Ilustracja: Iza Dudzik

Byli ludzie, było życie

Bośnia i Hercegowina jest najszybciej wyludniającym się krajem świata, już niedługo ma stracić ponad połowę swoich obywateli. Nigdzie nie widać tego lepiej niż w Glamoču, gdzie jest wszystko, tylko nie ludzie.
Autor
Dariusz Kałan

REPORTAŻ JEST DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI AUDIO (CZYTA KAMILA KALIŃCZAK):

Glamoč, wciśnięty między pastwiska i wzgórza, otoczony oliwkowymi pasami lasów, leży w odludnych rejonach południowo–zachodniej Bośni i Hercegowiny, około 200 kilometrów od Sarajewa. Jedzie się doń krętymi górskimi drogami, miejscami mocno wykarbowanymi, które co jakiś czas przecinają dzikie konie.

W miasteczku jest jeden hotel, dwie szkoły, trzy kościoły, boisko piłkarskie, niemal zrujnowany szpital. I być może więcej kawiarni niż sklepów spożywczych – co potwierdza rytualne zamiłowanie Bośniaków do kawy.

Brakuje tylko ludzi.

Najbardziej rzuca się to w oczy wieczorami, kiedy ulice szybko się wyludniają, światła w oknach niskich bezładnych budynków są zgaszone, a jedyny nocny bar Exit pustoszeje na długo przed północą. Muzyka cały czas gra, a na stole bilardowym czekają rozrzucone bile, jakby ktoś miał zaraz wrócić i dokończyć partię.

Glamoč należy do miast najbardziej dotkniętych kryzysem demograficznym w Bośni. W latach 1991–2022 stracił prawie 3,5 tys. mieszkańców (a cała gmina już ponad 10 tys) i obecnie w tym malowniczym miasteczku mieszka niewiele ponad 1 tys. osób. O ile w liczbach bezwzględnych to niewiele, to już w szerszym ujęciu wyraźniej widać problem.

Z ponad 75–procentowym spadkiem liczby ludności w ciągu ostatnich trzech dekad, Glamoč należy do miast najbardziej dotkniętych kryzysem demograficznym w Bośni.

Która jest obecnie najszybciej wyludniającym się państwem na świecie i według prognoz krajowego urzędu statystycznego, w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat może stracić ponad połowę swoich obywateli.

 

* * *

 

Byli ludzie, było życie – wspomina z uśmiechem swoją młodość Simo Piljak, 73–letni emeryt. Podchodzi tak blisko, jakby wyjawiał jakiś sekret – Nie było czasu na nudę: mieliśmy basen, co kilka dni w kinie puszczali nowy film… Latem nad jezioro przyjeżdżały zespoły z Sarajewa i grały muzykę na żywo.

Jezioro szczególnie przyciągało miłośników przyrody, odkąd w latach 70. zbudowano wokół niego bungalowy. Ale jeszcze większym magnesem dla turystów było unikalne położenie Glamoča: w sąsiedztwie gór i lasów, zaledwie półtorej godziny drogi od chorwackiego wybrzeża Adriatyku. Pół wieku temu miasteczko tętniło więc życiem.

DZ Bosnia
Ilustracja: Małgorzata Suwała

Dziś bungalowy i basen są zdewastowane. Kina też nie ma. Jesienią zniknął nawet jedyny bank – jego siedziba dołączyła do długiej listy opuszczonych budynków. Wiele z nich ma zabite okiennice, lub wybite okna i dziurawe dachy.

Sercem miasta wciąż pozostaje hotel Split, nazwany na cześć jednego z najpopularniejszych chorwackich kurortów. W mieszczącej się na jego parterze restauracji od samego rana schodzą się miejscowi, żeby wymienić najnowsze wiadomości. I, oczywiście, napić się kawy.

W dawnych czasach w Glamoču dobrze się żyło – mówi siedzący za stolikiem Siniša Šolak. Ten barczysty mężczyzna o szerokiej mięsistej twarzy, to miejscowy historyk i statystyk, który w 1995 roku wyjechał z miasteczka, ale 8 lat później, już z dyplomami uniwersytetów z Banja Luki i Belgradu, jako jeden z nielicznych zdecydował się na powrót. Jak wyjaśnia, cisza i bliskość natury pasują do jego spokojnego trybu życia.

Powtarzane przez niego „w dawnych czasach”, to popularna fraza na tych terenach. Rozumie się przez nią nie tylko bogatą ofertę kulturalno–sportową, ale przede wszystkim pełne zatrudnienie, opiekę socjalną i rzekomo pokojowe współistnienie różnych grup etnicznych z lat komunistycznej Jugosławii. Ten złoty wiek symbolizuje ŠIP Šator, państwowe przedsiębiorstwo leśno–przemysłowe założone na początku lat 60., które zmieniło region w jedno z centrów eksploatacji lasów i produkcji drewna dla całej Jugosławii.

Większość miała pracę, jakąś bazę materialną, kwitł handel. A ludzie mniej więcej wiedzieli, jaka przyszłość czeka ich dzieci – tłumaczy Šolak.

Ale firmę częściowo sprywatyzowano, częściowo zamknięto w połowie lat 90. Od tamtej pory w regionie nie ma żadnego dużego pracodawcy, a ci, którzy zostali, utrzymują się głównie z rolnictwa i hodowli zwierząt.

Dziś jedynym wspomnieniem po przedsiębiorstwie jest nazwany na jego cześć NK Šator, klub piłkarski grający na poziomie okręgówki.

Ludzie w Bośni są coraz bardziej sfrustrowani, pensje są poniżające, jest dużo niesprawiedliwości… – opowiada Nikola Radanović, absolwent prawa na uniwersytecie w Banja Luce, drugim największym mieście w kraju. Wysoki, krótko obstrzyżony, o sportowej sylwetce i w modnych okularach przeciwsłonecznych, w pewnym sensie nie pasuje do małomiasteczkowej rzeczywistości.

Wspomina, że pracując w sektorze prywatnym, na własnej skórze doświadczył wielu problemów trapiących jego ojczyznę, w tym wysokiego poziomu korupcji: – Widziałem, jak ludzie są różnie traktowani przez prawo i jak prawo jest zmieniane, żeby zadowolić konkretne grupy – twierdzi, choć zastrzega, że nie będzie wchodzić w szczegóły.

Ma nadzieję, że zapomni o tym wszystkim w Glamoču, gdzie dostał pracę w administracji publicznej i z dziewczyną z sąsiedniej wsi stara się zbudować spokojne życie. – Nie twierdzę, że nie mam większych ambicji, ale na razie dobrze się tu czuję. To jest moje miejsce na ziemi – oznajmia.

 

* * *

 

Moja osobowość została złamana, zanim przybrała jakikolwiek kształt. Nie mam domu, nie czuję, że gdziekolwiek przynależę – opowiada Jelka Duvnjak. Ta szczupła dziewczyna o rozwianych rudych włosach, od 16 lat mieszka w Banja Luce, ale pod wieloma względami nigdy nie opuściła Glamoča.

Miasteczko jest stale obecne w jej życiu; pojawia się w snach i wspomnieniach, a te wcale nie przywołują beztroskiego czasu nad jeziorem. But zgubiony podczas ucieczki przed bombami, gra w karty z żołnierzami, pogardliwe komentarze innych dzieci migrantów – to obrazy, które do dziś prześladują kobietę.

Gdy w 1992 r. w Bośni wybuchła wojna domowa, Duvnjak miała cztery lata. Do miasteczka, zamieszkiwanego wówczas głównie przez Serbów, wkroczyły serbskie wojska i wymordowały dużą część ludności z innych grup etnicznych. Niedługo później rodzina Duvnjak też musiała uciekać z Glamoču: jako przesiedleńcy wewnętrzni znaleźli schronienie w Belgradzie, a po jakimś czasie przenieśli się do Banja Luki, stolicy Republiki Serbskiej, jednej z dwu części składowej Bośni, zamieszkałej głównie przez Serbów.

Wojnę w 1995 r. zakończyło porozumienie pokojowe z Dayton, które wprowadziło delikatną zasadę równowagi i równości Boszniaków (czyli muzułmańskich Bośniaków), Chorwatów i Serbów. Sprawiło jednak, że konflikty etniczne nie zostały rozwiązane, a jedynie przygaszone, a system polityczny jest tak skomplikowany i zdecentralizowany, że elity od dekad nie są w stanie poradzić sobie z masową korupcją, słabością instytucji, ingerencją aktorów zewnętrznych, w tym Rosji, Chin i Arabii Saudyjskiej, a także dążeniami separatystycznymi Serbów

Glamoč leży w Federacji Bośni i Hercegowiny, drugiej autonomicznej części składowej Bośni, w której najwięcej jest Boszniaków i Chorwatów. Tyle, że akurat miasteczko, jak i całą gminę, prawdopodobnie nadal w większości zamieszkują Serbowie: według spisu powszechnego z 2013 roku, stanowili tam 43,5 proc. ludności. Nowszych danych nie ma.

Dla Serbów to źródło dyskomfortu: od drobnych spraw, takich jak pieczątki z herbem Chorwacji na oficjalnych dokumentach, po bardziej istotne, jak obowiązkowa nauka historii Bośni i Chorwacji, oraz języka chorwackiego lub bośniackiego w szkołach. Poprzekreślane znaki drogowe w cyrylicy, regularny widok w drodze do Glamoča, również sprawiają, że wielu Serbów czuje się tu niemile widzianych.

Region jest generalnie uważany za spokojny. Lokalna policja podaje, że w 2021 i 2022 roku w Glamoču zgłoszono odpowiednio tylko 12 i 17 przestępstw, głównie kradzieży. Incydentów o podłożu etnicznym lub religijnym w ogóle nie odnotowano. Dominującą emocją wydaje się tu być apatyczna harmonia, wynikająca z tego, że wszyscy zmagają się z podobnymi trudnościami, co dobrze widać w restauracji hotelu Split, gdzie mieszkańcy z różnych grup etnicznych i o różnych wyznaniach spędzają czas na przyjaznych pogawędkach.

Jelka Duvnjak twierdzi jednak, że pod tą powierzchnią nadal kłębią się urazy i inne toksyczne emocje. Jeśli zostaną odpowiednio zagospodarowane, mogą zamienić region w kolejny ból głowy. – Pokój i pojednanie opierają się na kruchych podstawach – uważa Duvnjak.

 

* * *

 

Nie chcę, żeby moje dzieci zostały w Glamoču – przyznaje w lokalnej pizzerii Blagoj Soldat, szef organizacji humanitarnej dostarczającej ciepłe posiłki chorym i biedniejszym mieszkańcom Glamoča. Z lekko siwiejącymi przerzedzonymi włosami i lekki uśmiechem przypomina mądrego księdza.

Jego 11–letnia córka i 8–letni syn podążą zatem drogą wielu innych młodych, którzy po ukończeniu miejscowych szkoły podstawowej lub średniej wyjeżdżają na studia lub za pracą do Banja Luki, Mostaru, Sarajewa, czy w ogóle za granicę. Zwykle to tam zakładają rodziny, wracają już tylko na wakacje albo długie weekendy.

Soldat nazywa Glamoč „mikrokosmosem bolączek Bośni i Hercegowiny”. Czyli kraju ludzi zawiedzionych ograniczonymi możliwościami ekonomicznymi, zaniedbaną infrastrukturą, złą jakością powietrza, korupcją i brakiem nadziei, że przyszłość przyniesie jakiekolwiek pozytywne zmiany.

Tylko w latach 2011–2019 z Bośni wyjechało około 400 tys. osób, czyli co dziesiąty obywatel. Współczynnik dzietności na poziomie 1,3 nie tylko jest najniższy w Europie, ale według danych Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych oznacza, że na całym świecie mniej dzieci rodzi się tylko w Korei Południowej.

To połączenie załamania liczby rodzących się dzieci i emigracji na dużą skalę sprawia, że dalsze wyludnianie się kraju jest „nie do powstrzymania”, jak twierdzi Draško Marinkovic, demograf z Uniwersytetu w Banja Luce.

Trzecim czynnikiem jest wspomniana impotencja polityczna. – W ciągu ostatnich lat nie powstała żadna wspólna i kompleksowa strategia, która bezpośrednio odnosiłaby się do kwestii rozwoju demograficznego – przyznaje Marinkovic.

Żeby jeszcze bardziej zaciemnić obraz, ekspert dodaje, że obecnie to nie nisko wykwalifikowana męska siła robocza opuszcza Bośnię, jak jakieś 20 lat temu, ale dobrze wykształceni mężczyźni i kobiety. – Takich Glamočow będzie tylko przybywać – mówi Marinkovic.

 

* * *

 

Kto ponosi odpowiedzialność za za sytuację Glamoča? – Ameryka! – wypala emeryt Piljak, nie zastanawiając się nawet sekundę.

Jej grzechem, wyjaśnia, było „zniszczenie Jugosławii”, co sprawiło, że wszystkie nowo powstałe kraje stały się „małe i słabe”. To zresztą powszechny pogląd na Bałkanach: w ankiecie instytutu badawczego Gallup z 2016 roku 77 proc. respondentów z Bośni stwierdziło, że rozpad Jugosławii przyniósł więcej szkód niż pożytku, co było drugim najwyższym wynikiem po Serbii.

Stany Zjednoczone są popularnym chłopcem do bicia. Oskarża się je też o przekształcenie Bośni w „protektorat”, co jest odniesieniem do tego, że skomplikowany system polityczny został ustanowiony z udziałem negocjatorów amerykańskich w Dayton, a do dziś znaczący głos w sprawach wewnętrznych ma zagraniczny administrator wybierany przy wsparciu Waszyngtonu.

Inni, jak Jelka Duvnjak, obwiniają lokalnych polityków. Bo, jak mówi Duvnjak, zamiast skupić się na rozwiązaniu najbardziej palących wyzwań, jak złe prognozy demograficzne, zanieczyszczenie powietrza, czy brak reform prawodawstwa zbliżających Bośnię do UE, rozpalają konflikty etniczne i przejmują aktywa państwa.

Arif Kovačević, przewodniczący Islamskiej Wspólnoty w Glamoču, zwraca jednak uwagę, że to sami obywatele wybierają swoich liderów, a zachodnie rządy odpowiadają przede wszystkim za własne społeczeństwa. – Skala naszych problemów powoduje oczywiste niezadowolenie i utratę obiektywizmu. Mało kto szuka winy w sobie, łatwiej jest wskazać winnego gdzie indziej – mówi Kovačević.

Mieszkańców łączy za to poczucie fatalizmu co do przyszłości miasteczka, które w idealnym świecie mogłoby być topową atrakcją turystyczną Bośni. W szarej rzeczywistości czeka je jednak dalsza zapaść.

Średnia wieku w naszej gminie to prawie 60 lat i bez radykalnych zmian, za mniej więcej dwie dekady Glamoč stanie się pustą przestrzenią – komentuje historyk Šolak – Zniknie z powierzchni ziemi, tak po prostu.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Dariusz Kałan

Reporter i fotograf, współpracownik mediów polskich i zagranicznych, takich jak Washington Post, Der Spiegel, Balkan Insight. Laureat pierwszej nagrody za najlepszy reportaż przygotowany w ramach BIRN Fellowship for Journalistic Excellence. Pisze o Europie Środkowej i Bałkanach. Szczególnie interesuje go perspektywa małych miasteczek, które w jego przekonaniu najlepiej tłumaczą wzrost poparcia dla ruchów nieliberalnych i nacjonalistycznych w regionie.