Poniższy tekst został oryginalnie opublikowany w serwisie narkopolityka.pl prowadzonym przez Krytykę Polityczną, która poprosiła mnie o skomentowanie planowanej legalizacji marihuany w Urugwaju.
„Urugwaj zalegalizuje marihuanę, państwo zostanie dilerem” – w tym mniej więcej tonie informowały przed dwoma tygodniami media w Polsce o sytuacji nad La Platą.
A w sensacyjnych tytułach, jak zwykle zgubiły się prawdziwe powody i wcale niepewny los całego przedsięwzięcia.
W sąsiedniej Argentynie do legalizacji jeszcze droga daleka, ale Porteños znajdują dilerów i bez planu miasta (Fot. Maciej Okraszewski/Dział Zagraniczny)
Przejęcie przez państwo produkcji i dystrybucji marihuany, to zaledwie jedna z kilkunastu proponowanych zmian prawnych, składających się na pakiet reform o roboczej nazwie „Strategia dla życia i współistnienia”, nad którymi parlament zacznie debatować 5 lipca. Nie wiadomo, czy faktycznie wejdzie w życie, bo pomysł ma swoich przeciwników nawet w szeregach rządowych. Sprawujący władzę Frente Amplio to, zgodnie z nazwą, „szeroki front” – koalicja skupiająca między innymi komunistów, socjalistów, czy chrześcijańskich demokratów. Nie wszyscy mówią tym samym głosem i podobnie jest w przypadku marihuany: plany jej legalizacji ogłosił w imieniu rządu deputowany Anibal Pereyra, ale z ich krytyką szybko wystąpili między innymi wiceminister spraw wewnętrznych Jorge Vázquez (a prywatnie brat wciąż wpływowego byłego prezydenta Tabaré Vázqueza), czy chociażby kierownictwo państwowej agencji ds. zwalczania nielegalnego handlu narkotykami. Przeciwna jest także, oczywiście, opozycja.
Chociaż więc Frente Amplio ma większość w obu izbach parlamentu, to wciąż nie ma pewności, czy nowe propozycje zostaną zaakceptowane. Ostatecznie, będziemy się o tym mogli przekonać dopiero za jakiś czas.
Warto się jednak przyjrzeć, co stoi za proponowaną reformą i jak ze swoim problemem narkotykowym zamierza sobie poradzić niewielki Urugwaj, kraj który kilku lat liberalizuje się niemal na wyścigi.
W nowym programie reform nie chodzi bowiem wcale o marihuanę, tylko o inny, w Polsce raczej nieznany narkotyk: paco, kokainową pastę. To produkt uboczny, który powstaje przy wyrobie kokainy, a następnie wygotowany wraz z katalizatorami, którymi zostają między innymi nafta, amoniak, klej przemysłowy, węglan sodu, a nawet trutka na szczury, zamienia się w małe kryształki, gotowe do palenia w fajkach, czy skrętach. Jest jak crack, który w latach 80. siał prawdziwe spustoszenie w czarnych dzielnicach Stanów Zjednoczonych, tylko silniejszy i bardziej uzależniający. I, podobnie jak crack, raczej nie dociera do Europy, bo koszt jego przemytu się nie zwraca – paco to narkotyk supertani, wybierany przez biedotę ze slumsów.
We wrześniu zeszłego roku, serwis internetowy tygodnika „Polityka” opublikował poświęcony paco reportaż z Argentyny mojego autorstwa. Tam jest on prawdziwą plagą, wyniszczającą młodzież w dzielnicach biedy. Ale granice dla tej używki nie istnieją. W Boliwii jest znana jako bazuco, w Brazylii, gdzie ostatnio mówi się coraz głośniej o wzroście jej popularności, to oxi.
Nie jest więc żadną rewelacją, że paco od dłuższego czasu spędza też sen z powiek policjantom w maleńkim Urugwaju. To właśnie ten narkotyk jest obwiniany za wzrost przestępczości w spokojnym do tej pory kraju: w zeszłym roku, liczba morderstw uległa tu podwojeniu. W pakiecie „Strategia dla życia i współistnienia”, propozycje dotyczące paco są nawet bardziej kontrowersyjne, niż w przypadku marihuany. Według nich, przemyt i handel paco, traktowane by były jak morderstwo. Granica odpowiedzialności karnej zostałaby obniżona do 16 lat (paco to głównie używka młodych, to właśnie oni dokonują później napadów i rozbojów, żeby zdobyć środki na kolejne działki).
Autorzy nowego prawa, chcą więc odciągnąć narkomanów od cięższych używek, dając im łatwiejszy dostęp do lżejszych. Państwo przejęłoby monopol na handel marihuaną, uprawnieni do jej zakupy byliby wszyscy uprzednio zarejestrowani Urugwajczycy. Obcokrajowcy nie, by uniknąć niepożądanej narkoturystyki. Hodowla na własny użytek także pozostawałaby nielegalna. Zyski miałyby być przeznaczone na profilaktykę i leczenie już uzależnionych.
Urugwaj już od kilku lat prowadzi politykę liberalizacji trudno wyobrażalną dla przeciętnego Polaka. Związki cywilne osób tej samej płci – włącznie z prawem do adopcji – są już legalne. Transseksualiści po udanych operacjach mają prawo zmienić płeć w oficjalnych dokumentach. Ustawa dekryminalizująca aborcję została przegłosowana w parlamencie i czeka na podpis prezydenta. A teraz przyszedł czas na marihuanę.
Od dłuższego czasu mówi się otwarcie, że światowa „wojna przeciw narkotykom” okazała się klapą. Produkcja i konsumpcja stale rośnie, w miejsce jednych rozbijanych karteli powstają kolejne. Skutki walki z nimi są wyniszczające także dla przypadkowych ofiar – w Meksyku, który pięć lat temu zaczął zbrojnie zwalczać rodzime narkogangi, konflikt pochłonął już życie 50 tys. osób. Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej, którą tworzą znani uczeni, a także byli przywódcy między innymi właśnie Meksyku, lecz również Kolumbii czy Brazylii, wydała w zeszłym roku raport, w którym miażdżąco skrytykowała dotychczasowe działania.
W maju, do tej samej Komisji wszedł Aleksander Kwaśniewski, który przed laty podpisał restrykcyjną ustawę antynarkotykową. Dziś publicznie przyznaje, że to był błąd. On jednak nie ma już żadnego realnego wpływu na władzę w Polsce. Zaś politycy, którzy ją sprawują, uparcie wspierają skompromitowane rozwiązania. Polska nie jest co prawda na pierwszym froncie wojny z narkotykami, jak Urugwaj, ale może warto, by ustawodawcy znad Wisły od czasu do czasu zwrócili uwagę na to, co proponują ich koledzy z tego malutkiego kraju. Być może wówczas, byliby w stanie podejmować jakieś sensowne działania, a nie publicznie palić kadzidełka z minami zbuntowanych gimnazjalistów. Którzy o narkotykach wiedzą najwyżej tyle, ile powiedzieli im koledzy na korytarzu.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
z tego, co wiem, w Polsce nikt poważnie nie mówi o wprowadzeniu przepisu umożliwiającego zmianę w urzedowych papierach po operacji zmiany płci, ponieważ zdaje się że taką ustawę prowadzili jeszcze zanim Kwaśniewski poszedł do przedszkola.
No ale kogoś, kto uważa, że „Polska powinna zalegalizować związki osób tej samej płci”, bo tak „pisze” w raporcie ONZ, czy innego CIA, to, że na to samo wpadła Sanacja (a dopuszczalny wiek obniżyli jeszcze jak Kwaśniewski miał inaczej na nazwisko) nie interesuje (ok, wiem, że przeciętna osoba potrafiąca pisać jest bardziej rozgarnięta niż „eksperci” z ONZ, tylko sie droczę).
Aha – poddanie się aborcji niejest karalne (w przeciwieństwie do wykonywania jej i namawiania do niej przez osoby trzecie). Niestety nie rozumiem, czemu osoby oświecone krytykują promocję antykoncepcji zamiast aborcji, ale może to dlatego, że osoby takie jak ja, przedwojenni wibitni działacze queer i gender (jak Rohm) wysyłali do gazu 😀
Jak się chce trolować, to trzeba to jeszcze umieć.
Ha, czyli jednak za legalizacja. Ale marihuany. Dziwi mnie tylko, ze wszedzie przytacza sie badania, jak jest ona wrecz lecznicza. Moze to kwestia zanieczyszczenia, ale moi koledzy ze studiow grajacy reggae, po kilku latach jarania byli tak odmozdzeni, iz brak mi slow. Rozmawialem z innymi ludzmi, z innych stron swiata, i zawsze byla ta sama uwaga – regularnie jarajacy staja sie debilami.
Moze to tak jak z aspiryna – mala dawka pomaga, jedzenie codziennie opakowania zrobi dziure w brzuchu. I nie uzaleznia 🙂
Nie polemizuje z danymi o ilosci ofiar wojny narkotykowej. Pytanie ilu narkomanow w Ameryce Polnocnej umieraloby w tym samym czasie od uzywnia narkotykow – nie tylko czyste zgony z przedawkowania, ale tez efekt utraty pracy, depresji, samobojstw, wypadkow, czy na koncu zbrodni, dokonanych przez uzaleznionych…
Trzyma mnie smieszny rosyjski film dokumentalny… o szkodliwosci alkoholu. okolo 35 minut, a kazdy z moich kumpli zmienil sie w abstynenta. Mam caly barek dobrych alkoholi, starczy mi na bardzo dlugo.
Polecam, nie wiem tylko czy moge wkleic linka do youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=T7cWQ6a2tcI&feature=player_embedded#!
Jako dziennikarz, czy prywatnie? :p
Prywatnie tak, jestem za legalizacją marihuany, bo naprawdę trudno mi zrozumieć, jakim prawem ktoś w demokratycznym państwie zabrania dorosłym ludziom konsumpcji rośliny, która swobodnie rośnie w ogródku.
Zawodowo nie nawołuję do takich rozwiązań. W powyższym tekście nie sugeruję, że koniecznie należy iść drogą Urugwaju i zakładać państwowe plantacje, ale że warto się przyglądać nowym rozwiązaniom i szanować, że ktoś stara się znaleźć inne rozwiązanie dla problemu, którego wyraźnie nie udało się zwalczyć dotychczasowymi metodami (a wręcz, przyniosły one skutek odwrotny do zamierzonego). Nie przytaczam żadnych badań o zbawiennych skutkach marihuany – tak, jest ona pomocna przy leczeniu niektórych chorób, co czywiście nie znaczy, że nie ma negatywnych skutków ubocznych. Tak samo, jak alkohol, fast food, czy wiele innych rzeczy.
Jak się chce zwalczać jakiś problem, to zawsze lepiej zabrać się za przyczyny, a nie następstwa. I tyle.