– Nigdzie na Grande Terre nie spotkałem się z tak dużą dyskryminacją, jak tutaj, na Île des Pins. Zwłaszcza, kiedy miejscowi są pijani – przekonuje francuski barman Jo, który od czterech lat pracuje na Nowej Kaledonii. Stał za barem w Numei, jak i en brousse, czyli mniejszych wioskach interioru, dlatego swoje już widział i słyszał.
Teraz komentuje dopiero co zakończoną wieczorną awanturę w eleganckim hotelu na krańcu Zatoki Kanumera. Sześciu pijanych już w sztok Kanaków, agresywnie domagało się, żeby nalał im drinki. Kiedy odmówił, trochę pogrozili, zwyzywali od „jebanego białasa”, ale ostatecznie wyszli, skarżąc się na dyskryminację.
– Alkohol to wielki problem. Jak wyspiarze zaczynają pić, to nie potrafią przestać – twierdzi Jérémie, zastępca dyrektora hotelu – Kiedy goście widzieli w barze miejscowych, nie przychodzili na drinka. Dlatego w porozumieniu z właścicielami terenu, na którym się znajdujemy, wprowadziliśmy ograniczenia.
To o tę dyskryminację chodziło awanturującemu się Kanakowi. Na niskich stołach rozłożone są kartki, na których można przeczytać: „Bar będzie dostępny dla miejscowych i pracowników mających wolne na następujących zasadach: w południe i wieczorem, pod warunkiem zamówienia i spożycia posiłku z karty restauracji (poza przekąskami i pizzą) oraz od 14:00 do 18:00 każdego dnia”.
Na kartkach widnieją podpisy dyrektorów hotelu oraz trzech braci – właścicieli terenu, na którym znajduje się obiekt. Jérémie wielokrotnie podkreśla, że obostrzenia wprowadzono z inicjatywy tych ostatnich. Kanakowie zabronili więc swoim pobratymcom kupowania alkoholu, ale zakaz muszą egzekwować zatrudnieni w barze Europejczycy.
Od każdej reguły są jednak wyjątki – kilka razy w tygodniu, późną porą pojawiają się w hotelu mężczyźni z okolicznego plemienia, którym Jo wkłada do plecaków zgrzewki piwa i butelki mocniejszych alkoholi.
– Przyjaciołom braci nie możemy odmawiać – wzrusza ramionami Jérémie.
Pół roku po tej rozmowie w hotelu nie pracowali już ani Jo, ani Jérémie – ten drugi był szesnastym dyrektorem czterogwiazdkowego ośrodka w ciągu zaledwie sześciu lat.
– Nie wszyscy są w stanie się dostosować, a tutaj trzeba znać ludzi i otoczenie, trzeba się przyzwyczaić – komentuje Hilaire Kouathé, szef plemienia Comagna i jeden z braci, na których terenie znajduje się hotel – Jeśli czujemy opór od drugiej osoby, wkurzamy się i będziemy ją wkurzać, aż zwariuje i postanowi wyjechać. Więc ludzie nie wytrzymują, bo boją się Kanaków.
Zmagania z alkoholem, to wyzwanie nie tylko dla jednego hotelu – uzależnienie od niego jest największym problemem społecznym wśród Kanaków, ludności rdzennej Nowej Kaledonii. I nigdzie nie widać tego lepiej, niż właśnie na Île des Pins, Wyspie Sosen.
* * *
„Kanak” to słowo wywodzące się z języka hawajskiego i oznaczające po prostu „osobę”.
Choć dziś sami nazywają się tak zwolennicy nieodległości archipelagu, to przez długie dziesięciolecia miało znaczenie pejoratywne, było synonimem „dzikusa”. Rdzenni mieszkańcy dzisiejszej Nowej Kaledonii, którzy zamieszkują ten archipelag od mniej więcej 3 tys. lat, nie mieli własnego samookreślenia – Kanakami zaczęli ich nazywać dopiero Francuzi, którzy skolonizowali wyspy w 1853 roku.
Trzy lata później w centrum administracyjno-wojskowym Port-de-France (czyli dzisiejszej Numei), utworzono sąd karny. Pierwsze sześć procesów wytoczono nieautoryzowanym sprzedawcom alkoholu.

To problem, który z czasem tylko się powiększał. Część archipelagu, w tym południowy wschód Wyspy Sosen, przeznaczono na kolonię karną, do zsyłano więźniów politycznych, recydywistów, czy osoby skazane za ciężkie przestępstwa. W 1871 r. trafiły tam cztery tysiące uczestników Komuny Paryskiej, czyli zrywu rewolucyjnego w stolicy Francji, który był w kraju postrzegany jako apogeum alkoholizmu.
W tym samym czasie Europejczycy prześladowali też ludność rdzenną Nowej Kaledonii. Wprowadzony w 1887 r. Kodeks Tubylczy nałożył na nich szereg ograniczeń: Kanakowie zostali pozbawieni najżyźniejszych terenów, zepchnięci w głąb lądu i zamknięci w rezerwatach, których nie mogli opuszczać bez pozwolenia.
Kontrolę nad tą ludnością, mieli sprawować mianowani przez gubernatora wodzowie plemienni, współpracujący z żandarmami.
Chociaż Kanakowie nie posiadali pełnych praw obywatelskich, np. do uczestnictwa w życiu politycznym kolonii, to byli zobowiązani do pracy na rzecz administracji i płacenia podatków. Podlegali też sankcjom karnym, które były często arbitralne i mogły obejmować zarówno grzywny, jak i kary cielesne.
Kodeks Tubylczy zakazywał rdzennym mieszkańcom wstępu do lokali gastronomicznych. W lutym 1889 podjęto pierwszą decyzję o zakazie sprzedaży alkoholu Kanakom, a w 1903 roku rozszerzono go na wszystkich imigrantów z innych części Oceanii.
Mimo to, w sporządzonym dla władz kolonialnych raporcie z 1910 r., lekarz więzienny Léon Collin kreślił ponury obraz nocnego życia w kaledońskiej stolicy, przepełnionej “obdartymi, zataczającymi się skazańcami i Kanakami z zaczerwienionymi oczami, pijącymi z butelki, opierającymi się o drzewa lub włóczącymi się w wyjących, stanowiących zagrożenie grupach”.
Z kolei na Wyspie Sosen, francuscy żandarmi w corocznych meldunkach stale alarmowali o społecznym wymiarze tego problemu wśród Kanaków. W 1960 r. jeden z nich pisał: “Alkoholizm pozostaje problemem numer jeden. (…) Większość dochodów i zarobków przeznaczana jest na zaspokajanie zgubnej pasji.”
Dekadę później na Wyspie Sosen zniesiono licencje na alkohol oraz zaczęto prowadzić kontrole bagażu powracających ze stolicy Kanaków, żeby ograniczyć nielegalny handel napojami wysokoprocentowymi. Nie przyniosło to większych rezultatów.
Dziś alkohol spożywany jest podczas ważnych uroczystości rodzinnych, świąt religijnych i zwyczajowych oraz innych wydarzeń społecznych. Według badań przeprowadzonych w latach 2021-2022 przez Agencję Zdrowia i Opieki Społecznej, mieszkańcy Nowej Kaledonii rocznie wypijają go średnio 7,3 litra na głowę. Chociaż to prawie o połowę mniej niż we Francji, to archipelag wyróżnia się jednym z najwyższych odsetków konsumentów alkoholu wśród wszystkich wysp Pacyfiku.
Badania przeprowadzone na zlecenie Kongresu Nowej Kaledonii (czyli lokalnego organu ustawodawczego) wykazały, że w ciągu ostatniej dekady spożycie alkoholu przez Kaledończyków wzrosło o 23 proc.
* * *
– Należy pamiętać, że wcześniej nie było na Nowej Kaledonii nawyków związanych ze spożywaniem tego rodzaju substancji – tłumaczy rdzenny socjolog John Passa. Pochodzi z wyspy Tiga na wschodzie archipelagu i od wielu lat bada sytuację społeczną Nowej Kaledonii, zwłaszcza prawa kobiet oraz marginalizację i przestępczość wśród młodych Kanaków.
– Kolonizacja to wzięcie w posiadanie, wywłaszczenie ze wszystkiego. W tym kontekście alkohol daje namiastkę czegoś. Nie znamy takiego pojęcia jak wstrzemięźliwość. Jeśli jest dziesięć butelek, to się je wypija. – mówi John.
Również dla Miny, mieszkanki jednej z wiosek na wschodzie Grande Terre, kolonialna przeszłość kształtuje codzienne życie jej społeczności: – Nie zostaliśmy dotknięci przez kolonizację w taki sam sposób. Niektórzy Kanakowie piją, żeby zapomnieć o ponurej przeszłości, która skłoniłaby ich do nienawiści wobec innych.
Francuzi chcieli przede wszystkim eksploatować surowce mineralne, takie jak nikiel oraz zdobyć urodzajne tereny pod uprawy i hodowlę bydła. W praktyce oznaczało to masowe wywłaszczenia rdzennych mieszkańców, przesiedlenia w głąb wyspy, na mniej żyzne ziemie oraz stopniowe niszczenie tradycyjnych struktur społecznych.
W wielu regionach prowadziło to do konfliktów, zarówno zbrojnych, jak i kulturowych, które do dziś pozostawiły głębokie ślady w świadomości Kanaków.
Współczesne nierówności społeczne i ekonomiczne, dostęp do ziemi, a także stosunek rdzennych mieszkańców do francuskich instytucji i norm prawnych są w dużej mierze konsekwencją tamtych wydarzeń. Używki są dla wielu Kanaków sposobem radzenia sobie z historyczną niesprawiedliwością i współczesnymi problemami, wynikającymi z marginalizacji w systemie narzuconym przez kolonizatorów.
Ta nienawiść, o której wspomina Mina, pod wpływem procentów często zamienia się w przemoc.
– Kiedy jest jakiś nierozwiązany konflikt, atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Aż odbywa się jakieś przyjęcie, wesele lub cokolwiek innego, gdzie jest alkohol… Wtedy może dojść do najgorszego… – zauważa William, który sam pochodzi z Antyli, ale od lat dziewięćdziesiątych mieszka na Wyspie Sosen i po poślubieniu Kanaczki z plemienia Comagna zaangażował się w rozwój miejscowej turystyki. Wspomina, że podczas takiej właśnie awantury, jednemu z wodzów plemiennych na Wyspie Sosen odrąbano dłoń maczetą.
Dramatyczne konsekwencje nadużywania alkoholu najlepiej widać w statystykach. W więzieniu Camp Est w Numei ponad 90 proc. osadzonych to Kanakowie. Wskaźnik aresztowań za nietrzeźwość w miejscach publicznych jest na Nowej Kaledonii pięćdziesiąt razy wyższy niż we Francji. Nadmierne spożycie jest przyczyną 91 proc. śmiertelnych wypadków drogowych, 81 proc. włamań, 80 proc. przypadków przemocy wobec kobiet, czy 80 proc. aresztowań nieletnich za przestępstwa.
Według raportu rządowego z 2018 r. po trunki sięgają osoby w coraz młodszym wieku, nawet dwunastolatkowie.
– Kiedy młodzi piją, tracą głowę. Nie mają szacunku wobec starszych, pijani są w stanie obrazić nawet wodza. Nic do nich nie dociera – wzdycha Henri Cagnewa. Członek starszyzny plemiennej na Wyspie Sosen narzeka, że alkohol zaburza hierarchię i wprowadza chaos w społeczności, która od pokoleń opierała się na wzajemnym szacunku i autorytecie starszych.
Antropolodzy Alban Bensa i Éric Wittersheim ze Szkoły Zaawansowanych Badań w Naukach Społecznych w Paryżu, źródeł problemu poszukują w przepaści międzygeneracyjnej i zagubieniu młodych Kanaków, którzy czują się rozdarci między zwyczajowymi wartościami oraz praktykami, pielęgnowanymi i wymaganymi przez starszyznę plemienną, a poszukiwaniem swojego miejsca w kaledońskim społeczeństwie, wśród bogatych Europejczyków.
– W sobotnie wieczory młodzi ludzie upijają się w całej Nowej Kaledonii, bez żadnej reakcji ze strony rodziców. Wiemy o tym i nie możemy dłużej akceptować tego, że nasze dzieci definiują się poprzez nadmierną konsumpcję, przemoc werbalną, potem fizyczną, a następnie przestępczość… – przyznaje Philippe Germain, który od 2015 do 2019 r. stał na czele kaledońskiego rządu.
* * *
Lokalne władze od dawna podejmują kolejne bezskuteczne próby poradzenia sobie z problemem.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wprowadziły ograniczenia w reklamowaniu napojów alkoholowych i zakaz handlowania trunkami w weekendy.
Przepisy często się zmieniały. Sprzedaż alkoholu w weekendy była zabroniona do połowy lat dziewięćdziesiątych. Na początku lat 2000. zabroniono umieszczania piwa w lodówkach i sprzedaży schłodzonych napojów alkoholowych, ten zakaz obowiązuje do dziś. W 2008 r. ponownie zabroniono sprzedaży alkoholu w środy, piątkowe popołudnia, weekendy oraz święta – w te dni działy monopolowe w supermarketach były odgrodzone specjalnymi przesłonami lub taśmami.
Chociaż oficjalnie zasady te nie były wymierzone w Kanaków, żeby nikogo nie oskarżyć o dyskryminację, to w praktyce ograniczenia utrudniały autochtonom dostęp do alkoholu podczas świąt i tradycyjnych uroczystości.
W 2010 r. wprowadzono jednak odstępstwo dla sklepów winiarskich, co sprawiło, że liczba takich punktów wzrosła dwukrotnie. Ich właściciele czerpią olbrzymie korzyści z de facto monopolu na handel, zwłaszcza w aglomeracji Numei, którą zamieszkuje niemal 70 proc. Kaledończyków.
Aż 85 proc. towarów dostępnych na archipelagu jest importowana z Francji, Australii, Nowej Zelandii, czy nawet Stanów Zjednoczonych. Transport na taką odległość jest nie tylko kosztowny, ale także logistycznie skomplikowany, dlatego ceny produktów w lokalnych sklepach są nawet o 78 proc. wyższe niż w paryskich spożywczakach, co czyni archipelag najdroższym francuskim terytorium zamorskim.
Mimo to, ceny alkoholu nie odstraszają kupujących, nawet jeżeli korzystają z jeszcze droższego czarnego rynku.
W 2009 r. na własną rękę zaczął lokalnie działać Hilarion Vendegou, czyli mer Wyspy Sosen, a zarazem wielki wódz zamieszkujących ją plemion. Polityk wprowadził wtedy obowiązujący na całym jej terytorium zakaz handlu napojami wyskokowymi – po tej decyzji upadł jedyny miejscowy sklep z koncesją na alkohol. Dziś brązowa farba odkleja się od ścian opustoszałego budynku u wjazdu do wioski Vao, przed którym niegdyś ustawiały się kolejki.
Ale prohibicja nie objęła restauracji i barów hotelowych, a w dodatku co bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy handlują pokątnie towarem przywiezionym z wycieczek do stolicy. Chociaż żandarmi z lokalnego posterunku na Wyspie Sosen regularnie odbierają donosy, rozbicie sieci nielegalnych sprzedawców alkoholu od lat jest dla mundurowych wyzwaniem. Chociaż niektórzy nielegalni sprzedawcy alkoholu z Wyspy Sosen wielokrotnie stawali z tego powodu przed sądem karnym w Numei.
Jeden z oskarżonych w czasie procesu w czerwcu 2014 r. tłumaczył, że dorabiał sobie sprzedając alkohol „tylko członkom rodziny”. Nie dodał jednak, że większość Kanaków na Wyspie Sosen jest ze sobą spowinowacona. Ostatecznie został i tak uniewinniony, bo zdaniem sędziego jego działalność była niewystarczająco „lukratywna” – osiągnął obrót 400 tys. franków (czyli równowartość 14 tys. złotych).
Dwadzieścia pięć razy więcej zarobił za to inny wyspiarz, w marcu 2017 r. zatrzymany za handel alkoholem o łącznej wartości ponad 10 milionów franków (czyli 360 tys. złotych). Sprzedawał whisky za dwukrotność ceny zakupu, ale nie narzekał na brak klientów – schodziły mu średnio trzy kartony tygodniowo.
W 2020 roku menadżer restauracji Kou-gny na północnym wschodzie wyspy został oskarżony o nielegalną sprzedaż alkoholu – pomimo braku licencji, w kilka miesięcy sprowadził samolotem 637 paczek wypełnionych piwem i winem. Został skazany na grzywnę w wysokości 200 tys. franków.
W tym samym roku trzy osoby z plemienia Vao stanęły przed sądem za sprzedaż alkoholu na czarnym rynku, co według aktu oskarżenia miało im przynieść ponad cztery miliony franków zysku. Zostali skazani na grzywny oraz kary więzienia w zawieszeniu, a sędzia ostrzegł ich, że następnym razem skończą już za kratami.
– Wprowadzenie prohibicji na Wyspie Sosen tak naprawdę niewiele zmieniło – ocenia Nicolas, francuski nauczyciel biologii w jedynym gimnazjum na wyspie, który mieszka na niej od 20 lat. Wzrusza ramionami i sięga po wilgotny kufel kaledońskiego piwa Number One. W barze hotelu Kou Bugny towarzyszą mu inni lokalni Europejczycy, którzy wymieniają się adresami wspomnianych specjalnych sklepów „winiarskich” w Numei, gdzie można było zrobić zakupy nawet w weekendy, kiedy supermarkety nie miały prawa sprzedawać napojów wyskokowych.
* * *
W maju 2024 r. w stolicy archipelagu wybuchły zamieszki na ogromną skalę.
Bezpośrednią przyczyną była ustawa, nad którą pracowali politycy w Paryżu, poszerzająca elektorach w wyborach prowincjonalnych na Nowej Kaledonii. Zdaniem działaczy lokalnych ugrupowań dążących do niepodległości, nowe przepisy doprowadziłyby do jeszcze większej marginalizacji Kanaków, którzy już dziś stanowią tylko 40 proc. mieszkańców terytorium.
W zamieszkach zdewastowano 700 przedsiębiorstw, z dymem poszło kilkanaście szkół, czy bibliotek. Pracę straciło 24 tys. osób, czyli co czwarta zawodowo aktywna na całym archipelagu. Koszty gospodarcze kryzysu szacowane są na ponad 2,2 miliarda euro, a życie straciło 14 osób.
Żeby skontrolować sytuację, władze wprowadziły szereg obostrzeń, w tym zakaz transportu broni. Łowiectwo jest ważną częścią dziedzictwa kulturowego Kaledończyków, oficjalnie posiadają więc 64 tys. sztuk broni myśliwskiej i do strzelectwa sportowego – ale według nieoficjalnych szacunków, może być jej nawet dwa razy więcej.
Pół roku później nadal obowiązują obostrzenia, takie jak np. godzina policyjna, zakaz zgromadzeń, czy ograniczenie sprzedaży alkoholu. Choć powody zamieszek są polityczne, alkohol pozostaje jednym z czynników, który ujawnia i pogłębia społeczne napięcia, nawet w okresach względnego spokoju.