– Czy Polacy dalej się z nas śmieją, że nie można u nas płacić kartą? – pyta Heike Winter, odpowiedzialna za dział płatności detalicznych i projektu cyfrowego euro Bundesbanku, Niemieckiego Banku Federalnego.
Według statystyk instytucji, Niemcy coraz bardziej przekonują się do płatności bezgotówkowych: w 2008 r. rozliczyli w ten sposób tylko 17 proc. transakcji, ale w zeszłym roku już 51 proc. Mimo to, wciąż jeszcze często można tu usłyszeć stwierdzenie: Nur Bares ist wahres. Tylko gotówka jest prawdziwa.
– Przez lata warunki płatności kartą były dla sprzedawców kosztowne – tłumaczy Heike Winter. –Dla mnie Polska to kraj Mastercard. A Niemcy rozwinęły własny system, tzw. Girocard. I to właśnie on stał się standardem, który jednak był drogi dla drobnych przedsiębiorców, bo od każdej sprzedaży, niezależnie od sumy, potrącano 8 eurocentów. Jeśli twój rachunek u piekarza wynosił jedno euro, to jego te zakupy kosztowałyby te dodatkowe 8 eurocentów. No nie było to zbyt atrakcyjne – wspomina ekonomistka.
– Zmieniło się to ze względu na normy unijne, nie ma już minimalnego limitu płatności, a sami przedsiębiorcy też otworzyli się na inne możliwości. A później przyszedł koronawirus, który wszystkim ekstremalnie wstrząsnął. Nawet berlińscy taksówkarze akceptują już płatności kartą – kwituje Winter.
To nie do końca prawda.
Podczas powstawania tego reportażu, za taki przejazd udało się w ten sposób zapłacić dopiero za którymś razem, bo ciągle szwankował terminal, a porażką skończyły się próby użycia karty przy wymianie baterii w laptopie, czy zamówieniu porcji frytek na mieszczącym 74 tys. widzów Stadionie Olimpijskim – tym samym, gdzie latem tego roku odbył się finał Mistrzostw Europy w piłce nożnej.
W wielu miejscach wciąż bezgotówkowo nie można płacić wcale, albo dopiero od określonej kwoty, często to 10 euro. Dlatego najlepiej zawsze mieć przy sobie trochę gotówki – wg danych Bundesbanku, przeciętny Niemiec nosi przy sobie ok. 100 euro i ta suma ta nie zmienia się od lat.
* * *
Ekonomistka Winter pracuje w Bundesbanku od 1999 roku, tego samego, kiedy euro zostało wprowadzone jako waluta księgowa, dostępna w transakcjach bezgotówkowych. Monety i banknoty trafiły do obiegu trzy lata później i zastąpiły dotychczasowe waluty narodowe – w tym niemieckie marki.
Ale do Bundesbanku wciąż nie trafiło jeszcze z powrotem ponad 12 miliardów marek, czyli ok. 6 miliardów euro, bo Berlin nigdy nie wprowadził ostatecznego terminu ich wymiany. Choć podobnie jest jeszcze w pięciu innych państwach strefy (czyli Austrii, Irlandii, Litwie, Łotwie i Estonii), to na bezterminowość nie zdecydował się żaden inny unijny kraj z porównywalną gospodarką.
Mimo tej “taryfy ulgowej”, przejście na euro nie było wtedy jednak wolne od stresu i sceptycyzmu.
– Po II wojnie światowej Niemcy nie mieli zbyt wielu powodów do dumy. Tak na dobrą sprawę były tylko dwa: reprezentacja piłki nożnej i marka. To była stabilna waluta, zagranicą miała dobry kurs wymiany, można sobie było za nią na wiele pozwolić. To sprawiło, że byliśmy z nią emocjonalnie związani. I to przywiązanie przeniosło się na gotówkę. – tłumaczy Ulrich Rosseaux, historyk i dyrektor należącego do Bundesbanku Muzeum Pieniądza.
– Jeśli idę w nowe miejsce, do jakiejś knajpy, której jeszcze nie znam, to próbuję się dowiedzieć, jakie płatności przyjmują. Jeśli takiej informacji nie ma na stronie internetowej, to dzwonię, żeby się zapytać, czy będę mógł tam zapłacić gotówką– mówi Jarek.
38–latek przeprowadził się do Niemiec z rodzicami jeszcze jako kilkuletnie dziecko. Na pytanie, czy jego zamiłowanie do gotówki to wynik germanizacji, tylko się śmieje.
Większość jego znajomych najczęściej używa jednak karty i Jarek też ma ich kilka, ale są wśród nich i tacy, którzy gdyby mogli, to nigdy nie płaciliby bezgotówkowo. A być może w ogóle nie mieliby konta w banku. – Kiedy dostają wypłatę, zostawiają na koncie tylko tyle, ile będą potrzebowali na uregulowanie rachunków. Całą resztę wypłacają i posługują tylko i wyłącznie gotówką – opisuje mężczyzna.
Powód, dla którego sam też się na to decyduje, jest dość przyziemny: – Wiem, ile przy sobie mam, więc wiem, ile mogę wydać. Gdybym płacił kartą, to pod koniec miesiąca mogłaby mnie czekać niemiła niespodzianka.
Na pytania o powody wybierania fizycznych pieniędzy nad transakcje bezgotówkowe, 41 proc. Niemców podaje lepszą kontrolę nad swoimi wydatkami, 47 proc. twierdzi, że dzięki temu ma pewność, że płatność faktycznie została dokonana, a 63 proc. powołuje się na ochronę swojej prywatności.
Heike Winter zauważa jednak, że w tym ostatnim przypadku czasami dochodzi do tzw. „paradoksu prywatności”. – Bo z jednej strony oczywiście, jeśli ktoś mnie spyta, czy jest dla mnie ważne, by moje dane pozostały bezpieczne, to to odpowiem, że tak. Ale jeśli przyjrzymy się, ile osób w Niemczech korzysta z kart rabatowych, które działają właśnie w ten sposób, że udostępniają nasze przyzwyczajenia zakupowe dla spersonalizowania oferowanych nam reklam, to wielu Niemców daje się na to skusić.
Według danych niemieckiej strony grupy Payback, 31 milionów osób w tym kraju korzysta aktywnie z programu, a 12,5 miliona posiada jego aplikację na swoim telefonie.
* * *
W styczniu 2024 r. Niemiecki Bank Federalny opublikował trzy scenariusze, jak wyglądać może przyszłość gotówki pod koniec obecnej dekady.
W pierwszym, „Hipercyfrowym świecie płatności”, praktycznie zniknęła ona z codziennego życia.
W drugim, „Renesansie gotówki”, jej użycie wprawdzie początkowo spada, ale stopniowo ludzie przypominają sobie o jej zaletach.
A w ostatnim, „Znikającym świecie płatności hybrydowych”, korzystanie z gotówki w dużym stopniu zależy od warunków życia. Klienci są w nim zachęcani do dokonywania płatności bezgotówkowych, a dostęp do fizycznych pieniędzy stale się pogarsza.
– Zdarzyło mi się to już nieraz. Chciałem wyciągnąć pieniądze, pamiętałem, że był tu kiedyś bankomat. A nagle jest tu knajpa, albo punkt przeróbek krawieckich czy coś jeszcze innego. Niestety, bankomaty w Berlinie zostały zdziesiątkowane – narzeka Jarek. I faktycznie: rozmowa toczy się w burgerowni, gdzie jeszcze kilka lat wcześniej była bankowa placówka.
Między 2015 a 2023 r. liczba bankomatów w Niemczech skurczyła się o ponad 9 tys.
Ale dla niektórych mieszkańców kraju, dostęp do gotówki stał się ostatnio trudniejszy nie tylko z tego powodu.
W kwietniu 2024 r. Bundestag przegłosował wprowadzenie na terenie całych Niemiec karty płatniczej dla osób starających się o azyl – wcześniej były już stosowane w pojedynczych miejscowościach, a pierwszym miejscem, gdzie przyjęto to rozwiązanie na terenie całego landu, był Hamburg (który obok Berlina i Bremy, funkcjonuje jako pełnoprawny kraj związkowy).
Między lutym a wrześniem tego roku wydano tam ok. 2,5 tys. kart płatniczych dla azylantów. Zamiast gotówki, dorośli otrzymują na nią 185 euro miesięcznie, z czego mogą wypłacić 50.
Jako jeden z powodów wprowadzenia takiego rozwiązania podawano, że azylanci wysyłali pieniądze do swoich ojczyzn; dlatego karta uniemożliwia wykonywanie przelewów, płatności w sklepach internetowych i wypłaty pieniędzy z bankomatu za granicą.
– Zbliża się zima i jedna z osób, która do nas przychodzi potrzebuje ciepłej kurtki. Najkorzystniejszą opcją byłoby kupienie jej za kilka euro z drugiej ręki, np. na pchlim targu. Ale jeśli wydała już swoje “kieszonkowe”, albo chce zaoszczędzić gotówkę, by jej na wszelki wypadek nie zabrakło, to na dobrą sprawę musi udać się do sieciówki i kupić nową, drogą kurtkę. Czyli ktoś decyduje za nią, w jaki sposób może wydawać ale i oszczędzać – opisuje ten mechanizm Alissa von Malachowski, psycholożka, która kieruje projektem Refugee Sisters właśnie w Hamburgu.
– Nasza grupa docelowa to queerowe kobiety, osoby trans– i interseksualne, które są uchodźcami, nieproporcjonalnie dotknięte dyskryminacją na wielu płaszczyznach. Przemoc finansowa jest jedną z nich, bo wpływa na życie człowieka, manipuluje i ogranicza sposób, w jaki każda osoba może o sobie decydować – opowiada von Malachowski.
W niemieckich mediach pojawia się sporo materiałów potwierdzających jej słowa. Karty płatnicze dla azylantów wydaje Mastercard, a wiele osiedlowych sklepów, czy budek z przekąskami nie przyjmuje takiej formy płatności, więc ich posiadacze są de facto zmuszeni do robienia zakupów w konkretnych sieciach supermarketów.
– Jest jeszcze kwestia bezpieczeństwa. Ta karta wygląda przecież w określony sposób, czyli osoba, która jej używa, obnaża swoją sytuację – dodaje psycholożka. – To wszystko ma dla mnie rasistowski posmak, szczególnie przy obecnym klimacie politycznym w Niemczech, który grawituje coraz bardziej na prawo. Zwłaszcza jeśli chodzi o tę narrację, że pieniądze są wysyłane za granicę, dla mnie a karta płatnicza ma właśnie takie zabarwienie. Ci ludzie i tak nie mają wielu praw, nie za bardzo mogą się bronić, więc wypróbujmy to na nich.
* * *
W kwietniu 2023 r. Niemcy wprowadziły zakaz kupowania nieruchomości za gotówkę. Ta zmiana może (chociaż lekko) utrudnić funkcjonowanie innej, już nie tak słabej grupy społecznej.
– Wydaje mi się, że normalne osoby nie mają przy sobie 10 tys. euro w kieszeni, najczęściej nie płacą też gotówką za np. samochód. Ja przynajmniej bym tak nie zrobiła, wydaje mi się, że w takich przypadkach coś z reguły jest nie tak – mówi Ludovica Boelting, prawniczka i wiceprzewodnicząca stowarzyszenia Mafianeindanke, monitorującego działalność włoskiej mafii na terenie Niemiec.
10 tys. euro, do którego się odnosi, to suma, powyżej której nie wolno płacić gotówką – Unia wprowadziła taką normatywę jako metodę walki z praniem brudnych pieniędzy. Czyli jedną z działalności, jaką zajmują się w Niemczech członkowie włoskich organizacji przestępczych: ‘Ndranghety, Cosy Nostry i Camorry. Według danych ministerstwa spraw wewnętrznych, mieszka ich tu około tysiąca.
– To oficjalna liczba, która w ciągu mniej niż dekady się podwoiła. Nieoficjalnie mafiosów może być i pięć tysięcy, a my o tym nie wiemy – stwierdza Sandro Mattioli, przewodniczący Mafianeindanke i autor książki “Germafia”. – Tak, powiedziałbym, że Niemcy to raj dla mafii.
Mattioli odnosi się tylko do włoskich organizacji przestępczych, ale przecież w kraju działają też inne grupy narodowościowe. Polityk Zielonych Marcel Emmerich nazwał nawet Niemcy „pralką Europy”, bo co roku ma być tu „czyszczonych” 100 miliardów euro.
– To są szacunki. Ta cyfra może być znacznie większa, bo przy obrocie pieniędzmi wiele działań pozostaje niezauważonych. 100 miliardów to oczywiście na początku wydaje się dużo. Ale wiem np. o funduszu nieruchomości, który inwestuje miliard w mieszkania w Berlinie, a z pewnością jest ich więcej, więc szybko można dojść do wysokich kwot – mówi Ludovica. – Chociaż gotówka oczywiście to ułatwia podczas drobnych transakcji, np. codziennego handlu narkotykami na ulicy. Tę gotówkę można później zabrać do należącej do mafii restauracji i wystawić fałszywy rachunek.
– W ogóle powinniśmy się pozbyć określenia “pranie pieniędzy”, bo i tak pozostają one brudne – dodaje Sandro.
* * *
– Z powodu tematu moich badań często jestem postrzegana jako obrończyni gotówki, chociaż sama najczęściej płacę telefonem – mówi Barbara Brandl, profesorka socjologii Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie nad Menem. W swojej pracy sporo uwagi poświęca analizowaniu, jak cyfryzacja pieniądza może wiązać się z pogłębieniem nierówności społecznych, co dotyka np. osoby starsze.
– Gotówka jest czymś uniwersalnym, podczas, gdy metody cyfrowe rzeczywiście generują wykluczenia. Żeby kupić bilety na lot, potrzeba karty. Teraz wystarczy debetowa, ale np. gdybyś za granicą chciała wypożyczyć samochód, to potrzeba już kredytowej – tłumaczy socjolożka – A płatności cyfrowe opierają się na prywatnej infrastrukturze. Jeśli wysyłam pieniądze z Niemiec do Austrii, to płyną one za pomocą firm wydających karty kredytowe, jak Mastercard czy Visa, czyli amerykańskich, a nie europejskich. Celem banku centralnego jest, by pieniądze pozostały infrastrukturą publiczną – dodaje.
W czerwcu 2023 Komisja Europejska przedstawiła projekt cyfrowego euro, który ma być elektronicznym odpowiednikiem gotówki i podobnie jak ona, ma być emitowane przez krajowe banki centralne wraz z Europejskim Bankiem Centralnym. Prace nad etapem przygotowawczym tego projektu zaczęły się pięć miesięcy później.
Skorzystała z tego partia AfD, która przed eurowyborami w czerwcu 2024 r. straszyła w swoich materiałach: “Nasza gotówka jest w niebezpieczeństwie. Jest ona stopniowo likwidowana, przy wsparciu rządu Niemiec, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego”.
– AfD nie musi się martwić, w dalszym ciągu będzie mogła używać gotówki. Cyfrowe euro ma spełniać funkcję dodatkowego środka płatniczego. Nie ma ono więc zastąpić gotówki, a jedynie ją dopełniać – zapewnia Heike Winter. – Jako Bundesbank emitujemy gotówkę, więc oczywiście cieszymy się, jeśli jest ona w obiegu. Ale emitujemy ją właśnie dlatego, że jest na nią popyt i zakładamy, że będzie tak przez dłuższy czas.
Jarek przyznaje, że cyfrowa gotówka to dla niego jeszcze odległy temat. – Dla mnie jest tak: albo mogę tego dotknąć, albo nie. Jeśli mogę, to wiem, że jest to gotówka.
Dotknąć bogactwa, a konkretnie prawdziwej sztabki złota, można chociażby w należącym do Bundesbanku frankfurckim Muzeum Pieniądza, gdzie na wystawie są też monety pochodzące z 580 r. p.n.e., czy niemal idealnie sfałszowane niemieckie marki – ulubiony eksponat dyrektora Ulricha Rosseaux.
Ale chociaż kieruje instytucją z namacalnymi dowodami bogactwa, to historyk nie ma złudzeń: – W każdej nowoczesnej gospodarce istnieje znacznie więcej środków bezgotówkowych niż gotówki. Bares ist wahres, gotówka jest prawdziwa. Ale ma swoje granice. Cyfrowy pieniądz również jest prawdziwy – przekonuje Rosseaux. Większość naszych majątków jest przecież zapisana na kontach w swojej formie bezgotówkowej.
– Z punktu widzenia ekonomistów, ale też socjologów, pieniądz nie ma kształtu, koloru, ani charakteru – dodaje Barbara Brandl. – Gotówka taka, jaką znamy ją teraz, pojawiła się dopiero w XIX w. I tak naprawdę to tylko zadrukowany papier i monety wybite z niewiele wartych materiałów. Ale jesteśmy z nią emocjonalnie związani, bo to też obietnica dana społeczeństwu, że może coś za nią kupić.