Tajlandia, choć właśnie powraca do prohibicji, przez chwilę była jedynym państwem w Azji, gdzie każdy mógł legalnie kupić marihuanę. To, że w ogóle doszło do legalizacji, zawdzięczała grupce aktywistów i głębokim wierzeniom ludowym.
Choć na Zachodzie buddyzm cieszy się opinią religii pokoju, to w kraju z największą ilością mnichów na liczbę wiernych ma ona dużo brutalniejsze oblicze. Najbardziej znani duchowni kilka lat temu zachęcali armię do ludobójstwa i rozgrzeszali z niego żołnierzy, a dziś wspierają juntę wojskową w represjach.
Bhutan od dwóch dekad mocno promuje Szczęście narodowe brutto – stworzony w tym kraju wskaźnik jakości życia, który ma być uzupełnieniem skupionego na gospodarce Produktu krajowego brutto. W towarzyszących mu badaniach, za szczęśliwych uznaje się 91 proc. obywateli kraju, ale nie znajduje to potwierdzenia w międzynarodowych rankingach, w których Bhutan zamyka pierwszą setkę. Z czego wynikają te różnice?
W Seulu na proces czeka Lee Man-hee, przywódca kontrowersyjnego kościoła, odpowiedzialnego za najwyższy przyrost zachorowań na koronawirusa w Korei Południowej. Podobne grupy religijne od lat zyskują w tym kraju członków i wpływy, mimo że są zamieszane w potężne skandale, które niedawno zaprowadziły głowę państwa do więzienia. A równocześnie tylko niecała połowa obywateli deklaruje się jako wierząca – skąd więc ta niezwykła popularność?
Odradzania się w kolejnych pokoleniach jest jedną z podstaw wiary tybetańskiego buddyzmu. Ale jego najwyższy przywódca duchowy Dalajlama, który właśnie skończył 85 lat, przygotowuje rodaków na przerwanie swojej trwającej od 600 lat reinkarnacji. Dlaczego zdecydował się zerwać z tradycją i co to oznacza dla przyszłości jego narodu?