Dziś rano Trybunał Konstytucyjny Korei Południowej odwołał ze stanowiska prezydent kraju, która teraz zostanie oskarżona w zwykłym procesie korupcyjnym. Na sali sądowej dołączy więc do szefa Samsunga, który próbował ją korumpować, bo nie dorównywał własnemu ojcu jako menadżer-despota.
Przyszłość Samsunga jest o wiele mniej kolorowa niż wygaszacze ekranu jego telefonów (Fot. Kārlis Dambrāns/Flickr)
Wiceprezes Samsunga Lee Jae-yong zaprzecza stawianym mu zarzutom, choć nie było go na wczorajszej rozprawie wstępnej – nie było potrzeby przewożenia go z aresztu, w którym siedzi od miesiąca oskarżony między innymi o ukrywanie środków finansowych przed fiskusem, krzywoprzysięstwo oraz korumpowanie urzędników państwowych. Prokuratura będzie próbowała udowodnić zwłaszcza ten ostatni zarzut, bo jest on wagi superciężkiej: oznacza, że najważniejszy nie-polityk w Korei Południowej próbował przekupić najważniejszego jej polityka.
Sprawa jest odpryskiem skandalu, który wstrząsnął krajem w zeszłym roku. Park Geun-hye, pierwsza kobieta na stanowisku prezydenta Korei Południowej (a prywatnie córka Parka Chunga-hee, twórcy lokalnego cudu gospodarczego z lat 70., przez dwie dekady rządzącego jednak państwem jako dyktator) wygrała wybory obiecując rozprawienie się z endemiczną w rodzimej polityce korupcją. Gwarantem jej uczciwości miał być brak rodziny – w poprzednie skandale głów państwa zamieszani byli z reguły ich współmałżonkowie lub potomstwo, tymczasem Park jest niezamężna i bezdzietna. Jednak jesienią wyszło na jaw, że do wpływania na panią prezydent nie potrzeba nawet więzów krwi. Jej najbliższa przyjaciółka z dzieciństwa Choi Soon-sil dobierała jej stroje na oficjalne wystąpienia, redagowała teksty przemów i doradzała w kluczowych decyzjach, również tych dotyczących bezpieczeństwa narodowego.
Koreańczykami, będącymi w stałym zagrożeniu wojny z północnym sąsiadem, ta ostatnia wiadomość wstrząsnęła najbardziej. Przez sześć tygodni na ulicach Seulu protestowały setki tysięcy osób domagających się jej odwołania. Jedna z demonstracji zgromadziła półtoramilionowy tłum, więcej niż manifestacje sprzed trzech dekad domagające się demokratyzacji kraju. W grudniu procedurę impeachmentu wszczął wreszcie parlament, przegłosowując stosowną uchwałę większością 234 głosów do 56 – za pozbyciem się balastu (notowania Park spadły do 4 proc. poparcia) głosowali nawet posłowie partii rządzącej. Dziś rano czasu polskiego, południowokoreański Trybunał Konstytucyjny dokończył dzieła i zadecydował o trwałym odwołaniu pani prezydent ze stanowiska. Pozbawiona immunitetu, najpewniej będzie się teraz musiała bronić przed sądem w normalnym procesie karnym.
Zarzuty będą właśnie korupcyjne, bo według prokuratury jej koleżanka Choi Soon-sil wykorzystywała swoje wpływy na panią prezydent do bogacenia się. Na konta założonych przez nią fundacji (z których korzystała potem wspólnie z córką) spływały milionowe przelewy. Darczyńcami były firmy domagające się w zamian prowadzania przyjaznej dla nich polityki – np. zgodę na przeprowadzenie kontrowersyjnej fuzji dwóch spółek miał w ten sposób wykupić Samsung.
Zagranicą kojarzona głównie za sprawą swoich smartfonów, w Korei Południowej firma towarzyszy mieszkańcom na każdym kroku. Prowadzi własne szpitale i domy pogrzebowe, działa na rynku deweloperskim, wyposaża szkoły i urzędy w narzędzia elektroniczne. Koreańczycy mogą płacić kartą kredytową Samsunga za bilety na mecze profesjonalnej drużyny bejsbolowej należącej do Samsunga. Prawie 20 proc. całego krajowego PKB wypracowywane jest właśnie przez ten największy z czeboli – tak nazywa się lokalne konglomeraty biznesowe, które zaczynały jako małe firmy rodzinne, a dzięki wsparciu dyktatury dowodzonej przez ojca byłej już prezydent Park, w latach 70. przekształciły się w ogromne korporacje. Samsung jest symbolem tych zmian, typowych dla całego kraju, jeszcze kilkanaście lat po II Wojnie Światowej należącego do najbiedniejszych na świecie (mieszkańcy komunistycznej części półwyspu żyli wówczas na wyższym poziomie niż ich kuzyni z południa), a dziś zaliczającego się do gospodarczej czołówki.
Za sukces firmy odpowiadali jej szefowie, rodzina Lee. Byung-chul ją założył i w latach 70. przekształcił w czebol dzięki wejściu w partnerstwo z rządem Parka w latach 70. Dwie dekady później Kun-hee (który przejął stery korporacji po śmierci ojca) zmodernizował Samsunga, ściągając do Korei menadżerów z Zachodu, uzależniając wysokość wypłat od osiąganych wyników i kładąc szczególny nacisk na produkcję elektroniki. Dzięki temu na początku XXI wieku firma została światowym liderem w branży smartfonów, kontrolując aż trzecią część rynku. Nepotyzm we władzach doprowadził jednak do obecnego skandalu. Kun-hee przez lata zarządzał firmą żelazną ręka i miał obsesję na punkcie doglądania nawet drobnych szczegółów: w ten sposób stworzył kadrę kierowniczą wierną przede wszystkim jemu samemu. Jednak trzy lata temu doznał rozległego zawału i od tamtej pory jest niezdolny do żadnej pracy – stery w Samsungu nieoficjalnie przejął więc jego jedyny syn Jae-yong. Koreańska tradycja nie pozwala mu jednak formalnie zostać prezesem całego czebolu dopóki nestor rodu wciąż żyje, dlatego najmłodszy Lee nie cieszy się takim poważaniem jak ojciec, a w dodatku wielu współpracowników uważa że nie jest nawet w połowie tak zdolnym biznesmenem.
To widać: choć Samsung wciąż zarabia krocie (w zeszłym roku 26 mld dolarów), to jego udział w rynku smartfonów skurczył się z 32 proc. na początku dekady, do 20 proc. dziś – z jednej strony podgryza go Apple ze swoimi drogimi iPhonami, a z drugiej chińscy producenci wygryzający Koreańczyków z najtańszej półki. Niedawne samozapłony w telefonach Galaxy Note 7 (firma musiała wycofać z rynku 2,5 mln urządzeń) nie pomagają wizerunkowi lidera.
Żeby umocnić swoją pozycję, Jae-yong miał się wdać w negocjacje z przyjaciółką pani prezydent: w zamian za sowitą zapłatę (w sumie na konta jej fundacji wpłynęło od Samsunga 36 mln dolarów), miała przelobbować wymaganą państwową zgodę na wspomnianą fuzję dwóch spółek. Gdyby operacja zakończyła się sukcesem, najmłodszy Lee zamknąłby usta krytykom. W razie wydania się sprawy nie ryzykował też zbyt wiele – w ciągu ostatnich kilku dekad dyrektorzy czeboli byli zamieszani w różne afery finansowe, ale najważniejsi z nich nie spędzili nawet dnia w więzieniu. Średni Lee był skazywany nawet dwukrotnie (w 1996 r. za korupcję, a w 2008 za oszustwa podatkowe), ale za każdym razem w porę był ułaskawiany przez prezydenta.
Tym razem scenariusz może się jednak okazać diametralnie inny. Prezydent Park sama może się teraz spodziewać postawienia przed sądem, a w Korei w ciągu 60 dni muszą się odbyć nowe wybory – władzę najprawdopodobniej przejmie opozycja, która już teraz zapowiada wprowadzenie pakietów antymonopolowych i utemperowanie czeboli. W sondażach aż trzech na czterech Koreańczyków wyraża niechęć do postępowania tych ostatnich, szczególnie Samsunga, który jako największa rodzima korporacja jest szczególnie wystawiony na krytykę. Nowy rząd raczej nie będzie dążył do szczególnego ukarania firmy, która jest podporą krajowej gospodarki, ale być może będzie potrzebował pokazowego procesu jej dziedzica. W końcu do trzech razy sztuka.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Dobrze przygotowany artykuł, dzięki.