Złośliwi nazywają ich peruwiańskimi Le Penami. To słowa trochę na wyrost, bo gdyby Francuzka stanęła na czele państwa, to nie musiała by się zastanawiać, czy ułaskawiać ojca skazanego za korupcję, polityczne morderstwa oraz przymusową sterylizację setek tysięcy kobiet. A przed takim dylematem stanie Keiko Fujimori, która już w niedzielę wygra wybory prezydenckie.
Widmo ułaskawienia krąży nad Peru (Fot. OEA-OAS/Flickr)
Tak wielkiej demonstracji nie było w Limie od 16 lat, kiedy uliczne protesty zmusiły autokratycznego prezydenta Alberta Fujimoriego do abdykacji. We wtorek, w rocznicę jego wcześniejszego zamachu stanu, centrum peruwiańskiej stolicy zgromadziło ponad 30 tys. osób sprzeciwiających się powrotowi dawnych porządków: zwyciężczynią wyborów za dwa dni bez wątpienia zostanie bowiem Keiko, córka upadłego dyktatora.
Alberto, Japończyk z pochodzenia i wieloletni rektor stołecznego uniwersytetu, stanął na czele państwa w 1990 r., niespodziewanie dla wszystkich pokonując w wyborach prezydenckich Mario Vargasa Llosę, późniejszego laureata literackiej Nagrody Nobla, który po tej porażce na stałe wyemigrował z ojczyzny. Pisarz kojarzył się wyborcom ze zdyskredytowanymi w oczach elitami, więc Fujimori – człowiek „znikąd”, wystawiony przez całkowicie nową partię o nazwie Zmiana – został przez nich odebrany jako powiew świeżości: chociaż w pierwszej turze zdobył zaledwie 29 proc. głosów, to już w dogrywce negatywny elektorat Vargasa Llosy wystarczył do podwojenia tego wyniku i przeprowadzki do pałacu prezydenckiego.
Wyborców szybko czekał szok. „Chińczyk”, jak pieszczotliwie przezywała go ulica, w spadku po poprzedniku odziedziczył galopującą hiperinflację. Wkrótce po objęciu władzy porzucił więc swoje umiarkowane hasła z czasów kampanii i wprowadził drastyczne neoliberalne reformy. Ogromne budżetowe cięcia, zwolnienia z państwowych etatów, prywatyzacja narodowych przedsiębiorstw doprowadziły do natychmiastowych skoków cen (rachunki za prąd w ciągu roku zwiększyły się aż pięciokrotnie). Ale inflacja została skutecznie obniżona, do Peru napłynęły zagraniczne inwestycje, a już kilka lat później Lima mogła się pochwalić najszybszym wzrostem gospodarczym na świecie.
Do tego czasu Fujimori rządził już Peru jak własnym folwarkiem. W kwietniu 1992 r., pod pretekstem ucięcia ciągnącego się kryzysu politycznego, rozwiązał parlament, zawiesił działalność sądów i zmienił konstytucję, zwiększając sobie samemu uprawnienia. Na ulicy przestano już o nim mówić „Chińczyk”, a zaczęto: „Chinochet”. Jakby na potwierdzenie nowego przezwiska, prezydent wydał bezwzględną walkę kontrolującym część kraju lewackim partyzantkom – w wojnie domowej ze Świetlistym Szlakiem i Ruchem Rewolucyjnym im. Tupaca Amaru zginęło 70 tys. osób, a ponad 300 tys. rdzennych mieszkanek wiejskich regionów zostało poddanych przymusowej sterylizacji. Wrogie grupy zostały jednak niemal całkowicie zniszczone, a Fujimori postanowił iść za ciosem i wystartował w wyborach na trzecią kadencję, która teoretycznie była konstytucyjnie niemożliwa. Oficjalnie znów wygrał wybory, ale co trzeci głos oddany w drugiej turze okazał się być nieważny, a niechęć do przywódcy wyraźnie rosła. Społeczne nastroje wybuchły wreszcie we wrześniu 2000 r., kiedy lokalna telewizja pokazała nagrany ukrytą kamerą film, na którym Vladimiro Montesinos (szef peruwiańskich tajnych służb i prawa ręka prezydenta) przekupuje opozycyjnego posła. Szybko okazało się, że taśm jest znacznie więcej, Montesinos zbiegł do Panamy a Fujimori do Japonii – po jakimś czasie i kilku dziwacznych decyzjach (Chińczyk niespodziewanie przyjechał do Chile, ogłaszając że będzie stamtąd prowadzić kampanię wyborczą w nadchodzących wyborach, a po ich wygraniu wróci do ojczyzny dzięki immunitetowi), obaj zostali wydani Limie. W 2009 r. Fujimori został skazany za łamanie praw człowieka i odsiaduje obecnie wyrok 25 lat więzienia.
W Peru Keiko kojarzy się z latami 90. tak mocno, jak w Polsce lenary (Fot. Emma Gascó y Martín Cúneo/Flickr)
Jego córka Keiko nierozerwalnie kojarzy się z tamtymi czasami, bo po głośnym publicznym rozwodzie swoich rodziców w 1994 r., jako zaledwie 19-latka, zaczęła oficjalnie pełnić rolę Pierwszej Damy. Choć wyjechała do Stanów na studia (przeciwnicy twierdzą, że opłacone z państwowych pieniędzy), to pozostała bardzo aktywna na krajowej scenie, wspierając zbierając podpisy poparcia dla ojca podczas jego nielegalnej trzeciej kampanii wyborczej, później wielokrotnie broniła publicznie jego spuścizny, w 2006 r. podczas kuriozalnej próby powrotu Chińczyka na fotel prezydenta przewodziła jego sztabowi, a gdy został aresztowany – sama wystartowała do parlamentu, została posłanką i szefową własnego ugrupowania, a w 2011 r. próbowała zostać głową państwa.
W tamtych wyborach przegrała dosłownie o głos, a w obecnie trwających jest niekwestionowaną liderką i we wszystkich sondażach zostawia innych kandydatów daleko w tyle. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie po upadku ojca, większość Peruwiańczyków znowu chce oddać władzę w ręce kogoś o nazwisku Fujimori? Bo paradoksalnie pamiętają Chińczyka jako swojego najskuteczniejszego przywódcę.
Chociaż w ciągu ostatnich lat Peru było rozwojowym prymusem regionu
ze wzrostem gospodarczym w okolicach 6-7 proc. (w zeszłym roku wyniósł wciąż przyzwoite 2,7 proc.), to jest to sukces na glinianych nogach, bo zależy niemal w całości od eksportu surowców. Jednak ceny tych ostatnich spadają, co odbija się negatywnie na krajowej produkcji i budownictwie. Władze nie wykorzystały w pełni boomu ostatnich lat, 75 proc. Peruwiańczyków w mniejszym lub większym stopniu pracuje w szarej strefie, co czwarty mieszkaniec kraju żyje poniżej granicy ubóstwa, od pięciu lat nieubłaganie rośnie liczba przestępstw, ilość morderstw wzrosła aż o 14 proc. tylko w zeszłym roku. Za ten stan rzeczy wyborcy winią swoich kolejnych przywódców, którzy w ich oczach okazywali się bezużyteczni: odchodzący właśnie prezydent Ollanta Humala (który zaraz po zdobyciu stanowiska porzucił lewicową retorykę z czasów kampanii) ma dziś jedynie 12 proc. poparcia, dwóch jego poprzedników w obecnym wyścigu nie potrafi zdobyć więcej niż kilka punktów zaufania, a w badaniach opinii publicznej tylko co czwarty Peruwiańczyk jest zadowolony ze zdobyczy demokracji, co jest trzecim najgorszym wynikiem w całej Ameryce Łacińskiej.
Na tym tle rządy Fujimoriego są wspominane z nostalgią, szczególnie przez najuboższych, którzy pamiętają głównie, że budował szkoły i drogi oraz wprowadził rozbudowane programy pomocowe, o czym Keiko nieustannie opowiadała podczas tej kampanii. W dodatku wyciągnęła też wnioski z poprzedniej porażki i zrzuciła balasty przeszłości: mimo głośnych protestów Chińczyka w mediach społecznościowych, usunęła z partii jego wiernych ale skompromitowanych starych współpracowników, ku zgorszeniu ich ultrakonserwatywnych kolegów publicznie wsparła związki osób tej samej płci oraz aborcję w przypadku zagrożenia życia matki, a przede wszystkim ogłosiła, że trzecia kadencja jej ojca była błędem. W dodatku Keiko jeszcze przed ujawnieniem słynnych taśm w 2000 r. otwarcie krytykowała Montesinosa, dzięki czemu dziś może się przekonująco odcinać od zbrodni popełnianych w czasach prezydentury jej ojca.
Ta nowa strategia przynosi owoce. Keiko od samego początku kampanii prowadziła w sondażach, a po niespodziewanym skreśleniu przez państwową komisję wyborczą jej głównego kontrkandydata z list wyborczych, poparcie dla niej przekroczyło 40 proc. W równoległym wyścigu do parlamentu jej ugrupowanie najprawdopodobniej zdobędzie niemal połowę miejsc. To jeszcze nie oznacza, że była Pierwsza Dama już za dwa dni zajmie główne miejsce w pałacu prezydenckim, bo (jak pokazuje chociażby wtorkowa demonstracja w Limie) ze względu na nazwisko ma równie wielki elektorat negatywny. Najprawdopodobniej w czerwcu dojdzie więc do drugiej tury, w której Fujimori zmierzy się z potomkiem polskich Żydów Pedro Pablo Kuczynskim, lub niezwykle szybko rosnącą ostatnio w sondażach kandydatką lewicy Veroniką Mendozą. Jeżeli i z tej drugiej potyczki Keiko wyjdzie zwycięsko, to najprawdopodobniej do końca jej kadencji specjalny areszt Barbadillo opuści jedyny przetrzymywany tam więzień.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
lenary…<3 😀