogromne wyzwanie, miasto poprzecinane jest kilkupasmowymi drogami i tylko z rzadka pojawiają się przejścia dla pieszych, choć i tak prawie nikt z nich nie korzysta, bo tu wchodzi się niemal wprost pod koła rozpędzonych samochodów. Wysoka temperatura sprawia, że po kilkunastu minutach marszu zaczyna się kręcić w głowie.

DZ Bahrajn
Autorka ilustracji: Małgorzata Suwała

Ale wystarczy tylko kilka minut jazdy od sunnickiego meczetu Al-Fatiha, głównej atrakcji turystycznej, by wjechać w labirynt poskręcanych niczym serpentyny ulic, przy których stają niskie, podniszczone i chaotycznie postawione budynki mieszkalne. To dzielnice zamieszkiwane głównie przez szyitów.

Są w Manamie taksówkarze, którzy mieszkają w stolicy całe życie, a nigdy tu nie byli, mimo że ten szyicki kwartał to nadal centrum miasta.

Niskie budynki okalają ruiny muru zwieńczone drutem kolczastym. To pamiątka po protestach sprzed dekady – tych, które rozjechały saudyjskie czołgi. Ściany muru i domów gdzieniegdzie pokrywa graffiti, każde niedbale zamalowane wyblakłą już farbą. Część z haseł nadal można odczytać. Jedno z nich jest w języku angielskim: „Freedom. Down with the government”. Wolność. Przez z rządem.

Tylko takie nieliczne znaki świadczą dziś o tym, że niedawno działa się w tym mieście rewolucja.

 

* * *

 

Maleńki Bahrajn leży między młotem a kowadłem – szyickim Iranem i sunnicką Arabią Saudyjską. Położone w strategicznym miejscu i zasobne w ropę naftową królestwo ma duże znaczenie dla lokalnego układu sił, a także dla Stanów Zjednoczonych, które mają tu swoją bazę wojskową.

Dyskryminacja szyickiej większości – stanowiącej 70 procent ludności – nasiliła się w latach 30. XX wieku, gdy Bahrajn jako pierwszy kraj Zatoki zaczął wydobywać ropę, a dzięki zyskom w królestwie szybko zaczęła rozwijać się administracja państwowa. Do jej tworzenia nie zaproszono jednak szyitów – władza skupiała się w rękach sunnickich elit, przede wszystkim rodu Al-Chalifa, który w XVIII wieku odbił archipelag z rąk Persów.

W kolejnych dekadach nierówności między szyitami a sunnitami pogłębiały się. Ci pierwsi byli głównie rolnikami, drudzy zaś zajmowali kluczowe stanowiska polityczne i administracyjne. W 1981 roku doszło do próby przewrotu, za którym stali buntownicy z Muzułmańskiego Frontu Wyzwolenia Bahrajnu, wspierani przez szyickich duchownych z Teheranu (którzy sami doszli do władzy trzy lata wcześniej, w wyniku irańskiej rewolucji islamskiej).

Po nieudanym puczu aresztowano setki osób. Nastał czas prześladowań.

Po raz pierwszy szyici powiedzieli „dość” w grudniu 1994 roku. Bezpośrednią przyczyną ulicznych manifestacji było uwięzienie cieszącego się popularnością duchownego Alego Salmana, który nawoływał do przywrócenia parlamentu, rozwiązanego przed króla dwie dekady wcześniej (Salman kilka miesięcy później został wypuszczony i wydalony z kraju; po latach wrócił i stał się liderem największej opozycyjnej partii Al-Wifak).

Jego uwięzienie było iskrą, która wznieciła ogień.

Mariam (imię zmienione) miała wtedy jedenaście lat. To był pierwszy raz, kiedy widziała uliczne demonstracje. Przerażona obserwowała funkcjonariuszy mierzących do ludzi z broni na gumowe kule – chociaż strzelano też wtedy prawdziwymi – oraz unoszące się nad tłumem chmury gazu pieprzowego.

Dobrze zapamiętała ten dzień. Gdy szła do szkoły, drogę zastąpili jej zamaskowani mężczyźni. Dzieci też miały protestować – nie chodząc na lekcje. Tysiące protestujących trafiło do więzienia, co tylko wzmagało kolejne demonstracje. Uwięzionych przetrzymywano bez postawienia zarzutów, zdarzały się przypadki tortur.

To wtedy Mariam po raz pierwszy poczuła, że chce działać.

Kilkanaście lat później była już absolwentką studiów wyższych, żoną i matką. Pracy w zawodzie nigdy nie dostała – jest przekonana, że powodu swojego wyznania. Po aresztowaniu jej bratanka została też wolontariuszką jednej z bahrańskich organizacji broniących praw człowieka.

Był moim przyjacielem i aktywistą. Oskarżono go o zabójstwo policjanta, chociaż nie miał z tym nic wspólnego – mówi – Początkowo zaangażowałam się tylko po to, żeby go uwolnić. Po dwóch latach uznali, że był niewinny i wypuścili go, a ja zostałam w organizacji.

W 1999 roku władzę po zmarłym ojcu przejął emir Hamad ibn Isa Al-Chalifa (dziś król). By złagodzić napięcia w kraju, zarządził amnestię dla więźniów politycznych. Dwa lata później zorganizował referendum, które doprowadziło do uchwalenia nowej konstytucji, gwarantującej równe prawa wszystkim obywatelom i przekształcenia emiratu w monarchię konstytucyjną. Ale nic to nie zmieniło, szyici byli dalej dyskryminowani.

W kraju nie było też wolności słowa, ale to akurat dotyka wszystkich, nie tylko szyitów.

To za rządów króla Hamada przeprowadzono w kraju pierwsze od dekad wybory parlamentarne – w październiku 2002 roku. W kolejnych, rozpisanych 4 lata później, najwięcej miejsc w Izbie Reprezentantów zajęła opozycyjna, szyicka partia Al-Wifak (zabrakło kilku mandatów, by opozycyjna koalicja osiągnęła większość).

Jednocześnie rosło bezrobocie, głównie w młodych szyitów. Król postanowił wprowadzić reformy gospodarcze, rozwijając inne źródła dochodu niż złoża ropy – między innymi turystykę i bankowość. Królestwo zyskiwało coraz bardziej istotną pozycję na arenie międzynarodowej, zwłaszcza dzięki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi, które prowadziły wtedy w regionie swoją antyterrorystyczną krucjatę.

Ale pod powierzchnią cały czas wrzało, co jakiś czas budziły się pojedyncze, niewielkie protesty.

 

* * *

 

Fala buntu, która zaczęła się w Tunezji i Egipcie, a z czasem rozlała się na inne państwa Maghrebu i Bliskiego Wschodu, dotarła do Bahrajnu 14 lutego 2011 roku. Wielu młodych ludzi zorganizowało się przez media społecznościowe. Dzień Gniewu – tak go nazwali.

Były to największe protesty, jakie widział ten kraj w swojej historii. Dołączyli do nich też członkowie Al-Wifak. „Ludzie chcą upadku reżimu”, „Ani szyita, ani sunnita. Jestem Bahrańczykiem”, „Gotowi, by umrzeć za Bahrajn” – skandowano. Szyickie dzielnice otoczyli żołnierze, protesty brutalnie tłumiono, a manifestanci byli więzieni i torturowani.

Jednym spośród tysięcy protestujących był Sayed Ahmed al-Wadaei. Po tamtych wydarzeniach została mu pamiątka – głęboka blizna na czole.

Razem z innymi protestującymi okupował wtedy Plac Perłowy – rondo, na którym zbierały się największe tłumy, nazywane tak od monumentu w kształcie perły podtrzymywanej przez sześć ramion, symbolizujących sześć członków Rady Krajów Zatoki: Arabii Saudyjskiej, Kataru, Kuwejtu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu i Bahrajnu.

Po Dniu Gniewu nastał Krwawy Czwartek. Policja urządziła nalot czwartego dnia protestów, już po zmroku. Sayed razem z przyjaciółmi spał w namiocie. Obudził się i już kilka sekund później dostrzegł nadbiegających funkcjonariuszy, którzy bez ostrzeżenia pryskali w tłum gazem pieprzowym. Rzucili Sayeda na ziemię i zaczęli bić. Nie był w stanie stawić oporu, więc udawał, że nie żyje. Słyszał, jak między kolejnymi ciosami z ust policjantów padały słowa: „Allahu Akbar”, Bóg jest wielki.

Tamtej nocy zginęły cztery osoby, setki zostały ranne. Władze uniemożliwiły karetkom dotarcie do ofiar przemocy.

Na znak protestu wobec przemocy posłowie Al-Wifak wystąpili z parlamentu (zajmowali 18 z 40 miejsc w Izbie Reprezentantów). O zorganizowanie protestów rząd oskarżał Iran. Ajatollahowie potępili przemoc wobec manifestantów – i na tym ich wsparcie dla braci szyitów się skończyło.

Miesiąc po rozpoczęciu protestów na wezwanie rodziny królewskiej do Manamy wjechało około tysiąca żołnierzy z Arabii Saudyjskiej i kilkuset ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Sąsiadów nie trzeba było długo namawiać – zakończenie rozruchów w Bahrajnie miało powstrzymać ewentualne protesty w Arabii Saudyjskiej, gdzie żyje mniejszość szyicka, podobnie jak w Emiratach.

Następne wydarzenia w Manamie przebiegły błyskawicznie: wprowadzenie stanu wojennego, przepędzenie protestujących z placu, koniec rewolucji. Protestujący zaczęli masowo trafiać do więzień.

Zamknięto też Sayeda. Spędził pół roku w największym w kraju więzieniu Jau. Był torturowany.

Dopiero tam poznałem prawdziwą twarz tego reżimu. W Bahrajnie szyici są traktowani jak gorszy sort ludzi, a torturowanie przeciwników władzy jest elementem systemowego łamania ich ducha – mówi.

Kilka miesięcy po wyjściu z więzienia, jeszcze w 2011 roku, uciekł do Wielkiej Brytanii. Podobnie jak wielu innych demonstrantów, pozbawiono go obywatelstwa – był wrogiem Królestwa. Dziś mieszka w Londynie, gdzie kieruje założoną przez siebie organizacją BIRD (Bahrain Institute for Rights and Democracy, Bahrański Instytut na rzecz Praw i Demokracji).

Po nieudanej rewolucji nadzieja na zmiany malała z każdym rokiem. Pięć lat po Arabskiej Wiośnie partia Al-Wifak została zdelegalizowana – jako dążąca do przewrotu komórka irańskiej agentury.

Ali Salman, ten sam, którego aresztowanie wznieciło protesty 24 lata wcześniej w 2018 roku, dostał karę dożywocia.

 

* * *

 

Władze szybko rozprawiły się z symbolem protestów, burząc perłowy monument. Zresztą Placu Perłowego też już nie ma, dziś to skrzyżowanie Al-Faruk, co dla sunnitów oznacza wodza, „tego, który odróżnia dobro od zła”. Ten tytuł nadano kalifowi Umarowi, uwielbianemu przez sunnitów, ale nienawidzonemu przez szyitów za zabicie Fatimy, córki Mahometa.

Mariam mówi, że służby specjalne nadal stacjonują w okolicy byłego ronda. Pilnują, by nikt się tam nie gromadził. Mimo to od czasu do czasu wciąż zdarzają się tu niewielkie protesty. W sierpniu 2023 roku, gdy czterystu więźniów politycznych podjęło strajk głodowy, na ulice wyszły ich rodziny, bo okazać wsparcie i domagać się uwolnienia swoich bliskich.

Strajk głodowy to popularna w Bahrajnie metoda protestu. W największym do tej pory, kiedy zdecydowali się na niego więźniowie Jau, wzięło udział 800 osób. Był wśród nich Ahmed Dżafar Mohamed Ali, dysydent, który po ucieczce przed reżimem do Serbii został wbrew prawu zawrócony do Bahrajnu.

Strażnicy spryskali mu twarz gazem łzawiącym, po czym zakuli go w kajdanki. Następnie zabrali go w miejsce, gdzie nie było kamer, i brutalnie pobili. Potem zaczęli znieważać jego wiarę. Jeden ze strażników powiedział: „Zamknęliśmy was tu, żeby gwałcić wasze matki” – relacjonuje jego losy Sayed Ahmed al-Wadaei.

BIRD szacuje, że w bahrańskich więzieniach przebywa nawet 3,8 tys. więźniów politycznych (w tym 14 duchownych; po protestach z 2011 roku część szyickich świątyń została zburzona, a przywódcy religijni aresztowani i poddani torturom).

Od 2011 roku drastycznie wzrosła w Bahrajnie też liczba wyroków śmierci, często wydawanych na podstawie zeznań wymuszonych torturami. Od czasu Arabskiej Wiosny na śmierć skazano ponad 50 osób.

Według Freedom House Foundation Bahrajn jest jednym z najbardziej opresyjnych państw na Bliskim Wschodzie. O łamaniu praw człowieka zarówno szyitów, jak i pracowników imigranckich w Bahrajnie donosił w 2022 roku Komitet Narodów Zjednoczonych ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej, podkreślając, że od dekad nie zaobserwowano w tym zakresie poprawy.

Ostatnia niezależna gazeta w Bahrajnie została zamknięta w 2017 roku. W rankingu wolności prasy Reporterów Bez Granic Bahrajn znajduje się na 168. miejscu (na 180 państw ujętych w zestawieniu).

 

* * *

 

Bahrajn bardzo dba, by inne państwa, zwłaszcza te zachodnie, postrzegały Królestwo jako kraj tolerancyjny i otwarty.

W maju 2023 roku w Manamie odbyła się druga konferencja „O Wolności Religii i Wyznania”, współorganizowana przez Bahrajn i Unię Europejską. Zaproszeni zostali między innymi ambasadorowie, profesorowie, bahrańscy i europejscy ministrowie i posłowie, a także muzułmańscy, żydowscy i chrześcijańscy przywódcy religijni oraz kilkadziesiąt młodych obywateli 25 państw europejskich i Bahrajnu, którzy „aktywnie i entuzjastycznie zaangażowali się w dialog z decydentami obu regionów” (tak o ich roli w wydarzeniu napisali organizatorzy).

Konferencję otworzyła uroczysta gala. Sala kongresowa okazałego Gulf Hotel wypełniona była po brzegi, a między gośćmi cicho krzątali się kelnerzy z Indii i innych państw południowej Azji, co chwilę serwując kolejne przekąski. Przy bufecie uginającym się od mięs, deserów, sałat i owoców stanęły dwa duże torty, oba z flagą Unii Europejskiej i godłem Bahrajnu wykonanymi z lukru.

Podczas gali kobiecy głos dobiegający z głośników wyrecytował Deklarację Królestwa Bahrajnu, która mówi o respektowaniu każdej wiary i życiu w pokoju oraz wzajemnym szacunku. Jej kolejne zdania przewijały się na wielkim telebimie: „Obowiązkiem rządów jest poszanowanie i ochrona w równym stopniu zarówno mniejszości, jak i większości religijnych. Ani jedni, ani drudzy nie powinni być narażeni na groźby, zniesławienie lub ataki, ani też nie powinni być dyskryminowani ze względu na swoją Wiarę”.

Z telebimu na zebranych spoglądał też król Hamad Bin Isa Al-Chalifa. Sam nie pojawił się na konferencji, nie pojawiła się też szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen, ale, jak zapewniali organizatorzy, życzyła gościom owocnych spotkań i rozmów na temat wolności religijnej – w trakcie trzydniowej konferencji uczestnicy dyskutowali między innymi o wpływie internetu na rozprzestrzenianie się terroryzmu oraz o konieczności zadbania o mniejszości religijne na świecie w obliczu zmian klimatu.

Jedno z wielu przemówień wygłosił były ambasador Unii Europejskiej Patrick Simonnet, który stwierdził, że „Bahrajn jest inspiracją dla innych państw w regionie”.

Konferencji towarzyszyła wystawa, gdzie swoje stanowiska miały poszczególne ministerstwa królestwa i lokalne uniwersytety. Swoje stoisko miała też ambasada Polski w Kuwejcie, pokazywano na nim kolorowe albumy z polskimi krajobrazami i rozdawano ołówki w ludowe wzory.

A na stoisku gubernatorstwa stolicy Bahrajnu mężczyzna w białej dżalabiji opowiadał o pięknie i otwartości Królestwa, uśmiechając się radośnie do europejskiej młodzieży. Ale na pytanie, czy kiedykolwiek pojawiły się konflikty między szyitami i sunnitami, jego twarz na chwilę stężała. – Nigdy – odparł stanowczo.

Dla wielu obywateli Bahrajnu wyznanie rzeczywiście nie ma znaczenia. Przekonują, że mają wśród przyjaciół zarówno szyitów, jak i sunnitów. Udowodniła to Arabska Wiosna, kiedy protestowali ramię w ramię. Przynależność religijna liczy się przede wszystkim dla rządzących.

Religia na Bliskim Wschodzie jest bardzo chętnie wykorzystywana jako narzędzie do prowadzenia polityki tożsamościowej, zagranicznej i do legitymizacji władzy – tłumaczy Zuzanna Roszka-Żukowska doktorantka z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Ostatniego dnia konferencji uczestnicy zostali zaproszeni na wycieczkę do Wielkiego Meczetu, katedry anglikańskiej, kościoła rzymsko- i grekokatolickiego, świątyni Hare Kryszny, synagogi i szyickiego meczetu. Bo wszystkie religie, jak mówi władza, mają w kraju pełną swobodę.

 

* * *

 

Nadzieją na zmianę w kraju może okazać się książę koronny Salman bin Hamad Al-Chalifa, który objął stanowisko premiera trzy lata temu.

W Bahrajnie to właśnie szef rady ministrów, a nie król czy parlament, ma największą władzę. Książę Salman uważany jest za zwolennika reform w kraju, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, zmarłego trzy lata temu szejka Chalify, który nie godził się na żadne ustępstwa względem obywateli (szejk obejmował urząd do śmierci w wieku 84 lat; rządził niemal przez pięć dekad).

Chociaż trudno spodziewać się, że rząd poluzuje żelazny uścisk, w jakim trzyma szyitów, to jednak wiele zależy od premiera Salmana, który w przyszłości obejmie po swoim ojcu także tron. To właśnie on w czasie Arabskiej Wiosny nawoływał do dialogu i deeskalacji konfliktu oraz wyraził gotowość do współpracy ze społecznością szyicką – komentuje Roszka-Żukowska

I dodaje: – Z nieoficjalnych źródeł wynika, że premier w 2022 roku doprowadził do mianowania większej liczby szyickich ministrów Bahrajnu, tym samym ograniczając liczbę Khawalidów, konserwatywnych członków jednej z istotnych gałęzi rodziny królewskiej, zasiadających w rządzie.

Obecny szef rządu ukończył studia na Zachodzie i aktywnie wspierał swojego ojca w ustanowieniu nowej konstytucji w 2001 roku. W 2019 roku pojechał z wizytą dyplomatyczną do Stanów Zjednoczonych, a 13 marca 2023 roku odbyło się spotkanie przedstawicielstwa Bahrajnu z delegacją irańską, zapowiadające odwilż we wzajemnych relacjach.

Z punktu widzenia królestwa, przekonuje Zuzanna Roszka-Żukowska, oficjalne stosunki dyplomatyczne mogą zapobiec ewentualnym wywrotowym wpływom Iranu i zmniejszyć zagrożenie dla wewnętrznej integralności państwa.

Z drugiej strony tego rodzaju kontakty mogłyby – mimo wszystko – zapowiadać poprawę sytuacji społeczności szyickiej w Bahrajnie, ze względu irańskie wpływy oraz opiekuńczą rolę, jaką Iran sprawuje nad szyickimi grupami na Bliskim Wschodzie.

 

* * *

 

Wylatujących z Bahrajnu żegna uśmiechnięta twarz króla. Na zapętlonym wideo do poczciwego władcy machają radosne dzieci, a dookoła dumnie powiewają czerwono-białe flagi narodowe.

Mariam mówi, że ludzie znów wyszliby na ulice, ale się boją. Ci, których wypuszczono z więzienia, nadal są obserwowani – wrócą za kratki, jeśli zrobią cokolwiek, co nie spodoba się władzy.

Sayedowi trudno uwierzyć, że znów mogłoby się dziać na ulicach, ale z drugiej strony – jak mówi – ludzie potrafią zaskakiwać.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku”.