Rozbierająca się prawniczka, 90 kg mokrych pieniędzy i policja przeszukująca grób byłego prezydenta. Argentyńska polityka nie przypomina kryminału – zdecydowanie przebija już ten gatunek.
Argentyna miała już musical o jednej pierwszej damie, teraz czas na kryminał o innej (Fot. Darius Khondji/Evita)
W zeszłym tygodniu policja w środku nocy do malutkiego klasztoru w General Rodríguez, miasteczka-satelity na zachód od Buenos Aires. Mundurowych zaalarmował nieco wcześniej mieszkaniec sąsiedniej posesji, który zobaczył mężczyznę najpierw przerzucającego przez ogrodzenie zakonu plastikowe worki, a następnie samemu pokonującego przeszkodę. Po wejściu na teren nieruchomości, funkcjonariusze zastali podejrzanego w towarzystwie trzech podstarzałych zakonnic – najpierw twierdził, że jest księdzem, a później próbował jeszcze kupić milczenie policjantów, oferując im jedną z plastikowych toreb, w której znajdowało około miliona dolarów. Ci okazali się jednak odporni na pokusę. W jego workach, ważących w sumie 90 kg, znaleziono równowartość 8,9 mln dolarów w kilku różnych walutach (liczenie wszystkich banknotów zajęło dwa dni) i luksusowe zegarki, a w bagażniku jego samochodu dodatkowo samopowtarzalny karabinek.
Nieźle, jak na człowieka, który przez 12 lat był jednym z najbardziej prominentnych argentyńskich polityków. Dokładnie tyle czasu José Francisco López piastował stanowisko sekretarza robót publicznych w rządzie małżeństwa Kirchnerów, z którymi był blisko związany przez ostatnie ćwierć wieku. Obecnie jest jeszcze deputowanym w Parlamencie Mercosuru i w żadnym ze swoich dotychczasowych zeznań podatkowych nie deklarował posiadania obcej waluty.
Krajowe media chętnie uczyniły ze sprawy główny temat miesiąca, a w przyciąganiu widowni przed ekrany bardzo pomógł sam López. Podczas przesłuchania przed sądem zachowywał się jak otępiały i twierdził, że nie pamięta wielu szczegółów ze swojego życia, np. własnej daty urodzenia. A na adwokata wynajął Fernandę Herrerę, która większości Argentyńczyków kojarzy się nie tyle z prawniczą praktyką, co niespecjalnie udaną karierą muzyczną na scenie lokalnego odpowiednika disco polo oraz rozbieranymi sesjami w gazetach. W dniu wstępnego przesłuchania Lópeza miała spełnić swoje wielkie marzenie i pojawić się w końcu w „Showmatch”, najpopularniejszym krajowym programie telewizyjnym. „Niestety, sytuacja mojego klienta nie pozwoliła mi wystąpić przed kamerami”, wyznała gazetom celebrytka, dodając też (wbrew opinii biegłych psychologów), że jej klient nie jest w stanie odpowiadać za swoje czyny, bo „słyszy głosy”.
O tym, że argentyńskie sprawy sądowe często przybierają postać jak ze scenariusza telenoweli, Dział Zagraniczny informował już w maju zeszłego roku. Ale proces Lópeza, nawet jeżeli również wpisze się do tej kategorii, może się okazać gwoździem do politycznej kariery ludzi, którzy jeszcze do zeszłego roku rządzili Argentyną przez ponad dekadę.
Zaledwie w kwietniu tamtejsze media obficie cytowały zeznania Leonardo Fariñy, objętego programem ochrony świadków. Z zawodu to doradca finansowy, lecz z wyboru celebryta (głównie za sprawą byłej żony, znanej fotomodelki), który przez wiele lat należał do ścisłych kręgów władzy, aż do chwili gdy trzy lata temu został zatrzymany na lotnisku z 20 tys. dolarów, których pochodzenia nie potrafił w przekonujący sposób udokumentować. Teraz Fariña zaczął jednak potwierdzać krążące od dawna plotki: najpierw podczas 12-godzinnego przesłuchania, a potem przed telewizyjnymi kamerami przekonywał, że przez lata wyprał miliony na polecenie Lázaro Báeza. Ten ostatni to biznesmen z patagońskiej prowincji Santa Cruz, gdzie w latach 90. gubernatorem był Néstor Kirchner. Gdy polityk został prezydentem całego kraju, już blisko zaprzyjaźniony z nim Báez zaczął dostawać lukratywne państwowe kontrakty budowlane, włącznie ze zleceniem wybudowania mauzoleum zmarłego w 2011 r. Kirchnera (deweloper utrzymał doskonałe stosunki z wdową po polityku, Cristiną, która sama sprawowała już wówczas urząd prezydenta). Fariña twierdzi, że ta niezwykła przychylność wynikała z tego, że w rzeczywistości biznesmen działał jako słup Kirchnerów i hojnie dzielił się z nimi zyskami z wszystkich kontraktów.
Same oskarżenia korupcyjne wobec byłej prezydent oraz jej zmarłego męża nie są niczym nowym. Skandalizujące było gwałtowne bogacenie się pary prezydenckiej: gdy wprowadzali się do siedziby głowy państwa, ich wspólny majątek był oceniany na 7 mln peset, a już pod koniec dekady na 70 mln. O podejrzanych machinacjach finansowych Báeza z tego czasu wiadomo przynajmniej od 2013 r., biznesmen siedzi zresztą obecnie w areszcie. Nie było jednak nigdy wystarczających dowodów na to, by formalnie oskarżyć samą byłą prezydent, tymczasem teraz pojawiły się umożliwiające to poszlaki. Fariña zeznawał, że był jednym z zaufanych ludzi przewożących ciężkie, wypełnione gotówką walizki do Patagonii, gdzie pieniądze były składowane w należących do Báeza piwnicach oraz po prostu zakopywane na tamtejszych gospodarstwach. Policja przeszukiwała więc wiosną (a argentyńską jesienią) wskazane tereny razem ze szkolonymi psami, a nawet weszła w tym celu do wspomnianego mauzoleum Néstora Kirchnera. Niczego wówczas nie znaleziono, aż do zeszłotygodniowej wpadki José Lópeza. Podejrzenia budzą nie tylko przenoszone przez niego w workach sumy, ale też fakt, że banknoty były wilgotne i czuć było od nich stęchlizną. Były sekretarz robót publicznych ze względu na swoją funkcję miał często do czynienia z Báezem, a miniaturowy zakon, w którym nakryli go funkcjonariusze był przez parę lat siedzibą biskupa Rubéna Di Monte, bliskiego znajomego Kirchnerów. Niechętni byłym prezydentom komentatorzy są więc przekonani, że jeżeli broniony przez rozbierającą się celebrytkę López załamie się w śledztwie, to jego zeznania mogą ostatecznie pogrążyć nie tylko Cristinę i jej najbliższe otoczenie, ale w ogóle peronistów, najważniejsze polityczne ugrupowanie w historii tego kraju.
Małżeństwo Kirchnerów było zresztą przez lata porównywane do prezydenta Peróna i jego żony Evy, szerzej na świecie znanej dzięki ekranizacji jej życia z Madonną w roli głównej. Nawet jeżeli Cristina nie dorównuje talentami wokalnymi swojej słynnej poprzedniczce, to nie mniej zasługuje na własną ekranizację – tyle, że prawdopodobnie powinien być to nie musical, a kryminał.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Ów „potężny półautomatyczny karabin”, to wykonany w większości z tworzywa sztucznego samopowtarzalny karabinek SIG bocznego zapłonu do amunicji .22 LR. W niektórych państwach to zabawka, nie wymagająca nawet rejestracji, z nabojem o wyjątkowo małej energii wylotowej. Pomijam już, że w języku polskim słowo „półautomatyczny” oznacza coś innego, niż autor bezmyślnie przetłumaczył dosłownie z języka obcego. Półautomatyczne mogą być rusznice z czasów II wojny.
Zdjęcie owego „potężnego półautomatycznego karabinu”, które tak wpłynęło na wyobraźnię autora poniżej:
http://www.losandes.com.ar/files/image/16/06/image576009643319c7.55117532.jpg
Na załączonym zdjęciu wciąż wygląda to dla mnie jak potężny karabin (podobnie jak na innych, które widziałem, np. tu: http://www.24horas.cl/incoming/jose_lopezjpg-2045068/ALTERNATES/w620h350/jose_lopez.jpg), ale być może to faktycznie jest zabawka, która nadaje się na chrzciny i wesela – nie wiem, nie znam się na karabinach. Dziękuję, że podzieliłeś się profesjonalną wiedzą, już poprawiłem.
Pozdrawiam serdecznie.
’W dniu wstępnego przesłuchania López miała spełnić swoje wielkie marzenie i pojawić się w końcu w “Showmatch”, najpopularniejszym krajowym programie telewizyjnym. ’ Proponuje trochę inaczej zbudować zdanie, gdyż czytając to w aktualnej formie, trzeba się domyślać, iż chodzi o prawniczkę, nie o polityka który miał wstępne przesłuchanie.
Pozdrawiam
Uciekła mi literka – poprawione, dzięki.