„Gdy Lech Wałęsa obiecywał zrobić z Polski drugą Japonię, azjatyckie cesarstwo było ekonomiczną potęgą. Przez dwie dekady kraj dławiła jednak silna deflacja, wzrost gospodarczy był minimalny, a płace w zasadzie stały w miejscu. Elektroniczne firmy, które dawniej sławiły miejscową myśl techniczną, okazały się gigantami na glinianych nogach: Sharpowi grozi upadek, jeżeli szybko nie dostanie dużego zastrzyku pieniędzy, Panasonic przewiduje do grudnia straty w wysokości 9 mld dol., tylko flagowe Sony optymistycznie szacuje, że wyjdzie nieznacznie na plus – pierwszy raz od pięciu lat. I to dzięki sprzedaży ubezpieczeń na życie, a nie telewizorów, czy konsol do gier”.
To fragment tekstu, który w najnowszym numerze publikuje tygodnik „Polityka” z okazji warszawskiej wizyty Shinzō Abe, premiera Japonii. Syn ministra spraw zagranicznych, wnuk szefa rządu i bliski krewny innego prezesa rady ministrów, od kilku miesięcy gotuje swoim rodakom dwie rewolucje – jedną konstytucyjną, a drugą gospodarczą. Ta ostatnia jest właśnie w pełnym rozkwicie i już zdążyła się Kraju Kwitnącej Wiśni odcisnąć do tego stopnia, że większość komentatorów mówi wręcz o „Abekonomii”. O czym szerzej w „Polityce”.
Jak to się jednak stało, że legendarne japońskie giganty technologiczne w ogóle znalazły się w takich opałach?
Japońska elektronika jest dziś równie konkurencyjna jak ten środek transportu (Fot. Maciej Okraszewski/Dział Zagraniczny)
Równo dziesięć lat temu przyszły czołowy korespondent agencji Reuters w Tokio przysłał do zalążków Działu Zagranicznego osobistą prośbę o zdjęcia dokumentujące codzienne życie w Polsce, których na raczkujących wówczas serwisach społecznościowych było co kot napłakał. Niedługo później do Azji leciały już cztery rolki filmowe z utrwalonymi na nich wizerunkami puszek po piwie, zapiekanek pod dworcem Fabrycznym i emerytów wyczekujących na odbiór awizo na muranowskiej poczcie. Niespodziewanie to fotografie telefonów komórkowych wzbudziły u Japończyków największe zainteresowanie. Które szybko przerodziło się w wesołość, kiedy wyszło na jaw, że nie mają wbudowanego aparatu, ani nawet kolorowego ekranu.
W tym czasie już co dziesiąty mieszkaniec Kraju Kwitnącej Wiśni regularnie korzystał z i-mode. Stworzona przez lokalnego giganta telekomunikacyjnego NTT usługa pozwalała na wysyłanie maili i wchodzenie na strony internetowe przez urządzenia mobilne. Był tylko jeden haczyk: dostęp możliwy był tylko do witryn, które zostały wcześniej do tego specjalnie przystosowane.
W 2007 r. na rynek wszedł iPhone, los i-mode został przypieczętowany. W Japonii oferujące tę usługę telefony nazywa się dziś „gara-kei”: to zbitka słów „keitai” (kolokwializm oznaczający komórkę) i „Garapagosu”. Czyli Galapagos. Ich użytkownicy stali się tak samo endemicznym gatunkiem, jak występująca na słynnym archipelagu fauna i flora. I to właśnie „syndrom Galapagos” pogrążył elektroniczne japońskie giganty.
Flagowemu Sony zawdzięczamy między innymi dyski kompaktowe, walkmana i dyskietki 3.5. Ale także imponującą listę porażek. Betamax był pierwszym formatem video i pozwalał na nagrania wyższej jakości. Ale VHS był tańszy i bardziej pojemny, więc globalny konsument pogrzebał japoński projekt. Memory Stick jest wciąż produkowany na potrzeby aparatów, czy Playstation, ale już nie dla telefonów Sony Ericsson (które używają kart microSD), a jego karierę potencjalnego przenośnika danych zniszczył pendrive USB. UMD, choć droższe od zwykłych płyt DVD, były używalne tylko na PSP, co praktycznie równało się samobójstwu. Najmniej winy można przypisywać autorom Minidisców, bo po prostu nie przewidzieli rewolucji MP3. Choć oczywiście Sony długo ignorowało i ten format, w zamian proponując swój własny, dziś już martwy ATRAC.
Japończycy zamiast wyjść naprzeciw żądaniom ich klientów, konsekwentnie próbowali im wciskać inny produkt, w dodatku droższy. Nie zauważyli też, kiedy hardware stał się mniej istotny niż software. Telewizory, radia, sprzęt AGD i wszystkie inne towary, którym przez lata zawdzięczali sukcesy, to w istocie skomplikowane urządzenia mechaniczne. Klasyczny walkman nie posiadał żadnego oprogramowania. Dawni liderzy nie tylko przespali rewolucję technologiczną, ale mieli równocześnie pecha i odpowiedzieli karygodnymi błędami. Gdy lokalne koszty produkcji stały się za wysokie i przeniesiono ją do tańszych krajów azjatyckich, elektroniczne giganty postanowiły ciąć koszty, zwalniając starszych pracowników. Najbardziej doświadczeni inżynierowie Sony w krótkim czasie pracowali już więc dla Samsunga. Dziś koreańska firma czuje się na japońskim rynku jak u siebie, podobnie zresztą jak Apple.
Bardzo niewielu weteranów zrozumiało, że gra się zmieniła i to oni muszą się przystosować, a nie na odwrót. Hitachi w ciągu ostatnich dwóch lat przeszło małą rewolucję, pozamykało lub wyprzedało niedochodowe działy, z reguły wyspecjalizowane w elektronice, a wróciło do własnych korzeni: przemysłu. Ich nowy produkt to turbiny, pociągi wysokiej prędkości i elektrownie atomowe. Te ostatnie będą budować wspólnie z Mitsubishi, między innymi w Wielkiej Brytanii.
Nie wiadomo, czy zmiany planuje też Sony, przez lata mające wątpliwe szczęście do zarozumiałych i opornych na innowacje szefów. Ale pierwsze jaskółki już są. Po fatalnym roku 2012, najgorszym w całej historii firmy, teraz gigant przewiduje nieznaczny zysk. A ponad połowę dochodów wypracował jego oddział finansowy. Być może jednak rozrywka też dołoży swoje – zwłaszcza po prezencie, jaki zrobił konkurencji Microsoft.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Bo jak się mówi w biologii: jeżeli coś nie rośnie, to znaczy że umiera.
He, mam na półce Funktechniki (takie czasopismo z NRF (!), z lat 70′. Żadnych reklam z Dalekiego Wschodu. Ktoś uwierzy? No, może pojedyncze japońskie…
Sprzet elektroniczny to nie jednyny przemysl Japonii.
Ich samochody wymiotly rynek amerykanski (i nie tylko). To wielka trojca od ponad dekady (o ile nie wiecej) notuje straty podczas gdy Toyota oraz Honda na rynku USA sprzedaja sie doskonale…
To prawda, ale weź też pod uwagę, że przemysł motoryzacyjny też cięko przędł w poprzedniej dekadzie i dopiero od niedawna znowu idzie do góry. Może elektronika też pójdzie tą drogą.