Ilustracja: Greta Samuel

Szkopuł maltański

Malta jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który ma ostrzejszą ustawę antyaborcyjną niż Polska. Z czym mierzą się tam kobiety, które jednak zdecydują się na przerwanie ciąży?
Autor
Maciej Okraszewski

Materiał dostępny jest także w wersji audio:

Oraz w skróconej wersji video:

Gdy tylko się dowiedziałam, zamknęłam się w łazience i zaczęłam guglować „aborcja na Malcie”. Ale od razu po wpisaniu tego w wyszukiwarkę, pomyślałam: „O nie! Chyba szukam czegoś nielegalnego, a co jeżeli policja ma filtr na takie hasła?” – wspomina Maria.

To nie jest jej prawdziwe imię. Kobieta nie chce ujawniać swojej tożsamości, bo za publiczne przyznanie się do przerwania ciąży grożą jej poważne konsekwencje: od 18 miesięcy do 3 lat więzienia.

To jest tak przerażające, pełne niepewności, a w dodatku robisz coś zakazanego, więc czujesz się jak kryminalistka – mówi Maria.

Malta jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który ma ostrzejszą ustawę antyaborcyjną niż Polska. Zabieg jest nielegalny w każdym możliwym przypadku – włącznie z tymi, gdy płód nie ma szans na przetrwanie, życie matki jest zagrożone, a do zapłodnienia doszło w wyniku kazirodztwa lub gwałtu.

Odpowiedzialność karna jest taka sama dla kobiety, jak i każdej osoby, która przyczyniła się do przerwania ciąży. Chyba, że jest lekarzem, wówczas maksymalny wyrok jest surowszy: już 4 lata więzienia i utrata prawa do wykonywania zawodu.

Te sankcje wobec pracowników ochrony zdrowia mogłyby już niedługo zostać złagodzone. W połowie grudnia maltański rząd przedstawił projekt ustawy, która zwalniałaby personel medyczny z odpowiedzialności karnej w przypadku zabiegów przeprowadzonych dla ratowania życia lub zdrowia matki.

Propozycja przeszła dwa czytania w parlamencie, w chwili powstawania tego reportażu jest procedowana w komisji ustawodawczej, która może jeszcze wprowadzić do niej zmiany, ostateczna wersja będzie musiała zostać ponownie poddana głosowaniu.

Bez względu na jego wynik, prezydent (z wykształcenia lekarz) zapowiedział już jednak, że prędzej poda się do dymisji, niż podpisze ustawę w najmniejszym nawet stopniu dopuszczającą aborcję.

 

* * *

 

Pomimo całkowitego zakazu i kary więzienia, każdego dnia ciążę przerywa przynajmniej jedna Maltanka.

Tak wynika z ilości tabletek wczesnoporonnych, które trafiają do kraju. W zeszłym roku zamówiono je tam 424 razy, co jest rekordowo wysoką ilością w państwie liczącym pół miliona obywateli – jeszcze pięć lat wcześniej, na Maltę docierały jedynie 93 takie paczki.

DZ Malta
Autorka ilustracji: Małgorzata Suwała

Bilans, po wcześniejszym otrzymaniu danych od zagranicznych organizacji odpowiedzialnych za wysyłki, podaje do wiadomości publicznej Doctors for Choice: maltańskie stowarzyszenie lekarzy popierających dostęp do aborcji.

To grupa 50–kilku osób. Większość z nas pozostaje anonimowa, z oczywistych powodów. Niektórzy z moich kolegów są młodzi, nie mogą pokazać twarzy, bo zależą od tego ich kariery. Moja nie, jestem już za stara, nie zależy mi na tym – śmieje się 65–letnia prof. Isabel Stabile, pierwsza ginekolożka w kraju, która otwarcie opowiada się za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej.

Lekarka kształciła się w Wielkiej Brytanii, po wyjściu za mąż przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Dopiero, gdy wróciła do ojczyzny i otworzyła prywatny gabinet, zorientowała się, że ma pacjentki, które chciałby przerwać ciążę, ale nie wiedzą jak to zrobić. Zaczęła im doradzać wyjazdy do Zjednoczonego Królestwa (do 1964 r. Malta była brytyjską kolonią), gdzie aborcja jest dostępna do 23 tygodnia.

Co roku podróżowało tam w tym celu 55 kobiet. A przynajmniej o tylu nam wiadomo – mówi prof. Stabile.

Ale na horyzoncie pojawił się Brexit, a potem pandemia koronawirusa i obywatelki wyspiarskiego kraju na środku Morza Śródziemnego zostały odcięte od wyjazdów. Lekarze z jej stowarzyszenia, wraz z dwoma innymi organizacjami pozarządowymi, założyli wtedy wspólny serwis internetowy, chat, oraz infolinię, gdzie Maltanki mogły się dowiedzieć, jak skorzystać z innego rozwiązania: tabletek wczesnoporonnych.

Polecamy dwie wiarygodne organizacje zagraniczne zajmujące się ich wysyłką – wyjaśnia ginekolożka – Na ich stronie trzeba wypełnić formularz medyczny, żeby sprawdzić, czy u kobiety występuje jeden z niewielu czynników ryzyka będących przeciwwskazaniem do przyjęcia takich środków. Potem informacje trafiają do jednego z lekarzy współpracujących z tymi organizacjami i jeżeli wyda zgodę, to leki zostają nadane pocztą.

Właśnie z takiego rozwiązania skorzystała roku temu Maria.

Bałam się, że może bank to wychwyci. Wiem, że mają filtry na aktywność, gdy jesteś zagranicą, podejrzane zachowania. A przecież płacisz za tabletki w Internecie, kartą, więc to było trochę przytłaczające. Miałam obsesję, czułam się, jakby mnie obserwowano. Dziś wiem, że to wysoce nieprawdopodobne, ale wtedy… Po prostu się boisz – wspomina tamten czas.

Poczułam wielką ulgę, gdy dostałam przesyłkę. Tabletki były zamaskowane jako certyfikaty, na kopercie napisano: „Nie zaginać” – śmieje się, ale zaraz poważnieje – Minęły dwa tygodnie, od kiedy się dowiedziałam, do momentu gdy miałam aborcję. Dwa zupełnie niepotrzebne tygodnie. Gdybym miała wybór, zrobiłabym to dużo wcześniej, bo to były dwa tygodnie mdłości, zmęczenia, niepokoju. Nikomu tego nie życzę.

Według Światowej Organizacji Zdrowia, na wczesnym etapie ciąży aborcja farmakologiczna jest najbezpieczniejsza. Co nie oznacza, że pozbawiona ryzyka.

Zażywanie tabletek na wyspie jest nielegalne, a więc gdyby coś poszło nie tak, to nie ma się do kogo zwrócić. Doradzamy więc, żeby zgłosić się do szpitala i powiedzieć „niemal” prawdę. Czyli, że ma się poronienie, bo symptomy są takie same – tłumaczy prof. Stabile – Dla kobiet to wciąż przerażające. Bo kiedy idziesz do lekarza, musisz mu zaufać i w tym celu mówić prawdę, nie chcesz niczego zatajać. Ale jeżeli tego nie zrobisz, to możesz zostać pociągnięta do odpowiedzialności.

Pomimo jasnych instrukcji, wciąż się boisz. Bardzo, bardzo boisz. Bo robisz to sama, w domu, bez żadnej pomocy medycznej – potwierdza Maria.

 

* * *

 

Jedyna osoba z rodziny, której kobieta powiedziała o swojej aborcji, to jej matka.

Moja mama zawsze była za prawem do wyboru. Pewnie dlatego, że przez część życia mieszkała w Wielkiej Brytanii, a jej najlepsza przyjaciółka miała aborcję i w ogóle tego nie żałowała, mówiła, że to była właściwa decyzja – tłumaczy – Ale i tak czekałam tydzień, zanim jej to wyznałam. Częściowo ze wstydu, ale też żeby nie martwiła się, że inni ludzie się dowiedzą i zamienią moje życie w piekło – wspomina Maria.

Przytłaczająca większość kraju jest zdecydowanie przeciwna aborcji. W sondażu zleconym w połowie zeszłego roku przez MaltaToday, jeden z największych lokalnych portali informacyjnych, 62 proc. respondentów odrzucało możliwość jej dekryminalizacji.

Stowarzyszenie lekarzy popierających jej dostępność liczy kilkadziesiąt osób – związek medyków deklarujących przeciwne poglądy jest kilkukrotnie liczniejszy. Na manifestacjach domagających się regularyzacji przerywania ciąży zbiera się pół setki ludzi – na grudniową demonstrację przeciw dopuszczeniu aborcji w przypadku zagrożenia życia matki, przyszło pod parlament 20 tys. protestujących. W tym: arcybiskup, szef opozycji i była prezydentka państwa, pełniąca tę rolę do 2019 r.

W pierwszym programie telewizyjnym, w którym wystąpiłyśmy, dosłownie rozerwali nas na strzępy. Publiczność na nas buczała. Na 3 tysiące komentarzy w Internecie, nie było ani jednego z poparciem, tylko: „morderczynie”, „rzeźniczki”, „diablice”, „mamy dla was kulkę” – opowiada dr Andreana Dibben.

Wykłada politykę społeczną na jedynym państwowym uniwersytecie. Już jako nastolatka udzielała się w organizacjach pomagających osobom w niekorzystnej sytuacji, głównie kobietom – lokatorkom schronisk dla samotnych matek, czy ofiarom przemocy domowej. Na uczelni zajęła się badaniem macierzyństwa wśród niepełnoletnich, a po obronieniu doktoratu dołączyła do Women’s Rights Foundation, czołowej maltańskiej organizacji feministycznej.

Nie planowałam prowadzić kampanii na rzecz aborcji, chciałam się po prostu zajmować problemami społecznymi i ekonomicznymi, z którymi muszą się mierzyć matki – wspomina – Ale w fundacji zorientowałyśmy się, że w tym temacie całkowicie pomijane jest zdrowie reprodukcyjne, a przerywanie ciąży to tabu, którego nikt nie chce dotknąć. Więc postanowiłyśmy przełamać tę granicę.

Najczęściej podawanym powodem, dla którego nastroje społeczne na Malcie są tak silnie antyaborcyjne, jest znaczenie religii dla tamtejszych mieszkańców.

Według Dziejów Apostolskich, Kościół miał tam założyć sam Św. Paweł już w 70 roku n.e. Swój największy rozkwit państwo przeżywało pod rządami Zakonu Maltańskiego na przełomie XVI i XVII wieku, a gdy w 1798 r. podbił je Napoleon, mieszkańcy zorganizowali powstanie, zdenerwowani antykościelną polityką Francuzów.

Dziś, w kraju liczącym pół miliona ludzi jest 359 katolickich świątyń, krzyż widnieje na fladze państwowej, a konstytucja uznaje katolicyzm za religię narodową, która jest też nauczana w szkołach.

W tych ostatnich, od poziomu liceum, jest też edukacja seksualna. Choć to, czego uczą się na niej nastolatki, w dużej mierze zależy od nauczyciela, na jakiego trafią.

W grudniu 2020 r. Ministerstwo Edukacji oddaliło skargi rodziców na to, że w niektórych szkołach pokazywany jest „Niemy krzyk” – słynący z drastycznych scen antyaborcyjny film z lat 80., który manipuluje efektami specjalnymi i przedstawia zabieg niezgodnie z faktami. W oficjalnym konspekcie zajęć jest też sugestia, żeby na lekcjach poświęconych przerywaniu ciąży, puszczać uczniom teledysk do „Papa Don’t Preach” Madonny, piosenki o młodej dziewczynie, która sprzeciwia się namawiającemu ją do aborcji ojcu.

Największy problem w tym, że że chociaż mamy całkiem dobry program nauczania, to brakuje monitorowania, szkoleń, ewaluacji, czy spójności pomiędzy różnymi szkołami – przekonuje Dibben.

Efekty widać w temacie, którym się naukowo zajmuje, czyli ciążach wśród nieletnich: według danych Eurostatu, Malta ma najwyższy współczynnik ze wszystkich europejskich krajów leżących nad Morzem Śródziemnym. Raport Światowej Organizacji Zdrowia z 2020 roku wskazuje też, że maltańskie 15–latki stosują antykoncepcję najrzadziej na całym kontynencie.

Nie zawsze musi to wynikać z niewiedzy, czasami złej woli osób trzecich.

W 2016 r. fundacja, do której należy dr Dibben, zaskarżyła państwo za blokowanie dostępu do awaryjnej antykoncepcji. Ówczesny rząd wolał nie rozstrzygać sprawy w sądzie i jeszcze w tym samym roku tabletki „dzień po” stały się ogólnodostępne bez recepty. Ale wielu maltańskich farmaceutów powołuje się na klauzulę sumienia i odmawia ich sprzedaży.

Dlatego stworzyliśmy mechanizm, w ramach którego kobiety mogą się z nami skontaktować, a my wystawiamy im receptę, nawet mimo że jej nie potrzebują, a potem wskazujemy, w której aptece mogą ją zrealizować – mówi prof. Stabile.

Jednak nawet recepta nie sprawdzi się w wyjątkowych, historycznych okolicznościach. Podczas pierwszej fali pandemii, rząd postanowił zaopatrzyć kraj na wypadek przerw w dostawach i zmagazynował dodatkowe zapasy leków uznanych za niezbędne. Tabletki antykoncepcyjne (również te zwykłe, nie tylko „dzień po”) nie znalazły się na liście i na kilka miesięcy po prostu zniknęły z Malty.

 

* * *

 

Proaborcyjne media próbują popsuć reputację Malcie, jej szpitalom i ginekologom, mimo że nasz oddział położniczy zapewnia doskonałą opiekę – irytuje się dr Miriam Sciberras, przewodnicząca Life Network Foundation, największej antyaborcyjnej organizacji w kraju.

Z zawodu jest dentystką, ale po odchowaniu dzieci postanowiła zrobić przerwę w karierze i zaangażować się w lokalną politykę, została nawet wiceburmistrzynią rodzinnego 15–tysięcznego Żabbaru.

Od dzieciństwa udzielałam się jako wolontariuszka w sierocińcach i pomagając Misjonarkom Miłości założonym przez Matkę Teresę. To otworzyło moje serce na osoby, nie cieszących się przywilejami, które mamy za pewnik w naszym codziennym życiu – wspomina.

Dlatego wróciła na studia, obroniła magistra z bioetyki i zaczęła działać społecznie. Jej fundacja na co dzień pomaga bezdomnym kobietom w ciąży, w prowadzonym przez siebie schronisku ma dla nich 8 miejsc. – To bezpieczne otoczenie, z rodzinną atmosferą, gdzie mogą poczuć wsparcie i zdecydować o przeżyciu ich potomstwa. W zeszłym roku uratowaliśmy w ten sposób 26 dzieci – zapewnia dr Sciberras.

W grudniu to właśnie ona zorganizowała 20–tysięczną demonstrację przeciw zaproponowanym przez rząd zmianom prawnym.

Ta poprawka nigdy nie miała dotyczyć aborcji, tylko skodyfikować istniejące praktyki, żeby uspokoić umysły lekarzy, gdy ratują życie kobiety. Choć i tak mogą być spokojni, bo dziś ginekolog, który próbuje ratować życie ciężarnej, nigdy, przenigdy nie pójdzie do więzienia. To kłamstwa lobby proaborcyjnego – przekonuje – W tej formie, w jakiej napisano proponowany paragraf, otwiera się drzwi do aborcji. A ponieważ nie ma mandatu na jej wprowadzenie i nigdy nie miało być o tym dyskusji, to moim zdaniem narzucanie jej Maltańczykom jest nieuczciwe.

Skąd więc rządowa inicjatywa? Zdaniem wszystkich rozmówczyń: ze względu na sprawę Andrei Prudente.

W czerwcu zeszłego roku, fotografka z Seattle odwiedziła Maltę wraz z mężem – to była ich pierwsza w życiu wycieczka do Europy, chcieli sobie sprawić prezent przed porodem, bo kobieta była w 15. tygodniu ciąży. Kilka dni po przylocie Prudente zaczęła źle się czuć. Badanie ujawniło, że szyjka macicy była otwarta, łożysko częściowo się odkleiło, a pępowina wystawała, narażając ją na krwotok i śmiertelną infekcję. Można było im zapobiec, usuwając płód.

Ale kontrola ultrasonografem wykazała u niego bicie serca i lekarze z jedynego oddziału położniczego w kraju odmówili wykonania aborcji. Kobieta miała czekać na naturalne wydalenie, a do tego czasu dostawać antybiotyki.

W końcu, po tygodniu niepokojów, jej ubezpieczyciel opłacił lotnicze pogotowie, którym przetransportowano ją na Majorkę, gdzie hiszpańscy medycy od razu dokonali ratującego życie zabiegu.

W pewnym sensie, to splot przypadków. Bo to Amerykanka, a w tym samym tygodniu uchylono Roe v. Wade [wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 1973 r. gwarantujący dostęp do aborcji na terenie całego kraju – przyp. red.], więc to wzmocniło uwagę poświęconą jej sprawie – komentuje dr Lara Dimitrijević, maltańska prawniczka reprezentująca Andreę Prudente przed sądem.

Kobieta pozwała bowiem rząd w Valletcie. – Doświadczenie, przez które tu przeszła ze względu na całkowity zakaz aborcji, w sytuacji gdy było wiadomo, że płód nie ma szans na przeżycie, zaowocowało u niej traumą. Pogwałcono artykuł 8. Europejskiej konwencji praw człowieka, dający jej prawo do życia prywatnego i rodzinnego, oraz artykuł 3., chroniący ją przed nieludzkim i poniżającym traktowaniem – tłumaczy adwokatka.

Dimitrijević jest zaprawiona w tego rodzaju sprawach. Poza pracą w kancelarii, szefuje też Women’s Rights Foundation, tej samej feministycznej fundacji, do której należy dr Andreana Dibben. To ona w 2016 r. pilotowała pozew w sprawie awaryjnej antykoncepcji, gdy rząd, spodziewając się przegrania sprawy, zapewnił do niej dostęp jeszcze przed wyrokiem.

Tym razem może być podobnie. Ze względu na narodowość, oraz uchylenie w tym samym czasie Roe v. Wade, sprawę Prudente nagłośniły najważniejsze amerykańskie media, a w ślad za nimi większość europejskich. Presja na rządzącą Maltą i definiującą się jako lewicowa Partię Pracy, była ogromna. Stąd przypuszczenia, że reforma jest ucieczką do przodu.

Jestem pewna, że to ma związek ze sprawą Prudente – potwierdza dr Sciberras – W takim przypadku naprawdę nie potrzebujemy takiego zapisu, bo jeżeli śledzisz sprawę w sądzie, to możesz posłuchać, co mówią ginekolodzy. A zeznali, że jej życie nigdy nie było zagrożone.

Tak faktycznie podczas przesłuchań stwierdził szef oddziału położniczego.

Mówił też jednak, że aborcja była nieuzasadniona, bo wyniki izraelskich badań wskazują na to, że po przedwczesnym pęknięciu błon płodowych istnieją szanse na uratowanie ciąży. Ale w rzeczywistości próbę przeprowadzono jedynie na 24 kobietach i w żadnym z tych przypadków płód nie przetrwał tego doświadczenia przed 19. tygodniem. Tymczasem Andrea Prudente była w 16.

Zapytana o to, czy dopuszczałaby aborcję w przypadku wyjątkowo traumatycznych okoliczności, jak kazirodztwo lub gwałt, dr Sciberras też powołuje się na badania: – Wskazują na to, że nic nie wymaże traumy gwałtu. W przypadku osoby, która dopuściła się krzywdy wobec kobiety, nigdy, przenigdy nie rozpatrujemy nawet kary śmierci. Więc dlaczego miałoby za to płacić niewinne dziecko?

 

* * *

 

Malta wchodziła w XXI wiek jako jedno z najbardziej konserwatywnych społeczeństw w tej części świata – rozwody zalegalizowała dopiero w 2011 r., jako ostatnia w Europie. Ale od tamtej pory zaczęła się gwałtownie liberalizować.

Była pierwszym krajem unijnym, który zabronił terapii konwersyjnych, czyli pseudonaukowych praktyk obiecujących zmianę orientacji z homoseksualnej na heteroseksualną. Wprowadziła związki cywilne, a potem małżeństwa jednopłciowe z prawem do adopcji. Pokrywa koszty in vitro, z którego mogą korzystać też lesbijki, oraz kobiety nie będące w żadnym związku. Do uzgodnienia płci w dokumentach wystarczy złożenie oświadczenia u notariusza. Jesienią rząd zapowiedział, że tranzycja będzie w pełni refundowana.

Jesteśmy na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o prawa LGBTIQ, co jest bardzo ironiczne, biorąc pod uwagę, że w przypadku praw kobiet jesteśmy najgorsi. Gorsi nawet od Polski i najbardziej restrykcyjnych rządów w Europie – zauważa gorzko Andreana Dibben.

Skąd te dysproporcje?

To też był temat tabu. Ale działacze LGBTIQ byli bardzo odważni, pokazywali się publicznie. To było bardzo ważne, że był taki oddolny ruch, który nie przestawał pracować i przez 15 lat podnosił ich stanowisko. A w przypadku aktywizmu feministycznego, w sprawach aborcji nie działo się nic – wyjaśnia naukowczyni.

Teraz to się zmienia. Od 2018 r. część działaczek bardzo otwarcie wygłasza swoje poglądy, nie zrażając się nawet takimi sytuacjami, jakie spotykają Larę Dimitrijević: – Przecięto mi opony, dostawałam telefony na domowy telefon, że moim dzieciom stanie się krzywda, na moim progu zostawiono naboje. Ale nie dam się zastraszyć, to tylko mnie umacnia – mówi prawniczka.

I wskazuje na zmianę wśród młodszych Maltańczyków: – Mają Internet, podróżują, wszystko stało się bardziej światowe, więc są bardziej zaangażowani w walkę o swoje prawa – twierdzi.

Inaczej widzi to dr Sciberras: – Wpływ mediów, zwłaszcza tych międzynarodowych, które są bardzo proaborcyjne, o czym sam Pan doskonale wie… Młodzi są bez przerwy bombardowani tymi komunikatami przeciw życiu, co na pewno nie pomaga. Ale równocześnie obserwujemy coraz więcej młodzieży, która jest za życiem, nawet jeżeli wcześniej brała go za pewnik i nie czuła, że musi się opowiadać, czy pomagać. A teraz widzimy jej wzrost – przekonuje.

Statystyki zdają się jednak mówić co innego.

W listopadzie, już po nagłośnieniu sprawy Prudente, archidiecezja maltańska zleciła przeprowadzenia badań na temat stosunku do aborcji. W przypadku zagrożenia życia matki, zabieg popiera 77 proc. respondentów. Gdy jej życie nie jest zagrożone, ta liczba spada drastycznie we wszystkich grupach wiekowych, za wyjątkiem jednej: w przedziale 16–24, za legalizacją aborcji jest ponad połowa Maltańczyków.

Zaczynają to zauważać politycy z rządzącej Partii Pracy. Alfred Sant, który przez kilkanaście lat stał na jej czele, głosi dziś publicznie, że kobiety powinny mieć prawo do samodzielnego decydowania o swoim ciele. A Joseph Muscat, który był premierem przez większość poprzedniej dekady, powiedział w popularnym programie telewizyjnym, że gdyby jego nastoletnia córka zaszła w ciążę, ale nie chciała rodzić, to pomógłby jej złamać prawo.

Prawo wyborcze mają u nas 16–latki i w poprzednich wyborach wielu z nich nie brało udziału, co jest nietypowe dla Malty. Następne są za 4 lata i wydaje mi się, że Partia Pracy uważa aborcję za czynnik, który może zmobilizować młodych – mówi dr Dibben, która przewiduje, że w następnej kadencji dostęp do przerywania ciąży może zostać ułatwiony.

Dr Sciberras ma nadzieję, że do tego nie dojdzie: – Na Malcie chronimy teraz środowisko naturalne. Nawet jaja żółwi złożone na plaży są strzeżone, dopóki się nie wyklują i nie trafią do morza. Więc skoro jesteśmy tak zaawansowani we wszystkich innych prawach, powinniśmy pozostać jedynymi w Europie, którzy nie zalegalizują aborcji. Bo jeżeli chronimy żółwie jajo, to dlaczego mielibyśmy nie chronić dziecka w łonie, które jest najbardziej bezbronne?

Maria ma na to bardziej osobiste spojrzenie.

Moi rówieśnicy, 20–latki, większość z nich jest za prawem do wyboru. Myślę, że to dlatego, że stykają się z nowymi informacjami, więc zmienia się ich zdanie. Ten temat przestał być tabu w zaledwie dwa lata, a to bardzo, bardzo szybki postęp. Dlatego wydaje mi się, że jeszcze za mojego życia… – bierze dłuższy wdech – sytuacja się poprawi.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Maciej Okraszewski

Założyciel Działu Zagranicznego. Specjalizuje się w tematach iberoamerykańskich, choć chętnie podejmuje się też opowiedzenia niedoraportowanych wydarzeń z innych kręgów kulturowych. Przed pełnym poświęceniem się zawodowo podcastowi, publikował między innymi w tygodniku „Polityka”, „Gazecie Wyborczej”, Wirtualnej Polsce, czy Onecie.