Ilustracja: Adam Wójcicki

Za takie rzeczy chłoszczemy każdego

Singapur cieszy się sławą jednego z najbezpieczniejszych i najlepszych krajów do życia. Żeby podtrzymać ten wizerunek, łamie własne społeczeństwo biciem w szkołach i zabijaniem w więzieniach.
Autorka
Aleksandra Wiśniewska

REPORTAŻ JEST DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI AUDIO (CZYTA KAMILA KALIŃCZAK):

Rząd tego kraju chłoszcze ludzi ratanowym kijem. To barbarzyństwo – grzmi Phil Robertson, zastępca dyrektora azjatyckiego oddziału Human Rights Watch.

W Singapurze chłosta sądowa grozi za ponad trzydzieści przestępstw. W przypadku kilkunastu, na przykład rabunku, handlu narkotykami czy wandalizmu, jest karą obowiązkową.

Skazany zostaje wprowadzony do odosobnionego pomieszczania w więzieniu. O wyroku wie od dawna. O tym, że zostanie wykonany dziś – ledwie od kilku godzin. Taka procedura: czas i miejsce wyznacza sąd, ale oskarżony dowiaduje się o nich w ostatniej chwili, w dniu wymierzenia kary.

Razem ze skazańcem są nadinspektor więzienny, funkcjonariusz wykonujący wyrok i lekarz, który sprawdza, czy nie ma przeciwwskazań do wymierzenia kary. Jeśli nie, funkcjonariusz chwyta ratanową rózgę – długą na ponad metr i na ponad centymetr szeroką. Wymierza cios w obnażone pośladki skazańca.

Rózga jest sprężysta i giętka, całą noc moczyła się w wodzie, żeby nie zostawiała drzazg w ciele skazanego.

Liczba razów zależy od popełnionego przestępstwa i wyroku sądowego, maksymalna to dwadzieścia cztery. Lekarz cały czas monitoruje stan skazanego. Jeśli się pogorszy, przerwie bicie. Razy, które nie padły, zostaną zamienione na karę pozbawienia wolności. Kary nie doświadczą kobiety, mężczyźni powyżej pięćdziesiątego roku życia i przestępcy z wyrokiem śmierci.

Chłosta jest też doraźnie stosowaną karą w więzieniach, domach poprawczych, wojsku, a nawet szkołach.

 

* * *

 

Pod względem edukacji Singapur jest w światowej czołówce, regularnie otrzymuje najwyższe noty w rankingu międzynarodowej oceny uczniów OECD, Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.

Edukacja jest darmowa, a niewielkie opłaty administracyjne nie przekraczają 33 dolarów singapurskich miesięcznie, czyli równowartości niecałych 100 złotych. Dla obywateli. Dla obcokrajowców koszty zaczynają się od ponad 200 dolarów.

DZ Singapur
Autorka ilustracji: Małgorzata Suwała

Nad uczniami czuwa kadra nauczycielska świetnie wyszkolona w Narodowym Instytucie Edukacji. Tylko 30 proc. najlepszych absolwentów może uczyć w szkołach.

W szkołach, w których dzieci poznają nauki ścisłe, kodowanie i robotykę, mogą nagrać film na tle blue screenu w nowoczesnym laboratorium multimedialnym albo uczyć się efektywnej komunikacji w szkolnej rozgłośni radiowej. W szkołach z zielonymi ścieżkami edukacyjnymi, ekologicznymi stawami i grządkami ogródków uprawnych. W szkołach, w których klasy przypominają małe pokoje konferencyjne z płaskimi plazmowymi ekranami komputerowymi i rzutnikami.

I które wciąż są miejscem wymierzania chłosty.

Chłopiec musi opróżnić tylne kieszenie spodni. Pochyla się i opiera ręce na biurku albo krześle, wypina pośladki. Na plecach położą mu książkę albo plastikową osłonę, żeby chronić kręgosłup przed przypadkowym uderzeniem. Do trzech razów – nigdy więcej – cienką rózgą wymierzy mu „mistrz dyscypliny”. To specjalnie przeszkolony pracownik. Czasem jego zadanie przejmuje przełożony szkoły, nigdy „zwykły” nauczyciel.

Chłosta nie powinna być wymierzana w gniewie i tuż po karanym zajściu, to chłodno wykalkulowana edukacyjna procedura. Gdy władze szkoły decydują, że powinna być publiczna, ogląda ją nawet ponad tysiąc uczniów.

Chłopiec może zostać wychłostany za palenie papierosów. Albo za picie alkoholu. Za powtarzającą się niesubordynację albo inne przewinienie z listy sporządzonej przez Ministerstwo Edukacji. To ono podaje placówkom edukacyjnym ścisłe wytyczne stosowania kary cielesnej. Jednocześnie jednak przyznaje im pełne uprawnienia do sprawowania odpowiedzialności za dyscyplinę uczniów.

Oznacza to, że szkoły mogą ustalać własne zasady, o ile mieszczą się w ramach ministerialnych. Zasady te podawane są do wiadomości uczniów i rodziców m.in. podczas zapisów do szkoły.

Rodzice, ponieważ nie są bezpośrednimi pracodawcami nauczycieli, według prawa nie mają wpływu na stosowanie kary cielesnej wobec ich dzieci – chyba że w rażący sposób zostaną przekroczone wytyczne Ministerstwa Edukacji. Jedna z matek nie została poinformowana o wymierzeniu chłosty jej jedenastoletniemu synowi. Do tego odkryła ślady rózgi na ramieniu i nodze chłopca. Zgłosiła sprawę na policji.

Według AM, byłego nauczyciela, który chce pozostać anonimowy, dziś wobec kłopotliwego ucznia stosuje się najpierw szereg innych środków wychowawczych. Począwszy od praktyk refleksyjnych, podczas których dziecko ma się zastanowić nad swoim zachowaniem, po zawieszenie w prawach ucznia. Jeśli te środki nie pomagają, stosuje się chłostę, a wreszcie wydalenie ze szkoły.

Wstępne interwencje zwykle podejmują nauczyciele. Dopiero potem sprawę przejmuje „mistrz dyscypliny”.

AM pamięta, że latach dziewięćdziesiątych, kiedy sam chodził do szkoły, „mistrzów dyscypliny” codziennie widywało się na korytarzach. Chodzili pomiędzy uczniami z rózgą, przypominając o właściwym zachowaniu. Chłosta była wtedy powszechnie akceptowana, a nawet popierana przez rodziców.

Moi wręcz zachęcali nauczycieli do bicia mnie. Wynikało to z kultury azjatyckiej, w której rodzice zwykli bić rózgą dzieci, gdy źle zachowywały się w domu – wspomina dziś.

Singapur od ogłoszenia niepodległości w 1965 roku jest członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych, która radykalnie potępia kary cielesne, w tym chłostę.

To prawda – przyznaje AM – Ale, jak mówiłem, chłosta w szkole jest już dość archaiczną formą kary. Poza tym Singapur nie ugina się pod wpływem zewnętrznych nacisków na nasze konstytucyjne prawa.

Konstytucyjność chłosty – przynajmniej sądowej – została jednak zaskarżona. Ostatecznie sąd apelacyjny skargę konstytucyjną oddalił. Uznał bowiem, że chłosta stosowana w Singapurze nie jest równoznaczna z torturami, a prawo międzynarodowe i prawo krajowe to dwa odrębne systemy prawne.

Phil Robertson z Human Rights Watch uważa jednak, że prawo krajowe komplikuje relacje Singapuru z rządami innych krajów. Na dowód przywołuje przypadek amerykańskiego nastolatka, Michaela Faya.

W 1994 roku sąd skazał osiemnastoletniego wówczas licealistę Singapore American School na cztery miesiące więzienia i sześć uderzeń rózgą. Fay przyznał się do pomalowania sprayem kilkunastu samochodów oraz niszczenia mienia, w tym kradzieży znaków drogowych. Karę chłosty potępił ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, Bill Clinton. Wpłynęło to na jej nieznaczne złagodzenie. Fay zamiast sześciu uderzeń dostał cztery.

Po reakcji Clintona Singapur powiedział: „Cóż, za takie rzeczy chłoszczemy każdego”. Ale pytanie nie brzmi: czy robią to każdemu? Pytanie brzmi: dlaczego w ogóle to robią? – komentuje Robertson.

 

* * *

 

Pięćdziesięciodwuletni marmurowy sir Thomas Stamford Raffles stoi z rękoma złożonymi na piersi i zmarszczonym czołem, odwrócony plecami do popularnych restauracji i klubów nocnych. Jakby nie uznawał, że mieszczące je shophouses (domy-sklepy, w których piętro mieszkalne mieściło się nad obszernym usługowym parterem) zmieniły swoją funkcję. W czasach, kiedy po lokalnej rzece pływały jeszcze barki i łodzie z towarami, były ośrodkiem handlu.

Zaplanował je właśnie Raffles, podobnie jak cały Singapur.

Cieśnina Malakka jest jednym z najważniejszych światowych szlaków handlowych. Dlatego leżąca nad nią rybacka wioska od XI wieku stale przechodziła z rąk do rąk kolejnych regionalnych potęg, aż wreszcie kilkaset lat później zainteresowali się nią Brytyjczycy, którzy przegrywali wyścig handlowy regionie z Holendrami i desperacko potrzebowali zabezpieczyć szlak morski pomiędzy Indiami a Chinami.

To dlatego w 1819 r. Raffles przybił do brzegów wyspy dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dziś stoi jego marmurowy pomnik, wydzierżawił ziemię od sułtana Johoru i założył na niej placówkę handlową z wolnym portem. Dziś to wydarzenie utożsamia się z powstaniem Singapuru.

Brytyjczycy, ustanawiając miejscowe prawo, skopiowali je niemal dokładnie ze swoich własnych kodeksów. Włącznie z ustawowym biciem chłopców w szkołach, stosowanym na skalę niespotykaną nigdzie indziej na świecie. Parlament w Londynie zdelegalizował je dopiero w 1986 r., po nakazującym to wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Choć zakaz chłosty objął wówczas tylko szkoły publiczne, w prywatnych zachowano tę karę znacznie dłużej – w Anglii i Walii do 1998 r., w Szkocji do 2000, a w Irlandii Północnej aż do 2003.

Singapur, choć uzyskał niepodległość w 1965 roku i zmodyfikował wiele miejscowych praw, do dziś zachował większość ustanowionych przez Brytyjczyków kar. A w niektórych przypadkach nawet rozszerzył ich zakres.

 

* * *

 

Lotnisko we wschodniej dzielnicy Changi to brama na cały świat – rocznie przechodzi przez nią ponad pięćdziesiąt milionów pasażerów. Na lotnisku są salony spa, salon gier z kinem, miniogrody i basen na dachu. Jest też klejnot, Jewel Changi Airport – wciśnięty między terminale kompleks rozrywkowo-handlowy z wewnętrznymi ogrodami i czterdziestometrowym wodospadem.

Lotnisko jest lśniące i dopieszczone, kontrastuje z murami położonego zaraz obok więzienia. W którym wciąż wymierza się karę śmierci.

W czasach brytyjskiej kolonii taki wyrok wydawano tylko za zdradę stanu i morderstwo. Dziś śmiercią przez powieszenie karze się w Singapurze za trzydzieści dwa przestępstwa, w tym handel narkotykami.

Jeden z najważniejszych szlaków handlowych świata ma to do siebie, że płyną nim nie tylko legalne towary i świeżo niepodległe miasto-państwo nie potrafiło sobie poradzić z substancjami sprowadzanymi przez gangi i tajne stowarzyszenia. W 1975 r. znowelizowano ustawę o nadużywaniu narkotyków, zobowiązując sądy do wydawania wyroku śmierci na osoby, którym udowodniono handel, import lub eksport narkotyków w ilościach przekraczających ustalone limity: pół kilograma marihuany, 250 gramów metamfetaminy, 30 kokainy, lub 15 heroiny.

Dla porównania: 15 gramów to pojemność łyżki stołowej.

W 2012 roku prawo dopuściło okoliczności łagodzące. Od tego czasu sądy mogą, zamiast na karę śmierci, skazać oskarżonego na dożywocie z dodatkową karą chłosty. Żeby jednak wymiar sprawiedliwości wziął taką opcję pod uwagę, trzeba spełnić pewne warunki.

Pierwszym z nich jest udowodnienie, że sprawca cierpi na zaburzenia psychiczne, które w znacznym stopniu osłabiły jego odpowiedzialność za popełnienie przestępstwa. Sposób orzekania o tym, czy oskarżony kwalifikuje się do złagodzenia kary, jest jednak bardzo niejasny.

Trudno powiedzieć, jak interpretuje się opinie biegłych psychiatrów. Na przykład osoby, u których zdiagnozowano ADHD, które wykazują większą neuroróżnorodność, które są na granicy niepełnosprawności intelektualnej, wciąż nie są w stanie udowodnić, że stan psychiczny miał wpływ na ich czyny – opowiada Kirsten Han, miejscowa dziennikarka i aktywistka społeczna.

Pomaga rodzinom, których bliscy przebywają w celach śmierci. Często są to rodziny z Malezji, których nie stać na wizyty u skazanego w Singapurze. Jako członkini abolicjonistycznej grupy Transformative Justice Collective, Han organizuje zbiórki na wizy, transport i zakwaterowanie.

Kolektyw pomaga także członkom rodzin i więźniom w kontaktach z prawnikami, przygotowywaniu apeli o ułaskawienie, oraz tłumaczeniu oficjalnych pism, bo osadzeni i ich bliscy często nie znają angielskiego, który jest w Singapurze językiem urzędowym.

Po latach pracy Han wie, że szanse na zmianę wyroku są nikłe. Mówi cichym, spokojnym, ale stanowczym głosem, nawet wtedy, gdy przypomina o sprawie Nagaenthrana Dharmalingama, która wywołała oburzenie na arenie międzynarodowej. W samym Singapurze doprowadziła do rzadko spotykanej manifestacji, żądającej zniesienia kary śmierci.

W 2009 roku dwudziestojednoletniego Malezyjczyka aresztowano za import 43 g heroiny. W czasie procesu twierdził, że nie znał zawartości paczki przywiązanej do jego uda i zgodził się ją przetransportować pod naciskiem.

Biegły ocenił iloraz inteligencji Nagaenthrana na sześćdziesiąt dziewięć – na granicy niepełnosprawności intelektualnej. Orzekł, że niskie IQ mogło przyczynić się do wyrażenia zgody na popełnienie przestępstwa. Mężczyzna został jednak skazany na szubienicę, a egzekucja odbyła się ponad dekadę później, po tym, jak Nagaenthran wyczerpał wszystkie możliwe środki prawne zaskarżające wyrok oraz apelacje, łącznie z prośbą o ułaskawienie do prezydenta.

Druga możliwość zamiany wyroku śmierci na karę dożywocia otwiera się, gdy oskarżony udowodni, że był jedynie kurierem. Dodatkowo musi posiadać certyfikat, który potwierdza udzielanie istotnej pomocy organom odpowiedzialnym za zwalczanie przestępstw narkotykowych. Certyfikat wystawia prokurator.

Prawnicy widzą poważne problemy w sposobie przyznawania dokumentu.

Nie mamy możliwości zweryfikowania, czy oskarżony udzielił wystarczającej pomocy. Nie mamy wglądu w decyzję prokuratora. A to on ostatecznie może przyznać certyfikat albo nie – tłumaczy prawnik Jing Yen Chooi.

Chooi jest wspólnikiem w niewielkiej kancelarii prawniczej, która cieszy się opinią mocno zaangażowanej w poprawę dostępu do wymiaru sprawiedliwości i obronę podstawowych wolności obywatelskich. Nawet jeśli oznacza to wystąpienie przeciw państwu.

Prawnicy kancelarii wnieśli skargę konstytucyjną w sprawie arbitralnego sposobu przyznawania certyfikatu prokuratorskiego. Argumentowali, że decyzyjność w wydawaniu zaświadczenia osobie, której grozi kara śmierci, w istocie przyznaje prokuratorowi władzę sądowniczą, a zatem narusza konstytucyjną zasadę podziału władzy.

Sąd apelacyjny skargę odrzucił.

 

* * *

 

Singapur to Azja w pigułce.

Jeżeli odliczyć 2,3 miliona cudzoziemców ze statusem stałego rezydenta, oraz ekspatów i zagranicznych studentów, to na pozostałe 3,5 miliona składają się obywatele pochodzenia chińskiego (75,6 proc.), malajskiego (15,1 proc.), indyjskiego (7,5 proc.) i euroazjatyckiego (1,7 proc.).

Dzwonnice kościołów chrześcijańskich sąsiadują tu z minaretami meczetów, świątynie hinduskie stoją ściana w ścianę z buddyjskimi. Politycznie poprawne jest nawet nowoczesne metro. O luce między wagonem a peronem przestrzega się w czterech oficjalnych językach – angielskim, mandaryńskim, tamilskim i malajskim. Według konstytucji Singapuru wszystkie grupy etniczne są równe.

Poza kartami konstytucji rzeczywistość wygląda nieco inaczej.

Ankieta z 2019 roku ujawniła, że jeden na czterech Singapurczyków spotkał się z dyskryminacją rasową podczas wynajmu nieruchomości. Doświadczyła jej niemal połowa miejscowych Hindusów. Jedna trzecia Malajów i Hindusów czuła się dyskryminowana w pracy. Malajowie odstają również od reszty populacji pod względem wyższej edukacji i średniego dochodu gospodarstwa domowego.

Gwarantowanej konstytucyjnie równości nie ma nawet w obliczu śmierci.

W kwietniu 2023 roku został stracony czterdziestosześcioletni tamilski Singapurczyk Tangaraju Suppiah. Nie z powodu samego przemytu, ale za rzekomy udział w spisku, którego celem był import 1,2 kg konopi indyjskich z Malezji. Tangaraju utrzymywał, że telefon użyty do popełnienia przestępstwa, wcześniej zgubił. Dochodzenie opierało się na zeznaniach dwóch współoskarżonych w sprawie, występujących w charakterze świadków. Zarzuty w stosunku do jednego z nich zostały później oddalone.

Sprawę uważnie obserwowały organizacje praw człowieka. Aktywiści zgłosili poważne obawy w stosunku do poszlakowych dowodów winy oraz nieprawidłowości w procesie dochodzeniowym i prawnym. Wskazywali, że Tangaraju nie złapano na gorącym uczynku, nie brał udziału w przemycie. Twierdzili też, że mężczyzna miał utrudniony dostęp do wsparcia prawnego oraz tamilskiego tłumacza, o którego prosił w czasie przesłuchań. Oba zarzuty Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Singapuru dementuje jako fałszywe.

Pochodzenie Tangaraju z tamilskiej mniejszości etnicznej było jedną z przyczynek do wystosowania przez Organizację Narodów zjednoczonych apelu o nałożenie natychmiastowego moratorium na wykonywanie kary śmierci.

Już dwa lata wcześniej ONZ wyraziło zaniepokojenie faktem, że egzekucje w Singapurze w nieproporcjonalny sposób dotykają osoby należące do mniejszości etnicznych. Według podawanych przez ONZ danych, 84 proc. wszystkich egzekucji za handel narkotykami wykonano na Malajach.

W tym samym roku szerokim echem odbił się pozew złożony przeciw prokuratorowi generalnemu przez siedemnastu więźniów pochodzenia malajskiego. Skazani na karę śmierci za przestępstwa narkotykowe twierdzili, że naruszono ich konstytucyjną gwarancję równego traktowania. Więźniów reprezentował prawnik M Ravi, znany z działań na rzecz praw człowieka.

Sąd pozew oddalił. Dodatkowo nakazał M Raviemu pokryć koszty finansowe przegranej sprawy.

Nakładanie zobowiązań finansowych na apelujących prawników i oskarżanie ich o nadużywanie procesu sądowego to częsty zabieg w Singapurze. W 2022 roku weszła w życie ustawa surowo traktująca wnioski postapelacyjne, które skazany składa przez swojego prawnika po odrzuconej apelacji i po wyznaczeniu daty egzekucji. Często wnoszone są w ostatniej chwili, bo pojawiły się nowe dowody, bo zmieniało się prawo, bo tak naprawdę to ostatnia deska ratunku człowieka stojącego w obliczu śmierci.

Dla prawników postapelacje stały się bardzo niebezpieczne – zauważa prawnik Jing Yen Chooi – Musimy na przykład pod przysięgą złożyć imienne zaświadczenie, że wierzymy w zasadność wniosku i wyjaśnić, na jakich podstawach. Sąd wciąż może jednak uznać, że wniosek jest nadużyciem proceduralnym i nakazać pokrycie kosztów postapelacji. Zaciera to granicę między odpowiedzialnością zawodową a personalną – przekonuje.

Naciski na prawników stały się podstawą pozwu cywilnego przeciw państwu wniesionego przez dwudziestu czterech skazańców. Twierdzili w nim, że prawnicy boją się podejmować sprawy apelacyjne i skazani muszą reprezentować sami siebie. Zdaniem więźniów, proceder ogranicza im dostęp do pomocy prawnej, a co za tym idzie, do sprawiedliwego procesu.

Sąd pozew oddalił.

 

* * *

 

Według informacji Singapurskiej Służby Więziennej przez ostatnie pięć lat wykonano dwadzieścia osiem wyroków, w tym dwadzieścia cztery za przestępstwa narkotykowe.

Każdy więzień oczekujący na wykonanie wyroku śmierci, po ostatecznej apelacji składa prośbę o prezydenckie ułaskawienie. Jednak już rutynowo zakładamy, że zostanie odrzucona. Prezydent może udzielić ułaskawienia jedynie za rekomendacją rady ministrów, a wiemy, że to nie nastąpi. Rząd twierdzi, że egzekucje mają skutek odstraszający i przywołuje różne statystyki – mówi Chooi.

Wiarygodność rządowych statystyk to jedno. Większym problemem jest ich brak. Nie ma na przykład bieżących raportów na temat tego, ile osób przebywa w danej chwili w celach śmierci, aktywiści na podstawie własnych obliczeń podejrzewają, że to około pięćdziesięciu osób.

Jedyny sposób na zdobycie aktualnych danych, to samodzielne zrobienie listy. Wszystkie te rozprawy są jawne, każdy może wziąć w nich udział i śledzić liczbę przypadków. Ale to ciężka, ciężka praca – mówi Chooi.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podaje natomiast szczegółowe dane dotyczące poparcia dla kary śmierci: według nich ponad 80 proc. społeczeństwa uważa ją za skuteczny środek odstraszający. Na podobny trend wskazują wspólne badania Narodowego Uniwersytetu w Singapurze, Singapurskiego Uniwersytetu Zarządzania i pozarządowej organizacji praw człowieka MARUAH z 2018 roku.

Badacze podkreślają jednak, że poparcie malało, kiedy dodawano kontekst, na przykład przedstawiono scenariusze typowych spraw karanych śmiercią albo oferowano alternatywne opcje wymiaru kary, takie jak dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Do tego aż 60 proc. ankietowanych przyznało, że nie wie o karze śmierci nic lub wie niewiele.

Dla Kirsten Han jedną z przyczyn znikomej wiedzy Singapurczyków na temat najwyższego wymiaru kary jest rządowa kontrola mediów, które albo nie informują o przypadkach kar śmierci, albo informują w sposób nieobiektywny.

Lokalnej społeczności łatwiej dotrzeć do informacji, kiedy sprawa zyska rozgłos światowy. Wtedy jest obecna i w mediach międzynarodowych, i społecznościowych – mówi Han.

 

* * *

 

Jedyne miejsce w kraju, gdzie Singapurczycy mogą legalnie demonstrować lub przemawiać publicznie, jest nieco większe od boiska piłkarskiego, naszpikowane kamerami i przylega do posterunku policji.

To otwarty w 2000 r. Speakers’ Corner, dosłownie „kącik mówców” – wzorowany na części londyńskiego Hyde Parku, gdzie od XIX wieku każdy Brytyjczyk może publicznie głosić swoje poglądy. W singapurskim parku Hong Lim jeszcze do 2008 r. potrzebne było na to policyjne pozwolenie. Teraz teoretycznie wystarczy rejestracja na stronie Zarządu Parków Narodowych, który ma jednak prawo w dowolnym momencie przerwać zgromadzenie.

Rozporządzenie o porządku publicznym z 2020 r. ogranicza też tematy, jakie mogą być podejmowane w Speakers’ Corner: zakazuje poruszania spraw związanych z religią i takich, które mogą wywołać napięcie między grupami etnicznymi.

Jeszcze w tym samym roku, gdy rozporządzenie weszło w życie, na jego podstawie zatrzymanych zostało dwoje nastolatków, którzy publicznie prezentowali plakaty krytykujące firmy paliwowe – chociaż każde z nich zrobiło to samodzielnie, innego dnia i w innym miejscu, to obie akcje zostały uznane za nielegalne zgromadzenia, nastolatków przesłuchiwano na komisariacie.

Podobne doświadczenie ma Kirsten Han. W 2022 r. w dniu egzekucji jednego ze skazanych spotkała się z kilkoma przyjaciółmi przed więzieniem. Usiedli w kręgu i cicho rozmawiali, zapalili świeczki w intencji mężczyzny. Po niecałej godzinie zjawiła się policja, żeby spisać zebranych. Miesiąc później, gdy zbliżała się kolejna egzekucja, grupa znów zebrała się pod więzieniem. Tym razem tylko zrobili sobie zdjęcie i natychmiast odeszli. To też zostało uznane za nielegalne zgromadzenie, a Han i jeden z jej przyjaciół zostali wezwani na przesłuchanie.

Ludzie często mówią, że aktywiści są sami sobie winni. Przecież wiemy, jakie są zasady i wiemy, co nas czeka – zauważa Han – Ale są osoby, które dziękują za to, co robimy. Bo myślą podobnie, ale boją się głośno to wyrazić, boją się, że, że będą obserwowani, a potem represjonowani. Tak jak my.

Władzom chodzi tylko o to, żeby przestraszyć społeczeństwo, żeby nie występowało przeciw rządowi – twierdzi PS, współpracownik lokalnych organizacji charytatywnych, który woli pozostać anonimowy. Kilkanaście lat temu jego mama wraz z trzema innymi osobami stanęła pod siedzibą państwowego funduszu emerytalnego, domagając się większej przejrzystości w jego zarządzaniu. Do rozpędzenia czteroosobowego protestu wysłano kilkudziesięciu mundurowych, w tym policjantów z prewencji uzbrojonych w pałki, tarcze i kaski.

PS twierdzi, że kultura strachu jest w Singapurczykach zaszczepiana od dzieciństwa. Kiedy chodził do szkoły, często spóźniał się na lekcje. Za karę po zajęciach trafiał do „pokoju refleksji”, by przemyśleć swoje zachowanie. „Pokój” przypominał raczej małą celę więzienną – zamknięte drzwi, kraty.

– To była psychiczna tortura – wspomina mężczyzna – Do tego, jeśli ktoś zrobił coś złego, był chłostany przed całą szkołą. Moi rówieśnicy do tej pory boją się wypowiadać przeciw autorytetom, przeciw rządowi.

 

* * *

The Online Citizen, jeden z niewielu serwisów, gdzie publikowane są artykuły krytyczne wobec rządu, od 2022 r. działa… z Tajwanu. Rok wcześniej Urząd ds. Rozwoju Mediów nakazał jego zamknięcie w Singapurze, dlatego że redaktor naczelny odmówił przekazania władzom danych swoich subskrybentów.

Rząd, który i tak kontroluje już media tradycyjne, w ostatnim czasie stara się też rozciągnąć swoją kontrolę nad Internet.

W 2019 r. przegłosowano ustawę, która daje ministrom prawo orzekania, czy informacja udostępniona online jest fałszywa – mogą wówczas nakazać jej sprostowanie, lub usunięcie. Organizacje zajmujące się prawami człowieka twierdzą, że ustawa jest zbyt szeroko i niejasno zakrojona, a ten brak precyzji zapewnia rządowi nieograniczoną swobodę w decydowaniu o tym, co jest „fałszem”, a co nie.

Kolejna ustawa z 2021 r. ma z kolei chronić politykę wewnętrzną i interes publiczny Singapuru przed tajnymi próbami ingerencji „wrogich podmiotów zagranicznych”. Na jej podstawie minister spraw wewnętrznych może nakazać usunięcie treści z Internetu, ograniczyć dostęp do aplikacji mobilnych, a dostawcy usług internetowych i operatorzy mediów społecznościowych mogą zostać zmuszeni do podania informacji o swoich użytkownikach.

Byłoby dobrze, gdyby rząd zaczął współpracować z ludźmi, zamiast ich naciskać. Żeby upuścił trochę pary, zamiast trzymać pokrywkę do ostatniej minuty, kiedy kocioł za bardzo się nagrzeje i zacznie kipieć. Wierzę, że obywatele Singapuru w końcu zmęczą się arbitralną kontrolą polityczną – mówi Phil Robertson.

Jing Yen Chooi widzi przyszłość bardziej pesymistycznie. Jego zdaniem większość Singapurczyków nie zauważa problemu z ograniczaniem praw człowieka. Ludzie sądzą, że dopóki przestrzegają zasad, mogą funkcjonować bez ingerencji państwa. Wiele osób kupuje narrację rządu: że to konieczny kompromis, niezbędny dla dobrobytu i bezpieczeństwa, dla stabilności gospodarczej kraju.

Akceptują ten model, bo przyniósł bardzo wymierne rezultaty.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Aleksandra Wiśniewska

Dziennikarka i podróżniczka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Przemierza świat kamperem przerobionym ze starej karetki. W trasie poszukuje inspirujących historii ludzi, miejsc i wydarzeń. Jej teksty pojawiły się m.in. w magazynach Kontynenty, Poznaj Świat i Charaktery oraz na portalach Onet Podróże, WP Turystyka.