Kiedy wóz z wielką podobizną Gai wjechał wczoraj między trybuny Sambodromu, tłum eksplodował: widzowie śpiewali głośniej, niż wokaliści na płycie. Nie bez powodu, Salgueiro to jedna z najsłynniejszych szkół samby w Rio de Janeiro, dziewięciokrotnie wybierana najlepszą ekipą karnawału, której przemarsz w 1993 r. jest dziś uważany za najlepszy w historii tej imprezy. Tegoroczny występ to też mocny kandydat, Salgueiro przygotowało porywające show o stworzeniu świata, z odwołaniami do afrykańskich kultów i greckiej mitologii. Członkowie szkoły są więc pełni nadziei na okrągły, dziesiąty tytuł. Zabawę może im tylko psuć świadomość, że z ewentualnego sukcesu nie będzie się cieszył ich niedawny wiceprezes: Marcello da Cunha Freire został w styczniu zamordowany, kiedy wychodził z siedziby Salgueiro.
Mieszkańcy Rio mają dziś dwa zmartwienia. Po pierwsze, że po krótkim okresie poprawy brutalna przestępczość w mieście znów wzrasta. A po drugie, że ktoś próbuje z nią walczyć.
Na razie Brazylia błyszczy. Już za kilka tygodni czekają ją jednak spore zawirowania (Fot. Cora Rónai/Flickr)
Centrum Rio zaczęło się barykadować jeszcze w piątek. Do soboty wszystkie banki, szklane witryny biurowców, a nawet główne wejścia do niektórych hoteli zniknęły za drewnianymi płytami. Sklepy i bary zainwestowały w nowe kłódki do antywłamaniowych rolet. W weekend śródmieście wyglądało jak plan filmowy „Ucieczki z Nowego Jorku”. Lokalne biznesy chroniły się jednak tylko przed naporem tłumu – sobotnia impreza Cordão da Bola Preta, najstarszej karnawałowej grupy w mieście, ściąga do centrum 1,5 mln ludzi – a nie prawdziwym najazdem bandytów. Choć statystyki pokazują, że taki już trwa.
W zeszłym roku liczba rozbojów w Rio wzrosła o ponad 15 proc. Ofiar broni palnej było o 27 proc. więcej, niż rok wcześniej. 2014 zaczął się nie lepiej: w styczniu uzbrojona banda przestępców napadła… dwa szpitale, gdzie złupili zarówno pacjentów, jak i lekarzy. Lokalne media ze zgrozą donoszą o powtarzających się morderstwach w biały dzień, tym bardziej, że dotykają już nie tylko biedaków w favelach i dalekich przedmieściach, ale też bogatszych czytelników: w zeszłym miesiącu został zadźgany rowerzysta w zatłoczonym parku we Flamengo, dzielnicy klasy średniej.
Ta ostatnia postanowiła się więc bronić. Sięgając jednak po kontrowersyjne metody. W lutym policja aresztowała we wspomnianej dzielnicy Flamengo kilkunastu „Justiceiros”, „Wymierzaczy Sprawiedliwości”. To nieformalna grupa młodych mężczyzn, którzy patrolują bogatsze dzielnicy i ścigają przestępców na własną rękę. Policja przyznaje w lokalnych mediach, że coraz częściej dosłownie „dostaje” podejrzanych do rąk po wcześniejszym ich zatrzymaniu przez „Justiceiros”. Którzy poczynają sobie coraz śmielej, brutalnie bijąc swoje ofiary. Najgłośniejszym echem odbiło się skatowanie 15-letniego bezdomnego chłopca, którego samozwańczy obrońcy sprawiedliwości nastraszyli bronią i pobili tak ciężko, że musiał być potem leczony w szpitalu. Na końcu zerwali z niego ubranie, przykuli łańcuchami do ulicznej latarni i zawiesili mu kłódkę na szyi. Zdjęcie skatowanej ofiary błyskawicznie obiegło miejscowy internet, ale oprócz głosów oburzenia zebrało też liczne wyrazy poparcia, również ze strony osób publicznych. Jedną z nich jest Silas Malafaia, wpływowy pastor sprawujący rząd dusz nad milionami wiernych, który ogłosił, że „Justiceiros bronią chrześcijańskich wartości”. Aresztowanych członków grupy zwolniono zresztą z aresztu już po kilku dniach.
Tymczasem mieszkańcy Rio muszą się przygotować na to, że chociaż czerwiec to brazylijska zima, to w mieście będzie wówczas jeszcze goręcej, niż dziś. W sobotę na śródmiejskim placu Tiradentes spora grupa osób świętowała krzycząc „Não vai ter Copa”, „nie będziecie mieli mistrzostw”. To coraz popularniejsze hasło na brazylijskich ulicach. Wznoszą je ci sami ludzie, którzy w zeszłym roku zorganizowali głośne protesty przeciwko podwyżkom cen transportu. Tym razem na cel wzięli nadchodzący Mundial. W styczniu liderzy ruchu w São Paulo, prosząc o zachowanie anonimowości, tłumaczyli Działowi Zagranicznemu swoje motywacje: – Media próbują nas przekonywać, że jesteśmy nową gospodarczą potęgą, dlatego możemy wydawać miliardy na imprezę sportową. A w rzeczywistości obcina się pieniądze na edukację i publiczną służbę zdrowia, podnosi koszty transportu dla tych, których nie stać na dojazd do pracy samochodem. Przez lata nikogo nie obchodziły favele, teraz władze wysyłają tam setki policjantów, ale nie żeby polepszyć los ich mieszkańców, tylko żeby gangi nie narobiły Brazylii wstydu przed światem podczas Mundialu i Olimpiady. Równie niebezpieczne paramilitarne milicje już nikogo nie obchodzą. Zamiast likwidować przyczyny niepokojów społecznych, tracimy pieniądze na zwalczanie ich skutków – przekonywali. Jakby na potwierdzenie tych słów, w zeszłym tygodniu władze Rio de Janeiro zaprezentowały nowy ekwipunek miejscowej prewencji: policjanci wyglądają w nim, jak główny bohater „Robocopa”. Którego najnowszą część wyreżyserował zresztą Brazylijczyk, wcześniej twórca „Elitarnych”.
Sytuacja jest jeszcze bardziej napięta, niż w zeszłym roku. W São Paulo płonie średnio jeden autobus dziennie, a w Rio brutalne protesty kosztowały życie kamerzysty miejscowej telewizji. Demonstranci z anarchistycznego Czarnego Bloku przekonują jednak, że to jeszcze nic. Kilka tygodni temu, podczas nocnego spaceru po największym mieście Ameryki Południowej, jeden z ich aktywistów przekonywał Dział Zagraniczny pod stadionem Palmeiras – Widzisz tego wielkoluda? W czerwcu to wszystko pójdzie z dymem.
Na razie większość Brazylijczyków woli jednak nie myśleć o problemach. Marcello da Cunha Freire nie był jedynym członkiem Salgueiro, który padł ofiarą płatnych morderców. W 2007 r. zabili jego poprzednika na stanowisku wiceprezesa szkoły, a w 2004 r. innego prominentnego działacza. Pani prezes dostaje groźby śmierci i nigdzie nie rusza się bez uzbrojonej ochrony. To wynik porachunków pomiędzy szefami miejskich gangów, którzy obficie finansują najbardziej znane szkoły samby, piorąc w ten sposób brudne pieniądze. Podczas karnawału nikomu to jednak nie przeszkadza. Impreza trwa, czas na kaca przyjdzie później.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Jeżeli to kogoś obchodzi, to Salgueiro zajęło tym roku drugie miejsce, przegrywając z Unidos da Tijuca o… jedną setną punktu.
Dzięki za poszerzanie świata.
Takie artykuły jak ten mnie jednak przekonują, że my żyjemy obecnie w bezpiecznej, spokojnej i przyjemnej części świata. Nie było tak 50 lat temu i nie wiadomo jak będzie za 50 lat, ale teraz u nas jest naprawdę cywilizacja, w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa..