Florentino Ariza, główny bohater „Miłości w czasach zarazy” kolumbijskiego noblisty Gabriela Garcíi Márqueza, wyobraża sobie, że zdobędzie fortunę i rękę swojej wybranki dzięki wyłowieniu złota z zatopionego u wybrzeży jego ojczyzny galeonu San José. To nie fikcja literacka: taki okręt naprawdę poszedł w tych wodach na dno w 1708 r., a wartość jego ładunku jest współcześnie oceniana na między 10 a 20 mld dolarów. Przez trzy wieki nikt nie potrafił go jednak odnaleźć, a choć niedawno (rzekomo) udało się to prywatnej firmie, to teraz trwa zażarty spór sądowy o ustalenie własności majątku, do którego pretensje zgłasza kilka stron.
Według dokumentów opublikowanych w tym roku przez hiszpańskie ministerstwo kultury, na dnie Morza Karaibskiego spoczywa 681 okrętów, z których wiele zatonęło z tonami skarbów na pokładzie. Ale wbrew wizji przedstawianej w filmach i książkach przygodowych, poszukiwanie tego bogactwa to żmudna, monotonna praca, która nawet zakończona sukcesem może na końcu oznaczać bankructwo i długi.
O wyzwaniach, jakie na Karaibach czekają podejmujących się tego zadania, opowiada Tomek Michniewicz: reporter i autor książki „Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów”.