Gdyby August Gissler znalazł skarb, bez wątpienia zostałby jednym z najbogatszych ludzi świata. Niestety, chociaż emigrant z Nadrenii Północnej-Westfalii przez 19 lat wykopał w tym celu kilometry tuneli, to cały wysiłek przyniósł mu zaledwie 6 złotych monet. A gdy – podobno – w końcu ustalił położenie kosztowności i miał poprowadzić zwycięską wyprawę, szczęście opuściło go na dobre. Na uświetniającym tę okazję bankiecie, jego żona zapaliła sobie papierosa, najwyraźniej zapominając, że do czyszczenia długich, wieczorowych rękawiczek używała benzyny. Spłonęła żywcem, a zdruzgotany Gissler porzucił jakiekolwiek próby odkrycia skarbu.
To było w roku 1908, ale teraz, cały wiek później, dzieło Niemca chce dokończyć jego rodaczka, doktor biologii Ina Knobloch. Przyda się jej sporo szczęścia, bo na zagubionej na Oceanie Spokojnym wysepce wielkości Konstantynowa Łódzkiego próbowały się wcześniej dorobić setki osób. A sukces odnieśli tylko pisarze.
Trzy łokcie na zachód od Szkarłatnej Skały, dwie sążnie z wiatrem przez Zatokę Śmierci, między Drzewem Umarlaka a Źródłem Topielca. Tam właśnie leży Bursztynowa Komnata
Wyspa Kokosowa leży 500 km na zachód od wybrzeża Kostaryki, jest całkowicie bezludna i od 1997 r. znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, bo jej endemiczna fauna i flora jest bezcenna. Podobnie jak rzekomo ukryte na niej skarby, które byłyby dziś warte ponad miliard euro.
Październik 1820 r. był dla Hiszpanów niewesoły. Niepodległościowe rewolucje w Ameryce Łacińskiej zyskiwały rozmach, zagrożenie stanęło rojalistom w oczach także w ich bastionie, Peru. Władze w Limie postanowiły nie ryzykować i wywieźć nagromadzone w mieście kosztowności, które mogłyby wpaść w ręce powstańców. 24 skrzynie wypełnione złotymi i srebrnymi monetami, kamieniami szlachetnymi, drogocenną biżuterią, oraz naturalnych rozmiarów złotą figurą Matki Boskiej załadowano na statek, który miał dostarczyć skarb do Meksyku. Przesyłki na pokładzie miała pilnować grupa królewskich urzędników – Hiszpanie najwyraźniej nie ufali brytyjskiemu kapitanowi jednostki, Williamowi Thompsonowi.
Jak się okazało: słusznie.
Hiszpanie skończyli w morzu z poderżniętymi gardłami, a statek wziął kurs na Wyspę Kokosową, gdzie złodzieje postanowili ukryć skarb, do czasu aż sprawa nie przycichnie. Na próżno. Jednostka została ujęta, a jej załoga powieszona za piractwo. Stryczka uniknęli tylko Thompson i jego pierwszy oficer, którzy w zamian zobowiązali się doprowadzić Hiszpanów do kosztowności. Jednak, gdy tylko wylądowali na wyspie, zbiegli wgłąb lądu, kryjąc się w gęstwinie dżungli. Nikt ich już więcej nie widział.
Już sam skarb z Limy pozwoliłby jego odkrywcy spędzić resztę życia w niewyobrażalnym luksusie, ale jakby to nie wystarczyło, Wyspa Kokosowa to najwyraźniej odpowiednik pirackiego banku, bo według podań, swoje kosztowności pogrzebało tam jeszcze przynajmniej dwóch innych rozbójników.
Bennett Graham był kapitanem w marynarce Jej Królewskiej Mości, dopóki w 1818 r. nie doszedł do wniosku, że przestępczość zapewnia lepszą płynność finansową. Brytyjczyk okazał się nad wyraz sprawny w nowym fachu – zdołał rzekomo zrabować Hiszpanom aż 350 ton złota, nim został ostatecznie pojmany i stracony razem z częścią załogi. Reszta trafiła do kolonii karnej na Tasmanii, gdzie po ponad dwudziestu latach wyjawiła, że kapitan ukrył kruszec właśnie na Wyspie Kokosowej.
To samo miejsce wybrał na swój depozyt siejący w tamtych latach postrach na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej pół-legendarny pirat, któremu ewidentnie nie wystarczyło niesamowite nazwisko Benito Bonito, bo musiał sobie jeszcze dobrać przydomek „Krwawy Miecz”. Nieumiarkowanie przejawiał też w rabowaniu, bo według niektórych szacunków, wartość jego skarbu sięgałaby dziś kilkuset milionów dolarów.
Nic dziwnego, że porośnięte dżunglą 24 kilometry kwadratowe przez półtora wieku rozgrzewały wyobraźnię poszukiwaczy fortuny. I literatów.
Dział Zagraniczny zgaduje, że skarb to tylko wymówka, żeby sobie na Wyspie Kokosowej ponurkować (Fot. petersbar/Flickr)
Chociaż na wyspę docierały liczne wyprawy – w skład których wchodzili między innymi Franklin D. Roosevelt, czy Errol Flynn – ich uczestniczy nie tylko nie natrafiali na żadne złoto, ale też z reguły szybko porzucali poszukiwania. Głównie z powodu ciężkich warunków: w 1863 r., łowcy niewolników porzucili tu ponad cztery setki Polinezyjczyków, a gdy miesiąc później przybył ich wyratować inny statek, przy życiu pozostało już tylko 38. Najdłużej wytrzymał twardy Niemiec August Gissler, którego Kostaryka mianowała nawet w pewnym momencie gubernatorem wyspy. Chociaż przerył ją dziesiątkami tuneli, z których część istnieje do dziś, to ostatecznie nie znalazł niczego poza wspomnianymi 6 złotymi monetami.
Finansowe korzyści z Wyspy Kokosowej odnieśli jak dotąd tylko artyści. Chociaż bezpośrednią inspiracją dla napisania „Przypadków Robinsona Crusoe” była historia Alexandra Selkirka, który spędził samotne cztery lata u wybrzeży Chile, to według niektórych badaczy, Daniel Defoe opis jego więzienia zaczerpnął właśnie z ziemi na zachód od Kostaryki. Bezpośrednio jej historią podpierał się Robert Louis Stevenson, autor słynnej „Wyspy Skarbów”. Michael Crichton, pisząc rozsławiony później przez adaptację filmową „Park Jurajski”, również miał w głowie Wyspę Kokosową.
Władze Kostaryki wolą literatów od napędzanych żądzą zysku poszukiwaczy. W 1994 r. zakazały wypraw, które dokonywałyby ingerencji w glebę wyspy. Wyjątek zrobiły dopiero teraz, najwyraźniej mając zaufanie do Iny Knobloch, która wcześniej już trzykrotnie badała miejscową florę i faunę. W styczniu, powróci tam z międzynarodową ekipą, uzbrojoną między innymi w przypominające węże, zdalnie sterowane roboty, które będą w stanie spenetrować najbardziej niedostępne jaskinie.
I tak naprawdę, ich zbadanie to jedyny cel wyprawy. Jak mówi doktor Knobloch, prawdziwym skarbem jest naturalne piękno wyspy. Cała reszta to tylko dodatek.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
guwno
https://www.youtube.com/watch?v=EWBE5-723Xk