Ilustracja: Patryk Hardziej

Nie zamykajcie oczu

Zak Kostopulos zasłużył na swój los – sugerują sądowi obrońcy sześciu mężczyzn oskarżonych o zakatowanie 33-latka. Głośne zabójstwo znanej drag queen pokazuje, że Grecja wciąż nie akceptuje osób wyłamujących się z konserwatywnych norm.
Autor
Dionisios Sturis

REPORTAŻ JEST DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI AUDIO (CZYTA KAMILA KALIŃCZAK):

Powinien był wiedzieć, że za samo bycie nim grozi śmierć.

Za ciała przegięte falowanie, za koszulkę zbyt obcisłą, ciut za krótką, za pasek nagiej skóry od pępka do spodni, za tusz na rzęsach i lakier na paznokciach, za HIV, za drag, za jego walkę o równe prawa dla wszystkich możliwych queerów, za kontestowanie świętych norm, za to, że wierzgał i krzyczał, wił się podejrzanie, gdy spadały na niego kamienie i kopniaki, gdy policjanci próbowali go unieruchomić, unieszkodliwić, unicestwić.

Śmierć przez lincz. I to nie w ciemnym zaułku! W biały dzień, chwilę po piętnastej, wśród niewzruszonych przechodniów, w centrum Aten.

Niedokrwienie mięśnia sercowego związane z licznymi urazami – stwierdził patolog w czasie śledztwa. A więc zawał. Serce Zaka nie wytrzymało ciosów w głowę, które wymierzali właściciel sklepu jubilerskiego, jego pomocnik oraz czterej policjanci. Cała Grecja widziała na nagraniach z kamer przemysłowych, jak wykopują z chłopaka życie. Cała Grecja oniemiała.

Mimo to, podczas pilnie śledzonego przez nią procesu, oskarżeni twierdzili ciągle, że są niewinni. Ale sąd odbywał się też nad Zakiem – nad jego prawem do bycia, kim chciał.

 

* * *

 

George Kunanis, znany działacz na rzecz praw społeczności LGBTQ+ (grecki akronim to LOATKI+), proponuje, że zaprowadzi mnie na miejsce zbrodni – na spokojną, obsianą drzewkami pomarańczowymi, kawiarniami i sklepami ulicę Gladstone’a, rzut beretem od placu Omonia z jego rondem, tłumami, wielką fontanną i wiecznym buzowaniem.

Jest koniec lutego. Zimno. Putin właśnie napadł na Ukrainę. Na odległej wyspie Karpatos ojciec młodego geja popełnił samobójstwo – nie mógł znieść wstydu i głupich uwag sąsiadów homofobów. Kilka dni wcześniej konserwatywny rząd Grecji zniósł stare przepisy zakazujące homoseksualistom oddawania krwi. Dziwny, nielogiczny czas.

Nasza trasa biegnie przez deptak od niedawna zamknięty dla samochodów. Idziemy i rozmawiamy. Nagle słyszymy ryk silnika. Toczy się za nami dostawczak, którego kierowca albo nie wiedział, że łamie prawo, albo łamał je celowo. Kręcę głową i odbijam w kierunku chodnika.

Ja nie schodzę. I ty też nie schodź, proszę. Niech się uczy – mówi George. Szczupły, wyprostowany, z głową lekko zadartą, idzie jakby na palcach tanecznym krokiem, jakby falował, mając na nogach ulubione szpilki, a nie wygodne trampki. Jakby ulica była sceną w klubie „BEqueer”, gdzie mój rozmówca występuje czasami jako drag queen ActiVista – i gdzie Zak Kostopulos występował jako Zackie Oh.

Dołączam do niego i cały deptak idziemy środkiem, w tempie spacerowym. George nie ogląda się za siebie. Ja zerkam dwa razy – najpierw gdy kierowca trąbi i krzyczy na nas z szoferki, później, gdy wrzaski ustają, a samochód zwalnia. Brodacz za kierownicą jest wyraźnie zrezygnowany. Czuję, że wie, że przegrał. I że to myśmy wygrali – gej miejscowy i gej przyjezdny. Nasz chodnik i nasze małe zwycięstwa!

DZ Grecja
Autorka grafiki: Małgorzata Suwała

Choć jest kilka lat młodszy, Kunanis dobrze znał Zaka, bo w środowisku wszyscy go znali, niegdyś jako szefa OLKE (Związku Gejów i Lesbijek Grecji), felietonistę piszącego o życiu z HIV i dyskryminacji, oraz działacza na rzecz praw uchodźców. Chodzili na te same demonstracje, te same organizacyjne narady, te same imprezy. Podczas pierwszej wspólnej akcji w 2011 roku skrzyknęli się przeciwko jednemu nazbyt pruderyjnemu kelnerowi.

To była gejowska kawiarnia przy placu Irini – opowiada George i dodaje na marginesie, że w całych ogromnych Atenach jest takich kawiarni czy klubów ledwie pięć. Pięć miejsc na pięć milionów osób, na wszystkich greckich gejów, wszystkie lesbijki, wszystkie osoby bi i trans, na wszystkie przyjezdne osoby z zagranicy, na miasto, które uchodzi za Berlin południa, progresywne, szalone. Pięć!

Ten kelner zwrócił uwagę dwóm całującym się chłopakom. Żeby się od siebie odkleili, bo inni goście mogą poczuć dyskomfort. Ciekawe, że im nie przeszkadza, jak się całuje para hetero. Ponieważ kelner udawał, że nie rozumie, o co nam chodzi, a właściciel nie zareagował, zorganizowaliśmy protest.

Na „kiss-in demo”, całuśną demonstrację, przyszło ich dziesięciu, w tym Zak – dwudziestoparoletni, przystojny, z czarną czupryną. Chłopaki zaczęli się całować, a George rozrzucał ulotki i pytał klientów kawiarni, czy wiedzą, że kupują piwo u homofoba. Może to wtedy zrodziła się kultywowana do dziś tradycja „kissingowych protestów”. Kolejny odbył się w 2013 roku, gdy rząd w Atenach, przymuszony wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i widmem kar finansowych, postanowił poszerzyć istniejące prawo o związkach partnerskich, tak by, mogły z niego korzystać również osoby tej samej płci.

Gdy o sprawie napisały media, wybiło homofobiczne szambo.

Grecki Kościół wyrażał wielkie zaniepokojenie, a najgłośniej krzyczał ultrakonserwatywny biskup z Pireusu, Serafin – wojujący antysemita i islamofob, który papieża Benedykta wysyłał do piekła za ekumenizm, a prezydenta Turcji Erdogana namawiał, by przeszedł na prawosławie – za ojca chrzestnego, suflował biskup, mógłby sobie Turek wziąć wielkiego przyjaciela ortodoksji, Władimira Putina.

W dziewięciostronicowym orędziu opublikowanym w internecie, Serafin przekonywał, że akty homoseksualne są grzechem najstraszniejszym z możliwych i niezgodną z naturą aberracją. Posłom, którzy odważą się zagłosować za równością, groził ekskomuniką. Rząd się ugiął i projekt ustawy powędrował do zamrażarki – jak się okaże, na ponad dwa lata.

Geje, lesbijki i osoby trans szykowały odpowiedź. 6 stycznia 2014 roku, w święto Epifanii, aktywiści zebrali się w Pireusie, by wziąć udział w obrzędzie święcenia wody i tradycyjnym nurkowaniu w poszukiwaniu krzyża (księża w całej Grecji wrzucają je do morza, a kto je wyłowi, będzie miał szczęście). Wmieszali się w tłum, na oczach przemawiającego Serafina zaczęli się całować i rozdawali ulotki z hasłem „miłość to nie grzech”. Na koniec przemaszerowali przed pireuską katedrę, by wymienić się finalnymi buziakami. Był śmiech, ale też złość i strach – uczestnicy protestu mieli ze sobą szczoteczki do zębów, na wypadek gdyby za obrazę uczuć religijnych mieli trafić do aresztu. Policja okazała się łaskawa i nikogo nie zatrzymała.

Jednak klimat dla walki o równe prawa był w tamtych latach podły. Potężny kryzys trawił gospodarkę, degenerował politykę i ściskał ludziom gardła. Rekordowe bezrobocie, spadające pensje, głodowe emerytury, beznadzieja, samobójstwa, masowa emigracja.

Tylko przebrani za demokratów neofaszyści ze Złotego Świtu potrafili wykorzystać skażoną, kryzysową energię. Zdobywając osiemnaście mandatów, stali się trzecią siłą polityczną w kraju, marzyli nawet o współrządzeniu z konserwatywną Nową Demokracją, a w dalszej perspektywie o zbrojnym zamachu stanu i władzy dyktatorskiej.

Do parlamentu weszli po to, by zagwarantować sobie bezkarność i za pomocą przemocy przywrócić ultrakonserwatywny, zamordystowski „porządek”, by zaorać przestrzeń dla wszelkiej „inności”. Ich głównym wrogiem byli uchodźcy i imigranci, i to przeciwko nim organizowali krwawe pogromy, ale gejów zdawali się nienawidzić równie szczerze.

W Gazi, przyjaznej osobom queerowym dzielnicy Aten, partyjni bojówkarze na motorach rozrzucili wydruki z meandrem (odmianą swastyki) i napisem: „Jesteście następni”. Gdy patrolowali ulice i zdarzało im się spotkać kogoś, kto według nich wyglądał na geja lub osobę trans, pałowali bez ostrzeżenia. Razem z biskupem Serafinem zorganizowali nagonkę na twórców spektaklu „Corpus Christi” (amerykańskiego dramaturga Terrenca McNally’ego), w którym Jezus przedstawiony jest jako gej, w dodatku aktywny seksualnie. Z obawy o bezpieczeństwo widzów i aktorów, którzy otrzymywali listy z pogróżkami, władze teatru odwołały premierę.

Zaledwie kilka dni później grecka telewizja sama z siebie ocenzurowała brytyjski serial „Downton Abbey”. Z premierowego odcinka, nadawanego po dwudziestej drugiej, wyleciał pocałunek między służącym Thomasem a jego dawnym kochankiem, księciem Crowborough, który przyjechał do Downton z wizytą.

 

* * *

 

Właśnie wtedy, w parszywych latach kryzysu, doktor Nancy Papathanasiu, psycholożka kliniczna, aktywistka i wyoutowana lesbijka, zaczęła prowadzić telefon zaufania dla osób LGBTQ+.

Na numer 11528 dzwonili ludzie z całej Grecji – młodzi i starzy, zmagający się z kryzysem, jak cała reszta, ale także z codzienną homofobią, często rozważający samobójstwo, przerażeni tym, że rodzina chce ich wysłać do szpitala psychiatrycznego lub na terapię konwersyjną. Tysiąc osób rocznie. Dzwoniłoby więcej, gdyby były pieniądze na reklamy, ale rządowy grant był mikroskopijny, przez co działanie linii często trzeba było zawieszać na wiele miesięcy.

Najgorzej było i jest na prowincji – opowiada Papathanasiu – W Atenach czy Salonikach można znaleźć grupę wsparcia lub można zniknąć, rozpłynąć się. Z kolei na wyspach i w małych wioskach, żeby wyjść z szafy, musisz być dzielny, musisz być bohaterką. Masz poczucie, że jesteś sam lub sama, że to z Tobą jest coś nie tak. Tak było dekadę temu i tak jest teraz. O telefonie zaufania w ogóle możesz nie wiedzieć, a do tego w szkołach nie ma żadnej edukacji seksualnej.

Zdaniem Papathanasiu, nawet gdyby zdarzył się cud, gdyby politycy i kościelni Serafini zgodzili się na lekcje o równości i tolerancji, nie byłoby komu ich prowadzić. Nauczyciele nie są do tego przygotowani, podobnie psychologowie.

Na naszych uniwersytetach profesorom wciąż zdarza się nauczać z przestarzałych podręczników. Stąd później biorą się „eksperci”, którzy w teorii mają pomagać ludziom, a sami nie są wolni od homofobii czy transfobii.

Takim osobom doktor Nancy Papathanasiu nie odpuszcza. Razem z Olgą Eleną Christidi, również psycholożką i aktywistką, założyły organizację Orlando, która zajmuje się zdrowiem psychicznym osób LOATKI+. To jedyny taki NGOs w Grecji, więc współprezeski nie pracują, a harują. Często na przykład muszą konfrontować się z koleżankami i kolegami po fachu, gdy plotą bzdury.

Tak było ze znanym z występów w telewizji psychoterapeutą Thanosem Askitisem. Jednego razu Askitis brał udział w konferencji naukowej w Patrze. Gdy Nancy i Olga dowiedziały się, że w panelu występuje też lokalny ksiądz, a tematem dyskusji jest tożsamość płciowa, wsiadły w samochód i pognały do portowego miasta oddalonego od Aten o ponad dwieście kilometrów. Zdążyły. Chwilę posłuchały, po czym Nancy, już zagotowana, zabrała głos.

Zapytałam Askitisa jak to możliwe, że cytuje amerykański podręcznik z klasyfikacją zaburzeń psychicznych, tak zwany DSM, z roku 1980? To była wersja numer trzy tego podręcznika, tymczasem od 2013 roku mamy wersję numer pięć! W wersji trzeciej pisano o transseksualizmie jako zaburzeniu. Askitis patrzył na mnie zszokowany, po czym usiadł i do końca spotkania nie odezwał się ani słowem. Wygrałyśmy, ale nie było to przyjemne doświadczenie. Na sali wybuchła kłótnia, o mało nie zostałyśmy pobite – wspomina.

Problem w tym, mówi Papathanasiu, że greckich specjalistów – psychologów i psychoterapeutów – nie obowiązuje żaden kodeks etyki zawodowej. Nie można ich rozliczać, gdy szkodzą, zamiast pomagać.

Niektórzy z nich może nie powiedzą już otwarcie, że bycie gejem czy lesbijką to coś złego, może nie będą otwarcie homofobiczni, ale mogą tłumaczyć, że homoseksualizm jest wynikiem zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, albo skierują kogoś na terapię konwersyjną – opowiada.

Choć uznawane za tortury i w wielu krajach niepraktykowane, choć Parlament Europejski wzywa do zakazu ich stosowania na terenie całej Unii Europejskiej, w Grecji terapie konwersyjne to doświadczenie wielu młodych gejów, lesbijek i osób trans.

To traumatyczne doświadczenie – podkreśla Papathanasiu, opowiadając o wynikach niedawnych badań, jakie przeprowadziła razem z ekspertami z Orlando. – Okazuje się, że nie sto lat temu, a dziesięć lat temu, pięć lat temu i teraz terapie konwersyjne zlecają, a często też prowadzą psychologowie, psychiatrzy, psychoterapeuci, endokrynolodzy, pediatrzy, lekarze rodzinni, homeopaci, różdżkarze, katecheci, księża. Każą stosować medytację i afirmację, głodówki, modlitwy, każą zrywać kontakty z przyjaciółmi, zakazują seksu, albo zachęcają do seksu z osobami przeciwnej płci, a czasami ten seks wymuszają. Tak było z jedną młodą lesbijką, którą ksiądz-terapeuta zgwałcił z pomocą ministranta – wspomina.

Orlando nagłośniło sprawę i lobbuje władze, by wprowadziły zakaz podobnych pseudo-terapii. Z rządowych przecieków wynika, że powstał projekt ustawy, która zakazywałaby rodzicom osób LOATKI+ kierowanie dzieci na terapie konwersyjne, ale zdaniem Papathanasiu to nie rozwiąże problemu.

Jeśli ojciec lub matka usłyszą od lekarza, że ich dziecko jest chore i że można je wyleczyć, posłuchają. Dlatego musimy pracować nie nad rodzicami, ale nad ekspertami. Wyautowanych psychologów mamy ledwie kilkoro, podobnie nauczycieli, wyautowanego policjanta jednego na całą Grecję, wyautowanych rodziców garstkę, wyautowanych sędziów czy prawników zero, wyautowanych wybieralnych polityków zero.

 

* * *

 

George Kounanis nie był fanem „Downton Abbey”, ale dobrze pamięta aferę, jaka wybuchła po poniedziałkowej projekcji ocenzurowanego odcinka.

Oburzenie i presja ze strony widzów były tak wielkie, a argumenty telewizji tak marne, że już nazajutrz, we wtorek, mogliśmy obejrzeć cały odcinek z gorszącą sceną, to znaczy ci z nas, którzy wytrzymali do północy. Podobnie było z kultowym gejowskim serialem „Queer as folk”, prywatna stacja pokazywała go o drugiej nad ranem – wspomina.

Ta dyskryminacja w wersji soft dowodzi, że Grecy nie są jakoś specjalnie konserwatywni, są za to hipokrytami – tłumaczy mi Kunanis, gdy zbliżamy się do Omonii. Opowiada, że po powrocie z zagranicy (z Lublina, gdzie uczył angielskiego i z Oslo, gdzie studiował politologię) nie mógł znieść rodzimej hipokryzji. Szczególnie norweska otwartość i progresywność były dla niego bolesnym kontrapunktem. Do rodziców, którzy wcześniej postulowali dyskrecję, zaczął przyjeżdżać z chłopakiem – sąsiedzi widzieli i świat się nie zawalił.

W środku nocy, we własnym domu możesz być, kim chcesz, robić, co chcesz i z kim sobie zażyczysz. Ale nie za dnia, nie w programie o siedemnastej, nie w pracy, nie w szkole, nie u lekarza, nie w parlamencie, nie w kościele, w rodzinnej wiosce, nie na ulicy – przekonuje.

Kunanis szedł sobie raz ulicą, nie byle jaką – Dionisiu Aeropagitu, szerokim bulwarem, który ciągnie się wzdłuż ekskluzywnych kamienic i prowadzi do Akropolu (jeśli Omonia jest sercem Aten, Akropol jest duszą). Szli z chłopakiem i trzymali się za ręce. Na rogu stała grupa znudzonych policjantów. „O proszę, jaka śliczna parka! Który z was jest w tym związku mężczyzną, a który kobietą?” – George cytuje jednego z policjantów, najbardziej napastliwego. Chciał wiedzieć, który z nich jest aktywny, a który pasywny.

Bałem się, nie chciałem z nimi rozmawiać. Zatrzymaliśmy się kawałek od nich i zaczęliśmy dzwonić do znajomych prawników, do NGOsów, a nawet, wyobraź sobie, na policję.

Funkcjonariusze podeszli do nich i oświadczyli, że chcą przeszukać plecaki chłopaków. Dlaczego? Bo tak. Bo może chowają w nich coś nielegalnego. George im na to, że to oni działają niezgodnie z prawem, że na ich homofobiczne żarty są paragrafy.

„Nie, no chłopaki, pogadajmy, jak człowiek z człowiekiem. Jestem po prostu ciekaw, jak wy to robicie” – dociekał policjant. W odpowiedzi usłyszał, że jest na służbie, że występuje jako funkcjonariusz państwowy i ma obowiązek chronić obywateli, a nie ich lżyć.

„To jest przemoc!”, mówię do niego – ciągnie George. – A on na to: „Przemoc?” Podchodzi do mnie, łapie mnie za gardło, pcha na ścianę i mówi: „To jest przemoc. Gdybym zrobił ci coś takiego, mógłbyś mówić o przemocy. A przecież myśmy sobie tylko rozmawiali. Nie było żadnej przemocy”.

George nagłośnił atak, pisał o nim w internecie, opowiadał w mediach i w parlamencie, jednocześnie przechodząc kurs na etatowego aktywistę. Zapisał się na prawo, został członkiem Komitetu Helsińskiego i licznych organizacji walczących o prawa osób LGBTQ+, pomagał przy Athens Pride, to wtedy zaczął publicznie występować jako drag queen ActiVista, a nawet założył kolektyw Drag Sabath, by wraz z innymi queerami wspólnie walczyć o lepsze pieniądze za występy w klubach.

Na policjantów homofobów złożył oficjalną skargę i rozpoznał ich w czasie okazania. Pozwał także państwo greckie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Po pewnym czasie obie sprawy umorzono.

Jednak niedługo później nadeszły lepsze czasy. Choć w 2015 roku kryzys wciąż trwał, Grecy zdążyli go oswoić. Zmęczeni i wciąż zrezygnowani, dźwigali się z gospodarczej i politycznej zapaści. Powoli odwracali się od Złotego Świtu – zaczęło się to po tym, jak członek organizacji zamordował znanego rapera Pawlosa Fyssasa. Ruszyło śledztwo, a wkrótce też proces, w którym oskarżeni byli niemal wszyscy członkowie partii – tyle zostało z ich bezkarności.

Wybory wygrała lewicowa Syriza i już w pierwszym roku rządzenia przeprowadziła przez parlament ustawę o związkach partnerskich dla osób tej samej płci – wyczekiwaną od lat i wywalczoną. Biskup Serafin znów wieszczył koniec świata, a jego kolega, biskup Ambrosios z Kalawrity, kazał na trwogę bić w kościelne dzwony (prowokując kolejną całuśną manifę przed ateńską katedrą).

Niedługo później rząd wzmocnił przepisy antydyskryminacyjne i zakazujące mowy nienawiści oraz ułatwił prawne uzgodnienie płci dla osób transpłciowych – nie muszą one już przechodzić operacji zmieniających wygląd, ani obowiązkowej sterylizacji, by mieć w dokumentach płeć zgodną z ich tożsamością. Zaś w 2017 roku, przy okazji reformy zasad adopcyjnych, pozostające w zarejestrowanym związku partnerskim osoby homoseksualne zyskały prawo do przysposabiania dzieci, mogą być więc ich rodzicami zastępczymi.

Na dwóch ateńskich uniwersytetach studenci psychologii zapisują się na specjalny kurs na temat osób LGBTQ+, prowadzą go Nancy Papathanasiu i Olga Christidi, które stworzyły też pierwszy grecki podręcznik zbierający informacje o osobach LOATKI+ ich prawach i potrzebach. A telefon zaufania dostał pokaźny grant od zagranicznego koncernu kosmetycznego, dzięki czemu Papathanasiu zatrudniła dodatkowych psychologów i opłaciła reklamy w ogólno-greckiej telewizji. Kiedyś dzwoniło tysiąc osób rocznie, dziś blisko trzy tysiące.

Wszystko to były kroki milowe – tłumaczy George – Czuliśmy, że nareszcie zmierzamy w dobrym kierunku. Wywalczyliśmy pozytywne zmiany w prawie, mniej było homofobii w debacie publicznej, a politycy coraz rzadziej się podśmiewali, gdy pytano ich o równość. Poczuliśmy się bezpieczniej, opuściliśmy gardę i wtedy przyszedł cios. Zabili nam Zaka.

 

* * *

 

We wrześniu 2018 roku, gdy Zak się tu zaplątał, patronem ulicy był XIX-wieczny premier Wielkiej Brytanii William Gladstone, orędownik przyłączenia do Grecji Wysp Jońskich. Teraz tabliczkę z jego imieniem przykrywa inna, nieoficjalna, nielegalnie przytwierdzona do ściany narożnej kamienicy z napisem „Zackie Oh”.

To tu został zabity – mówi George i pokazuje mi chodnik przed sklepem jubilerskim. – Tu leżał, gdy go kopali.

Po sklepie nie ma teraz śladu. Lokal stoi pusty, nieużywany. Drzwi wejściowe ukryte są za metalową roletą, którą ktoś pomalował na różowo. Ktoś wysprejował graffiti z wizerunkiem twarzy Zaka, ktoś nakleił naklejki z Zakiem w pełnym dragu – a więc Zackie Oh, w wielkiej blond peruce, w kampowym makijażu, w czarnej mini i kosmicznych obcasach. Na ścianach sąsiednich kamienic to samo: Zak na plakacie, na ulotce, w hasłach wymalowanych czerwoną farbą „No Zackie, no peace!” i czarną: „Wszyscy jesteśmy Zakiem”. Zaś kilka przecznic dalej niebinarni Zak i Zackie Oh patrzą na nas z wielkiego kolorowego muralu.

Wszystko to – plus książki, które o nim/niej powstają, filmy dokumentalne, opery, piosenki najsłynniejszych greckich wykonawców, oraz coroczne masowe protesty ku jego pamięci – to mobilny, nienormatywny pomnik Zaka Kostopulosa.

Nikt nie wie, po co Zak wszedł do sklepu jubilerskiego, ani dlaczego szklane drzwi zamknęły się za nim na amen, uniemożliwiając wyjście. Dlaczego był pobudzony i czy to pobudzenie nie było raczej paniką. Czy to może strach przed kimś nie kazał mu szukać schronienia. To jedna z hipotez.

Według innej, którą wyznają oskarżeni mężczyźni, Zak wbiegł do sklepu w celach rabunkowych – jakże by inaczej? Ktoś taki jak on, ktoś w takiej koszulce, do tego na pewno ćpun i degenerat. Jubiler, który był na zewnątrz, bo rzekomo wyskoczył do pobliskiego kiosku po wodę, twierdzi, że gdy wrócił i zobaczył intruza, ten trzymał w ręku kasę fiskalną i próbował ją opróżnić.

Jeśli tak było, dlaczego nie widać tego na nagraniach z kamer, które dokładnie pokazują, co działo się w sklepie? Dlaczego policja nigdzie nie znalazła odcisków palców Zaka – ani na kasie, ani na biżuterii? Odciski znaleziono jedynie na gaśnicy, za pomocą której Zak próbował wybić szybę w zablokowanych drzwiach.

Gdy uderzał w nie raz, drugi, trzeci, stojący na chodniku jubiler, krzyczący, przeklinający, otoczony gapiami, chwycił kamień – nie kamyczek, kamień wielkości pięści – i cisnął go do środka przez uchylone okno. Trafił w głowę. Zak skulił się z bólu, z zaskoczenia, z przerażenia.

A przecież jubiler mógł próbować uspokoić sytuację. Mógł był otworzyć drzwi od zewnątrz, ktoś by mu pomógł zatrzymać „złodzieja”. Zresztą policja była już w drodze, minuta, dwie i będą na miejscu. W sądzie powie, że musiał zadbać o sklep, o swoją prywatną własność. Wbrew zgromadzonym dowodom doda, że intruz miał w ręku nóż, że był niebezpieczny, że był w amoku.

Trafiony kamieniem Zak upada na kolana, odsuwa małe okno przy podłodze i próbuje wyczołgać się na chodnik. Właściciel sklepu ma już obok siebie pomocnika, przypadkowego przechodnia, który, jak się okaże, prowadzi pobliskie biuro podróży, a po godzinach udziela się jako członek skrajnie prawicowej organizacji Front Narodowy. Obaj rozbijają szybę i kopią Zaka w głowę. Kontynuują, gdy ten upada wreszcie na chodnik. W ciągu jedenastu sekund zadają mu czternaście ciosów. „Bili go z dziką wściekłością” – powie jeden z naocznych świadków.

Inny doda, że z rąk i głowy Zaka lała się krew, ale mimo to klienci pobliskiej kawiarni i przechodnie oglądali drastyczną scenę, jakby oglądali film. Byli niewzruszeni, nie wpadli na to, by zatrzymać napastników i wziąć w obronę półprzytomnego Zaka. Kolejny świadek zezna, że słyszał, jak Zak powtarzał: „Nie zamykajcie oczu, nie zamykajcie oczu”. Jakby błagał ludzi wokół o pomoc.

Po chwili na miejscu zjawia się karetka – nie jechała na sygnale, nie spieszyła się. Ratownik medyczny bandażuje głowę Zaka. Ten chwyta kawałek szkła i podnosi się – nikogo nie atakuje, chce jedynie utorować sobie drogę ucieczki. Chwieje się na nogach, upada na kawiarniany stół i krzesła.

Na scenę wkracza dziewięciu policjantów. Osaczają Zaka, krzyczą na niego, kopią go, nie zważają na jego rany, na krew sączącą się przez opatrunek. Kolanami uciskają jego plecy, skuwają mu ręce, siłą rozsuwają nogi, szarpią bezwładne ciało Zaka, ciągną je po chodniku. Serce zaczyna się buntować, nie daje rady.

Ratownicy pakują wreszcie Zaka do karetki i odjeżdżają. Wkrótce potem, zanim dojedzie do szpitala, Zak umiera.

Policjanci nie aresztują ani właściciela sklepu, ani jego pomocnika. Nie zabezpieczają miejsca zbrodni (jubiler zmywa krew z chodnika, zamiata kawałki szkła, sprząta, zaciera ślady), nie przesłuchują świadków, nie proszą okolicznych mieszkańców o nagrania z kamer i smartfonów. Dla nich również Zak był sprawcą, nie ofiarą. Zwyczajnym przegiętym ćpunem, pijakiem i złodziejem – zgodnie z tym, jak początkowo będą go opisywać media.

Minie kilka dni, zanim narracja zacznie się zmieniać, zanim potwierdzi się, że zabity trzydziestotrzylatek to Zak, Zackie Oh, znany aktywista, popularna drag queen; zanim do internetu trafią nagrania obalające tezę o kradzieży; zanim osoby LOATKI+ w Atenach i innych miastach wyjdą na ulice, by protestować przeciwko brutalności sprawców, by domagać się ich osądzenia.

Minie kilka tygodni, zanim patolog poinformuje, że w organizmie ofiary nie było choćby śladu narkotyków czy alkoholu.

Proces ruszył trzy lata później. Rodzina domagała się, by oskarżonych sądzono za zabójstwo, jednak prokuratura wybrała łagodniejszy zarzut: spowodowanie śmiertelnych obrażeń.

 

* * *

 

Z zeznań.

Matka Zaka, Eleni: „Tamtego dnia człowiek próbował szukać schronienia – zamiast tego spotkał się w sklepie z nienawistnym atakiem. Z czego wynikała ta nienawiść? Co się za nią kryje? […] Mój syn był mądry, spokojny i dobry. Był słodkim dzieckiem”.

Młodszy brat, Nikos: „Nie mam wątpliwości, że to była zbrodnia z nienawiści. Zak lubił się stroić w kolorowe ubrania, lubił pięknie wyglądać. Zabójcy uznali, że życie takiego człowieka jest nic nie warte. Nie, nie miał skłonności do przemocy”.

Dziennikarka i przyjaciółka Zaka, Maria Luka: „Zak był wrażliwy, miał świetne poczucie humoru. Nienawidził przemocy. Był w najlepszym momencie swojego zawodowego życia. […] Alkohol? Pił dokładnie tyle, ile piją ludzie w jego wieku. […] Co do jego problemów zdrowotnych i twierdzeń, że był w złej formie, że umarłby tak czy siak, pobity lub nie: chcę podkreślić, że Zak był w świetnej kondycji. […] Nawet jeśli ktoś nie wiedział, że jest gejem, można się było tego łatwo domyślić. To było po nim widać. Zak nie miał w sobie nic z tradycyjnej, toksycznej męskości.”

Profesor Dimitris Christopoulos, dziekan wydziału nauk politycznych Uniwersytetu Panteion, działacz na rzecz praw człowieka: „Jeśli jako społeczeństwo pozwolimy ludziom zwracać się przeciwko innym nie dlatego, że coś złego zrobili, tylko dlatego, że są kim są, zostawimy świat dużo gorszym, niż go zastaliśmy.”

L., przyjaciółka Zaka: „Dlaczego znalazł się w sklepie? Zak od małego musiał uciekać. A ja często uciekałam razem z nim. Przed psami, które nas goniły w rodzinnej wiosce, albo później przed wyzwiskami i groźbami. Nie sądzę, by wiedział, że wchodzi do sklepu z biżuterią. Raczej szukał schronienia. Nie rozumiał, że ludzie na zewnątrz widzą w nim włamywacza i złodzieja. A ponieważ zaczęli go atakować, uznał, że musi uciekać. Jak zawsze, musiał uciekać, żeby poczuć się bezpiecznym”.

Olga Elena Christidi, psycholożka z organizacji Orlando, przyjaciółka: „Zachowanie Zaka nie wymagało tak ostrej, przemocowej i eskalującej reakcji ze strony oskarżonych. […] W naukowej terminologii słowo »amok« nie istnieje. Mówi się raczej o zaburzeniach eksplozywnych przerywanych. Osoba doświadczająca takich zaburzeń ucieka się do agresji i przemocy, której nie jest w stanie zatrzymać. Zak z pewnością nie był w takim stanie. Jeśli już komuś chcemy przypisać działanie w amoku, to oskarżonym, nie Zakowi”.

 

* * *

 

Orlando to jedyna organizacja, która od początku monitorowała proces zabójców Kostopulosa – głośny, ciągle obecny w mediach, dyskutowany przez polityków. Olga Christidi i doktor Nancy Papathanasiu dobrze znały Zaka, były na każdej rozprawie. George Kunanis i inni aktywiści też przychodzili, choć przez obostrzenia covidowe nie zawsze byli wpuszczani. Swoją obecnością chcieli przypominać, kto był ofiarą, a kto sprawcą.

Zak od dawna nie żyje – mówi Papathanasiu – ale na sali sądowej wciąż mamy wrażenie, że to on jest oskarżony i oceniany, że to on zrobił coś złego. Czy aby nie wszedł do sklepu, żeby coś ukraść, czy aby nie był pijany, czy aby nie był naćpany, czy aby nie stanowił zagrożenia? A ja się pytam, czy oskarżeni zlinczowaliby młodego człowieka, niechby był złodziejem i ćpunem, gdyby był wyższy, mocniej zbudowany, gdyby zamiast obcisłej koszulki miał bluzę albo kurtkę, gdyby bardziej przypominał osobę hetero?

Wyrok zapadł 3 maja 2022 roku. Sąd w Atenach skazał na 10 lat pozbawienia wolności właściciela sklepu jubilerskiego Si jego pomocnika. Ze względu na wiek (77 lat), jubiler wyrok odsiedzi w areszcie domowym. Jednocześnie sąd uniewinnił czterech oskarżonych policjantów.

Nancy nie liczy na to, że śmierć Zaka zmieni w Grecji cokolwiek na lepsze. Mówi, że jeszcze kilka tygodni temu obstawiałaby, że równość małżeńska jest na horyzoncie, że nowy rząd, niezależnie, która z większych partii miałaby go tworzyć, zalegalizuje śluby gejów i lesbijek. Taki był klimat po latach walki i przekonywania. Teraz nie ma złudzeń, uważa, że nadciągają straszne czasy. Wszystko zmieniła agresja Rosji na Ukrainę.

Putin ma w Grecji wielu zwolenników wśród konserwatywnych polityków i wyborców. To oni będą nadawać ton, to ich trzeba będzie głaskać i zadowalać – prognozuje.

 

* * *

 

W drodze do metra George Kunanis opowiada mi o pogrzebie Zaka, który odbył się w małej, nadmorskiej wiosce Kirra między Atenami i Patrą. Stamtąd pochodzą rodzice Zaka, tam dorastał on sam, tam uciekał przed bezdomnymi psami, tam za dzieciaka obsesyjnie słuchał Spice Girls, Madonny i Kylie Minogue („Happiness will never last, darkness comes to kick your ass” – Szczęście trwa tylko chwilę, w końcu mrok skopie ci tyłek – zaśpiewa Zackie Oh ze sceny Athens Pride na rok przed śmiercią). Mnóstwo ludzi przyjechało z Aten, w tym grupa kilkudziesięciu drag queens, na czele z George’em, czyli ActiVistą.

To był straszny, smutny dzień. Wszyscy wciąż byliśmy w szoku. Śmierć Zaka przypomniała nam, że społeczeństwo widzi w nas obywateli gorszej kategorii, ludzi niepotrzebnych, niekoniecznych, ma nad nami władzę, decyduje o naszych ciałach i naszym bezpieczeństwie. Na przekór temu uzgodniliśmy, że na cześć Zaka wystąpimy na jego pogrzebie w pełnym dragu, że zaoferujemy jego wiosce niepowtarzalne queerowe doświadczenie.

Obcasy, pończochy, peruki z tapirem, miniówy, pełen make-up. George pamięta, że lokalsi patrzyli na nich jak na kosmitów. Dzień był ciepły i wiał mocny wiatr. Pod koniec ceremonii ateńskie drag queens wyjęły worki z brokatem, które ze sobą przywiozły i zaczęły rozsypywać w powietrzu kolorowe, błyszczące drobinki. Wiatr roznosił je po całym cmentarzu. Brokat przykrył trumnę Zaka złożoną do grobu, osiadał na włosach i ramionach żałobników.

Gdyby to był koniec tej historii, można by poczuć nadzieję. Ale końca nie ma.

Miałem odkryte ramiona i prześwitującą bluzkę, do tego makijaż i cały ten brokat przyklejony do twarzy i włosów. W autobusie powrotnym i później w Atenach, gdy szedłem do domu, czułem się okropnie, bałem się. Widziałem spojrzenia mijanych mężczyzn. Jedni patrzyli na mnie z pożądaniem, inni z dziką nienawiścią. Jakby mówili: zerżnąłbym cię. Zabiłbym cię.

Reportaż powstał dzięki wsparciu odbiorców w serwisie Patronite. Możesz do nich dołączyć tu: https://patronite.pl/dzialzagraniczny

Dziękuję!

Dionisios Sturis

Twórca licznych reportaży prasowych i radiowych, oraz podcastów, autor wielu książek reporterskich. Zwycięzca konkursu na książkę roku 2021 magazynu Traveller za „Zachód słońca na Santorini” oraz konkursu im. Arkadego Fidlera. Nominowany do licznych nagród – m.in Grand Press, Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki, nagrody im. Beaty Pawlak. Kucharz – amator.