Ilustracja: Adam Walas

Arcygej na górze Tytan

Na czele San Marino stanęła pierwsza homoseksualna głowa państwa na świecie. Dlaczego jednak jego mieszkańców nie obchodzi tak historyczne wydarzenie?
Autor
Maciej Grzenkowicz

REPORTAŻ JEST DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI AUDIO (CZYTA KAMILA KALIŃCZAK):

1 kwietnia 2022 roku Paolo Rondelli wchodzi do kościoła, a kiedy z niego wychodzi, jest już pierwszą homoseksualną głową państwa na świecie.

Mimo daty, to nie żart. Byli już zadeklarowani nieheteronormatywni politycy, nawet wpływowi. Były homoseksualne premierki (jak w Serbii) i premierzy (jak w Irlandii). Ale osoby piastującej najwyższe stanowisko w hierarchii i otwarcie deklarującej miłość do osoby tej samej płci, jeszcze nie było. Tym samym w San Marino, maleńkiej republice znanej głównie z tego, że łatwo z nią wygrać w piłkę, dzieje się historia.

I nikogo z miejscowych to nie obchodzi.

Dobrze to widać w Città di San Marino, stolicy kraju. Najłatwiej dojechać do niej kolejką linową, bo liczące kilkanaście wieków miasteczko jest położone na górskim stoku – z tych dwóch powodów uliczki są strome i ciasne. Gęsto tłoczą się na nich zagraniczni turyści, którzy przyjechali z pobliskiego włoskiego kurortu, jak i naganiający ich do swoich lokali restauratorzy. Tłum bardzo nieśpiesznie usuwa się z drogi charakterystycznemu hyundayowi z państwową rejestracją RSM002 wskazującą, że w środku siedzi właśnie Paolo Rondelli, pierwsza homoseksualna głowa państwa na świecie.

Turyści nie zwracają na to uwagi, bo tego nie wiedzą. Miejscowi wiedzą, ale możliwe, że jest im to po prostu obojętne.

 

* * *

 

Kiedy chmury nie przysłaniają krajobrazu, widok ze szczytu góry Tytan robi wrażenie. Jest wysoko: jeśli stanie się w okolicach jednej z trzech wież, to widać, hen!, na kilkadziesiąt kilometrów. Gołym okiem Adriatyk, choć San Marino jest państwem śródlądowym. Morze jest włoskie. Najbliższa plaża: Rimini. Wczasowiczów dużo, wszyscy mówią po słowiańsku.

Choć obecnie Rimini z San Marino tylko widać, to kiedyś San Marino w nim mieszkał.

Maleńkie terytorium jest, podobno, najstarszą republiką na świecie. Według legendy, została założona w 301 roku przez świętego Maryna – od niego nazwa państwa – zakonnika, który uciekał przed prześladowaniami w radykalnie pogańskim w tym czasie Imperium Rzymskim. Uciekał właśnie z Rimini. Założył małą wspólnotę wokół zakonu tam, gdzie trudno było go dosięgnąć, czyli na górze. Ironia chciała, że była to góra Tytan, nazwana tak na cześć olbrzymów z greckiej mitologii.

DZ San Marinoconfine
Autorka ilustracji: Małgorzata Suwała

Ale to nie gra słów się tu liczy, a efektywność. Ta zaś była jak góra: bardzo wysoka. Choć była kilka razy okupowana, to zawsze dość krótko i praktycznie nigdy nie straciła niepodległości. Bo kilkanaście lat po ucieczce świętego Maryna prześladowania ustały, chrześcijańska wspólnota na szczycie zaczęła być akceptowana, a zakon powoli, stopniowo, przekształcał się w państwo. Tak właśnie powstała Republika San Marino.

Od tamtej pory Serenissima (Najjaśniejsza, jak się czasem o niej mówi), kwitła tak, jak jej się podobało i bez ogrodnika. Nie było konieczności pozbycia się naleciałości najeźdźcy, nie było ciągłej rewizji, nie było ciągłego poprawiania. Nie było obalania królów, bo ich też nigdy nie było.

Chociaż można odnieść wrażenie, że kapitan regent to coś na wpół króla. Co prawda takiego, który będzie sprawował władzę tylko przez pół roku, i to nie niepodzielną, bo będzie musiał współpracować z drugim, symultanicznym kapitanem, ale za to rozpocznie z prawdziwymi honorami, w bazylice, obok relikwii założyciela państwa. Mało które państwo może się pochwalić tak dokładną lokalizacją ciała swojego twórcy.

A jeśli jest niewierzący? Cóż, to niech sobie nie wierzy w tym kościele. Ale pójść do niego musi.

I tu mamy problem.

 

* * *

 

Pierwszy kapitan regent został wybrany w 1243 roku i od tamtego czasu wiele się w tej kwestii nie zmieniło. Państwowa Rada Generalna regularnie, co pół roku, wybiera dwie nowe głowy państwa, a ich kadencje zaczynają się zawsze 1 kwietnia i 1 października. Ceremonia, niezmienna od średniowiecza, jest tylko małym przedstawieniem, które trzeba odbębnić raz na sześć miesięcy.

Jeśli to by było jedynym, co pozostało z San w San Marino, to dla jego obywateli, traktujących dziś religię z większym dystansem, byłby to mały problem. Ale kraj wywodzący się w prostej linii od zakonu jest z nią przecież związany na wskroś.

W dewizie państwa, obecnej w jej herbie i na wielu murach stolicy, widnieje łacińskie Libertas. Po włosku: libertà, wolność. To w jej imię Święty Maryn uciekał na górę Tytan, potem jednak zamknięto ją w ramach wytyczonych przez katolicyzm. A to oznaczało, że wolności nie dla wszystkich starczało po równo.

Rozwód to w San Marino nowość, jeszcze trzy dekady temu w miejscowym prawie rodzinnym w ogóle nie uwzględniano takiej możliwości. Zalegalizowano go w 1986 r., ale kobiety musiały uważnie wybierać partnerów, bo przez kolejne 14 lat w przypadku ślubu z cudzoziemcem traciły sanmaryńskie obywatelstwo (mężczyzn taka sankcja nie dotyczyła). Dzieci z takich mieszanych małżeństw uzyskały prawo do miejscowego paszportu dopiero w 2004 r.

Również dopiero wtedy nielegalny przestał być homoseksualizm. Wcześniej kodeks karny stwierdzał, że każdy, kto „notorycznie” oddawał się stosunkom z osobami tej samej płci, tym samym prowokując „skandale publiczne”, podlegał karze od kilku miesięcy, do roku więzienia.

Oznacza to, że aż do momentu zniesienia zapisu, Paolo Rondelli – późniejszy pierwszy zadeklarowany gej na stanowisku kapitana regenta, a jeszcze w czasie obowiązywania zakazu ważny urzędnik państwowy – przez cały czas formalnie pozostawał kryminalistą.

 

* * *

 

Broda – siwa, obfita, ale nie przesadna. Okulary – stylowe, szkła zamknięte w drucianych sześciokątnych oprawkach. Głos – niski i przyjemny. Postura – budzące respekt 184 centymetry wzrostu. Na szyi biało-niebieska szarfa zwieńczona orderem. Ubrany elegancko. Nie ma chyba lepszej okazji, żeby się dobrze ubrać, niż własne zaprzysiężenie na głowę państwa.

Od tej pory Rondelli nie może udzielać wywiadów: zgodnie z tradycją, kapitanowie regenci powinni się od nich powstrzymać na czas sprawowania władzy. Spotkanie z mediami staje się możliwe dopiero 2 października 2022 roku, dzień po zaprzysiężeniu kolejnego duetu. Rozmawiamy niecały tydzień później.

Rondelli urodził się w Città di San Marino, w rodzinie, jak opowiada, sanmaryńskich patriotów, przywiązanych do idei niezależności.

Trudno wytłumaczyć ten sanmaryński patriotyzm, w końcu jesteśmy bardzo małym krajem. Wewnątrz Włoch, ale niepodległym. Mamy ten sam język, ale jesteśmy niepodlegli – opisuje lokalne poczucie tożsamości.

San Marino jest niepodległe i niezależne, ale jeżeli czegoś nie ma, a akurat potrzebuje, to bierze to właśnie z Włoch. Na przykład wyższe wykształcenie. Miejscowy uniwersytet otwarto w 1985 r., (ledwie parę lat po tym, jak Rondelli zdawał maturę) i do dziś każdy kierunek na tamtejszych trzech wydziałach prowadzony jest w ścisłej współpracy z uczelniami włoskimi. Przyszły szef państwa kilka z nich poznał na wylot, bo najwyraźniej jego pasją jest kolekcjonowanie dyplomów.

Zaczął od tytułu inżyniera chemika, który uzyskał w 1990 r. na Uniwersytecie w Bolonii – jego praca dyplomowa została nawet nagrodzona przez włoski Narodowy Związek Przemysłu Chemicznego. Później na tej samej uczelni studiował jeszcze ochronę środowiska, kostiumografię, historię i bibliotekoznawstwo. Na magisterkę z dziennikarstwa w Rzymie oraz Urbino wysłała go sanmaryńska telewizja publiczna (której włoskość znać po tym, że ma dwa kanały: jeden ogólny i jeden w całości sportowy). Najnowszy dyplom (choć pewnie nie ostatni), z oceny sztuki religijnej i turystyki religijnej, obronił na katolickim Wydziale teologicznym Emilii-Romanii. Zaledwie rok przed zostaniem kapitanem regentem.

Chociaż zaczynał karierę jako inżynier we włoskich przedsiębiorstwach chemicznych, to już po dwóch trafił do administracji publicznej w kraju urodzenia.

Moi rodzice wciąż żyli w San Marino i byli do niego przywiązani – tłumaczy – Ale głównie chodziło o to, aby wrócić i rozpocząć pracę przydatną dla ojczyzny, a wtedy miałem już odpowiednie kwalifikacje.

Zaczynał w 1993 r. jako ekspert ds. technologicznych i środowiskowych w Instytucie Ubezpieczeń Społecznych. Gdy jego kra dekryminalizował homoseksualizm w 2004 r., był już szefem Departamentowi Prewencji i Protekcji, Administracji Publicznej i Ochrony Cywilnej. A trzy lata później został wysłany do Waszyngtonu, gdzie przez niemal dekadę sprawował stanowisko ambasadora. Do dziś mówi, jak wielką inspiracją był dla niego poznany wówczas Barack Obama.

Przy tych wszystkich stanowiskach na czele departamentów i państwowych agencji, wisienką na torcie jest, że w 2019 r. Rondelli został jeszcze przewodniczącym sanmaryńskiego jury Eurowizji.

W San Marino trudno się jednak pozbyć wrażenia, że łatwiej tu znaleźć kogoś, kto nie pracował w administracji publicznej, niż na odwrót. Państwo jest tak małe, a populacja tak nieliczna, że posłowie i ministrowie urzędujący w budynku wyglądającym jak miniaturowa wersja florenckiego Palazzo Vecchio, są znani wszystkim mieszkańcom, często po imieniu.

Łatwo więc też o historie spektakularne. Giacomo Simoncini, poprzednik Rondellego na stanowisku kapitana regenta (a na co dzień aptekarz), w czasie sprawowania mandatu miał zaledwie 27 lat i był najmłodszą głową państwa na świecie. Nie wiadomo jednak, jak dalej potoczy się jego kariera polityczna: niedawno oskarżono go o przestępstwa seksualne, a Unione Donne Sammarinesi, czyli Związek Kobiet Sanmaryńskich, stawia sobie za punkt honoru pociągnięcie go do odpowiedzialności.

 

* * *

 

Odwiedzający republikę może w jej stolicy znaleźć Via Donna Felicissima, czyli ulicę Kobiety Szczęśliwej. Chyba musiała powstać dopiero niedawno. Dlaczego? Pomyślmy chwilę o hipotetycznej dziewczynie o imieniu Giulia.

Jeśli Giulia urodziła się w, powiedzmy, 1970 roku jako Włoszka, to w pełnoletność wchodziła z takimi samymi prawami i przywilejami, jak większość jej rówieśniczek z Europy – bez względu na to, czy mieszkała w dużym, kosmopolitycznym kurorcie Rimini, czy małej, patriarchalnej wiosce Montemaggio.

Potem była jednak Granica. Przez duże G, bo włoskie Montemaggio graniczy z sanmaryńskim Confine, którego nazwa oznacza właśnie granicę. Dziś można tam urządzić chrzciny lub wesele w restauracji Confine e Tradizione, Granica i tradycja, dosłownie 100 metrów od transparentu „Witamy w Starożytnej Krainie Wolności”.

Jeśli Giulia urodziła się w, powiedzmy, 1970 roku właśnie w Confine, to to w pełnoletność wchodziła jednak nie w rzekomej krainie wolności, tylko głównie problemów. Kilkaset metrów dzieliło ją od legalnej aborcji i rozwodów. Kilkaset metrów i nie groziłby jej status bezpaństwowczyni za poślubienie cudzoziemca. A i tak miała lepiej niż jej hipotetyczna matka, (niech będzie Giulietta), której czynne prawo wyborcze przyznano dopiero w 1960 r., a bierne trzynaście lat później.

Nasza Giulia może i jest hipotetyczna, ale prawdziwych Giulii było wiele, i z tego powodu w latach 70. działalność zaczął UDS, Związek Kobiet Sanmaryńskich. Rondelii po latach napisał o nim książkę. Kim były jego członkinie? Według autora było tam miejsce i dla pracownicy komunistki, i dla mieszczanki, która jechała taksówką wolontariuszować w futrze; dla niezamężnej studentki i dla matki rodziny; dla zlaicyzowanych i dla gorliwych katoliczek. W UDS mogły być wszystkie.

Ale mimo, że były wszystkie, to w 1982 roku przegrały. Związek doprowadził wtedy do pierwszego referendum w historii demokratycznego San Marino. Obywatele mieli się wypowiedzieć: czy znieść prawo odbierające obywatelstwo kobietom wychodzącym za cudzoziemców? Głosowały ponad dwie trzecie uprawnionych. 57,3 proc. osób było przeciw.

Jednym z tych, którzy oddali głos „za”, był Rondelli. – To był pierwszy raz, kiedy mogłem pójść do urn – wspomina – Miałem 19 lat, byłem bardzo młody, ale od początku było dla mnie jasne, że w społeczeństwie musi być równość, musi być postęp. Nigdy tych poglądów nie zmieniłem.

UDS w końcu osiągnął sukces, cztery lata później doprowadzając do zalegalizowania rozwodów. Ale po tym zawiesił działalność – aktywizm jest trudny w miejscu, w którym państwo robi wszystko, żeby uniemożliwić ci normalne życie. Sanmarynki i tak co jakiś czas uzyskiwały kolejne prawa, praktycznie zrównując status kobiet i mężczyzn.

Ale Związek musiał się w końcu odrodzić, bo została jeszcze jedna kwestia, której nie dało się załatwić bez zorganizowanego działania. Aborcja.

 

* * *

 

Co to za problem jechać usunąć ciążę do Włoch? To przecież pół godziny autobusem? Tak, to prawda – ale nie o czas tu chodzi, a o pieniądze. Zamożniejsze Sanmarynki jeździły do szpitala w Rimini, gdzie za zabieg musiały płacić około 2000 euro. Dla Włoszek aborcja była refundowana, dla osób zza granicy – nie. Nawet jeśli mówiły lokalnym dialektem włoskiego.

Po ponad trzech dekadach takiego stanu rzeczy, grupa kobiet z góry Tytan postanowiła wywalczyć prawo do legalnego przerywania ciąży także u siebie w kraju. Zwróciły się do założycielek oryginalnego UDS z prośbą o wykorzystanie ich nazwę. Seniorki powiedziały: si. Szefową odrodzonego związku została Karen Pruccoli. To niewysoka kobieta w średnim wieku, prywatnie właścicielka firmy kosmetycznej: w ofercie produkty cruelty free i wegańskie.

Związek chciał pójść podstawową drogą przewidzianą przez prawo. Obywatele w San Marino mają przecież możliwość przedstawić swoje projekty ustaw, a parlament ma sześć miesięcy, aby je rozważyć. UDS zaproponował więc przepisy bardzo podobne do tych, obowiązujących po drugiej stronie granicy. I czekał. Po pół roku milczenia zapytał ustawodawców: i co z tym prawem? A w odpowiedzi usłyszał: niente, nic. Parę miesięcy później to samo. W interesie w dużej części konserwatywnego parlamentu nie było nawet głosowanie nad prawem do aborcji. W jego interesie było zapomnienie.

Procedura, która miała trwać pół roku, przeciągnęła się do dwóch lat. Jak wiadomo, kobiety w San Marino umieją czekać, jednak w końcu ich cierpliwość się skończyła.

Działaczki UDS, oraz zaprzyjaźnione osoby, w tym Paolo Rondelli, stanęli na ulicach San Marino i zaczęli zbierać podpisy. Dzień dobry, chcielibyśmy przeprowadzić referendum o zalegalizowaniu przerywania ciąży w San Marino, czy może chciałaby pani się podpisać? Może pan?

Wystarczyłby tysiąc podpisów. W krótkim czasie zebrałyśmy trzy razy tyle – wspomina z satysfakcją Pruccoli.

Oznacza to, że wolę przeprowadzenia referendum wyraziło około 10 proc. obywatelek i obywateli państwa. To nie były tylko młode, wykształcone i niewierzące kobiety – podpisało się wielu mężczyzn, podpisywali się starsi, podpisywali się praktykujący. Przychodzili z entuzjazmem. Tak, chcemy tego referendum!

Głosowanie odbyło się 26 września 2021 roku. Czy chce Pan/Pani aby dopuszczone zostało dobrowolne przerywanie ciąży przez kobiety do 12. tygodnia ciąży, a także później, jeśli zagrożone będzie życie kobiety lub jeśli zostaną znalezione anomalie i deformacje płodu, które stanowić będą poważne ryzyko dla zdrowia fizycznego lub psychicznego kobiety?

Frekwencja była niska, zaledwie 41 proc. Choć to akurat typowe dla republiki, w której z powodu powszechnej niechęci wyborców do pojawiania się przy urnach, referenda są wiążące już przy oddaniu głosów przez co czwartego z zarejestrowanych. W 2021 r. aż 77,3 proc. tych, którzy jednak się pofatygowali, wybrało opcję na „tak”.

Czyli za aborcją byli również ci, którzy na co dzień głosują na konserwatystów. Musieli: z dotychczasowych statystyk wyborczych wynika, że w San Marino po prostu nie ma tylu liberałów.

 

* * *

 

Przewodnicząca UDS zaznacza, jak ważne symbolicznie i politycznie jest, że kapitanem regentem został taki sojusznik kobiet, jak Rondelli. Ale kto jest w takim razie wrogiem?

Naszym największym wrogiem jest największa instytucja na świecie – stwierdza zdecydowanie kobieta. Obecny biskup San Marino, Andrea Turazzi, o którym mówi się, że i tak jest stonowany w porównaniu do poprzedników, publicznie nazywa aborcję „plagą”. Pruccoli wspomina, że przed referendum środowiska związane z Kościołem prowadziły kampanię dezinformacyjną, np. wmawiając wyborcom, że reforma umożliwi przerywanie ciąży aż do dziewiątego miesiąca. Jedynym ugrupowaniem politycznym otwarcie sprzeciwiającym się legalizacji aborcji było PDCS, czyli Sanmaryńska Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna.

Specyfika republiki jest taka, że jeśli ktoś nie odpisuje na prośbę o rozmowę, to można po prostu do niego pójść. Takim sposobem znalazłem się w siedzibie najsilniejszego ugrupowania w kraju. Jego terytorium jest jasno oznaczone: na ścianach krzyże, gdzieniegdzie nienachalnie ustawione dewocjonalia.

To kto jest silniejszy w San Marino, konserwatyści czy liberałowie? – pytam Manuela Ciavattę, wicesekretarza partii.

Mogę go o to zapytać z prostego powodu: w chwili naszej rozmowy jeszcze nie jest kapitanem regentem. Został nim niedługo później, 1 października, kiedy skończyła się kadencja Rondellego. Lewicowca i otwartego geja zastąpił tradycjonalista, przez niektórych nazywany nawet skrajnym. Jest powiązany z ruchami kościelnymi i chwali mi się, że dzięki nim na też znajomych z Polski.

W odpowiedzi na moje pytanie, Ciavatta się śmieje. – Trudno poczynić takie rozróżnienie, bo historycznie nasza partia była centrowa. Do dziś znajdują w niej więc miejsce nie tylko konserwatyści, ale i liberałowie – przekonuje. Choć dodaje, że lewicowcy już nie.

Ideologie lewicowe często były totalitarne. I, jak wszystkie wybryki, w pewnym momencie upadały – stwierdza – Tymczasem filozofia chrześcijańska w centrum zainteresowania ma osobę. Cały czas jest bogata i się odnawia, bo mimo że osoba zmienia się, również społecznie, z wieku na wiek, z dekady na dekadę, to zawsze zostaje sobą.

Mimo tych słów wicesekretarza, PDCS tworzyło już z ideologicznymi przeciwnikami liczne rządy. Nawet obecnie są w koalicji z ruchem RETE, w którym działa Rondelli. To obecnie najbardziej lewicowe, pro-ekologiczne i aktywistyczne ugrupowanie w San Marino, z najniższą średnią wieku członków, często otwarcie antyklerykalnych. Jak wygląda ich współpraca z chadecją?

Według Ciavatty – dobrze. RETE jest młodym ruchem, PDCS doświadczoną partią. RETE ma entuzjazm, PDCS ma struktury i doświadczenie w rządzeniu partią. Oczywiście, mówi, są pewne różnice.

Pewne różnice to pewne uproszczenie.

Rondelii na pytanie o aborcję odpowiada, że wcześniejsze prawo wcale nie ratowało kobiet, zabieg przerywania ciąży powinien być dostępny, nawet jeżeli może być traumatyzujący. I że sytuację poprawiłoby rozszerzenie edukacji seksualnej.

Ciavatta zagadnięty o referendum stwierdza, że trzeba uszanować wolę ludzi, choć sama legalizacja aborcji jest wbrew sanmaryńskim „historycznym wartościom”.

Co sprawa, że ludzie o tak różnych poglądach są w stanie ze sobą blisko współpracować?

Chrześcijańska matryca kulturalna – twierdzi Ciavatta – Chociaż San Marino jest państwem laickim, to jednak nawet w nazwie zaznaczone są jego religijne korzenie.

Jestem osobą, która zawsze szuka ze wszystkimi dialogu. Kłócimy się wiele, ale z szacunkiem, który powinien być między politykami – odpowiada Rondelli.

 

* * *

 

Gdy rozmawiam z Rondellim, właśnie wrócił z Brukseli, gdzie brał udział w konferencji na temat wzorców dla osób nieheteronormatywnych.

Zanim został głową państwa, przez lata działał w najstarszej i największej włoskiej organizacji działającej na rzecz mniejszości seksualnych, od założenia w 1980 r. znanej pod dźwięczną nazwą Arcigay. Czyli po polsku właśnie: Arcygej. Gdy homoseksualizm był w San Marino jeszcze nielegalny, tamtejsze osoby LGBTQ+ dołączały do filii w Rimini – i robią to do dziś, bo przecież miasto jest pięć razy większe od ich republiki. Reprezentacja była na tyle liczna, że Rondelli został wybrany wiceprezesem.

W życiorysie zawodowym ma krótką wyrwę w pełnieniu funkcji państwowych. Oficjalnie ten okres jest nazywany „przerwą administracyjną”. Nieoficjalnie: „zwolnieniem za orientację”. – Nie ma w tym przypadku pewności, jednak utrzymuję, że na pewnym etapie mojej kariery w ostatnim dziesięcioleciu, niektórzy członkowie… pewnego ruchu politycznego, który miał rolę decyzyjną, czuli wobec mnie awersję. Było to dość ważne stanowisko, trochę się o tym mówiło, a ja ciężko to przeżywałem. Potem jednak wygrałem sprawę w sądzie i wróciłem do pracy – wspomina.

Niedawno dostał też paskudny list, w którym ktoś wykładał mu, co myśli o tym, że gej jest kapitanem regentem San Marino. Nie myślał o tym ciepło.

Ale kiedy pytam Ciavattę o to, czy orientacja głowy państwa wpłynęła na ich współpracę, lub była kontrowersyjna dla członków chadeckiej partii, to muszę sformułować pytanie na nowo, bo go po prostu nie rozumie.

Rondelli twierdzi, że w San Marino nie jest już trudno być nieheteronormatywnym nastolatkiem. Niedaleko są duże miasta, dużo osób kształci się na uniwersytetach. – Zdarza się, że coming out przebiega w sposób nie do końca przyjemny. Są rodziny, które jeszcze dzisiaj ograniczają swoje własne dzieci. Ale muszę powiedzieć, że społeczeństwo w tym kontekście się zmieniło i dalej się zmienia. Jest coraz większa otwartość. Myślę, że potencjalnie nawet większa, niż we Włoszech – przekonuje.

Problemem nie jest więc homoseksualność. Problemem są banki.

 

* * *

 

System bankowy San Marino jest tym miejscem, gdzie Najjaśniejsza zaczyna być trochę szara. Jednogłośnie zgadzają się w tej kwestii były i obecny kapitan regent.

Ciavatta wskazuje na program PDCS, gdzie zapisano, że jednym z celów partii jest dogłębne przemodelowanie gospodarki kraju. Rondelli dodaje, że największym problemem San Marino są negatywne skutki uchwalonego w minionych latach prawodastwa dotyczącego systemu bankowego. – Niektórych swobód, które dopuściły do, w cudzysłowie, działalności nie najbardziej honorowej – waży słowa.

Do lat 90. w San Marino działały tylko cztery banki. Koalicja PDCS i Partii Socjalistycznej, zawiązana w 1992 roku, chciała żeby było ich więcej. I na tym się skończył namysł nad nowym prawem.

Parlamentarna komisja, w raporcie kończącym dochodzenie w sprawie poczynań koalicji w tej kwestii, nie pozostawia suchej nitki na jej reformach: najpierw zarejestrowano banki, potem stworzono reguły. Prosta droga do katastrofy.

Od 1999 do 2003 roku, w budzących poważne wątpliwości okolicznościach, wydano licencje ośmiu nowym podmiotom. Te zaś udzielały licznych pożyczek ludziom, którzy ich potem nie spłacali. W ten sposób powstawały coraz to kolejne kredyty zagrożone, nazywane z angielskiego NPL (non-performing loan), a brak odpowiednich regulacji doprowadził do tego, że ich liczba – według socjaldemokratycznej partii Libera – wyniosła nawet połowę wszystkich udzielonych pożyczek.

Skutki lekkomyślnego rozdawania licencji pojawiły się po wybuchu kryzysu w 2008 roku, kiedy banki zaczęły upadać, a ratować musiało je państwo. Rentowność odzyskały dopiero w 2021 r., ale kredyty pozostały.

A do tego doszły nowe problemy. Pandemia koronawirusa, z którą San Marino ciężko się zmaga, bo nie jest w Unii Europejskiej, więc nie ma dostępu do wspólnych środków pomocowych. Czy wywołana przez Putina wojna, która uniemożliwiła przyjazd turystów z Rosji, wcześniej chętnie wpadających do republiki na jednodniowe wycieczki z tłumnie nawiedzanego przez nich Rimini.

To jest to, o czym się mówi, to jest to, co naprawdę zajmuje dziś Sanmaryńczyków.

Myśląc o Paolo Rondellim, wiedzą, że jest inżynierem chemikiem, kostiumologiem, historykiem, byłym szefem paru departamentów i ambasadorem w Stanach Zjednoczonych, członkiem licznych misji pokojowych, byłym reprezentantem San Marino w UNESCO, byłym dyrektorem Instytutów Kulturalnych, byłym szefem Departamentu Spraw Zewnętrznych i Politycznych, Programów Ekonomicznych i Sprawiedliwości, obecnym członkiem Rady Generalnej. I, przy okazji, gejem.

1 kwietnia 2022 roku Paolo Rondelli wszedł do kościoła, a kiedy z niego wyszedł, był już pierwszą homoseksualną głową państwa na świecie. I nikogo z miejscowych to nie obchodziło. Sanmaryńczycy nie wybrali bowiem geja. Sanmaryńczycy wybrali osobę kompetentną, która była im potrzebna.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Maciej Grzenkowicz

Dziennikarz i doktorant na Uniwersytecie w Groningen (Niderlandy). Autor zbioru reportaży poświęconego mikronacjom: „Tycipaństwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone”. Dziennikarsko interesuje go antropologia niecodziennego świata codziennego. W pracy akademickiej zajmuje się argumentacją multimodalną i fact-checkingiem na TikToku. Regularnie pisze dla OKO.press, wcześniej pracował w „Gazecie Wyborczej” i Radiu Nowy Świat, publikował też m.in. w „Ha-Arcie”, czy „Hiro”.