Ile kosztuje wyżywienie miliarda osób? Ponad bilion rupii, czyli 20 dolarów na głowę. Tak przynajmniej zakłada indyjski rząd, który na początku miesiąca przyjął Dekret o Bezpieczeństwie Żywnościowym – co drugi mieszkaniec miast i aż 75 proc. wieśniaków miałoby dostawać 5 kg zboża miesięcznie, oraz możliwość robienia zakupów częściowo dotowanych przez państwo. Nie wiadomo jednak, czy pomysł wejdzie w życie, bo musi go jeszcze zatwierdzić parlament, a opozycja jest inicjatywie przeciwna, bo uważa że to tak naprawdę wysublimowany sposób kupienia głosów w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.
Tymczasem przeciętny Indus, który wcześniej i tak nie grzeszył otyłością, spożywa dziś mniej kalorii niż cztery dekady temu.
Najpierw masa, potem rzeźba (Fot. irumge/Flickr)
Od 1983 roku przeciętne miesięczne wydatki na osobę w gospodarstwach domowych wzrosły w Indiach aż o 42 proc. Ale w tym samym czasie średnie spożycie kalorii spadło o 15 proc. Jeszcze w 1972 roku, przed gospodarczym rozwojem i wstąpieniem subkontynentu w szereg BRIC-ów, mieszkaniec wsi konsumował przeciętnie 2266 kalorii dziennie, a dziś tylko 2020. Mieszczuchy pożerały 2107 kalorii, dziś zaledwie 1946. Prawie połowa dzieci poniżej 5. roku życia jest niedożywiona, u wielu obserwuje się opóźnienia w prawidłowym rozwoju.
Jak na razie nikt nie potrafi wyjaśnić tego fenomenu, ale istnieje co najmniej kilka prawdopodobnych przyczyn. Po pierwsze, masowa migracja ze wsi do miast. W 1951 roku mieszkały w nich zaledwie 62 mln Indusów, czyli 17 proc. wszystkich obywateli. Dziś gnieździ się w nich już co trzeci (łącznie 377 mln), a do 2025 roku prawdopodobnie co drugi mieszkaniec kraju będzie mieszczuchem. Podejmowana w dużych aglomeracjach praca nie jest tak wyczerpująca fizycznie jak uprawa roli, więc zapotrzebowanie na dzienną dawkę kalorii spada. Po drugie, od lat 70. polepszyła się jakość usług sanitarnych i wody pitnej, co pozwala lepiej przyswajać posiłek. Trzecim często podawanym powodem miałby być wzrost cen żywności – ubodzy Indusi nie mogą sobie już pozwolić na wypełnianie talerza w tym samym stopniu, co dawniej.
Pieniądze jako głównego winowajcę podają też w swoich badaniach pracownicy Uniwersytetu Massachusetts. Indusi wydają dziś większość domowego budżetu na czynsz, edukację dzieci, transport i koszty leczenia. Podczas gdy sumy wydawane na posiłki w zasadzie nie uległy zmianie od lat 80., to wydatki na wszystkie pozostałe usługi poszły w górę. Między innymi dlatego, że państwo wycofało się z ich dotowania dla najuboższych. Pod koniec stycznia indyjski minister finansów Palaniappan Chidambaram ogłosił, że w ramach walki z deficytem rząd obetnie wydatki (między innymi na programy pomocowe) z budżetu, na czym ma zaoszczędzić… dokładnie bilion rupii, czyli taką samą sumę, jaką właśnie podał w Dekrecie o Bezpieczeństwie Żywnościowym.
Nic dziwnego, że opozycja krzyczy o zasłonie dymnej. Rządzący Indyjski Kongres Narodowy przez całą kadencję zmaga się z kompromitującymi partię aferami i utykającą gospodarką – choć zeszłoroczny wzrost gospodarczy wyniósł 5 proc., to według ekonomistów aby podołać planowanym wydatkom powinien być dwukrotnie wyższy. Władze wolą jednak zagrać va banque i przekupić najuboższych wyborców przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Mając przy tym nadzieję, że wystarczą głównie deklaracje, a nie czyste efekty: program dożywiania miałby być prowadzony przez skorumpowaną i niewydolną sieć państwowych punktów dystrybucyjnych. Wiadomo, że przynajmniej 10 proc. składowanych w nich zapasów psuje się, nim zostanie rozdysponowane.
Tymczasem problem żywienia nie daje o sobie w Indiach zapomnieć. Przedwczoraj w stanie Bihar 20 dzieci zmarło, a drugie tyle trafiło do szpitala po zatruciu się darmowym obiadem szkolnym.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
mniam mniam…