Mahamadou Issoufou jest w ojczyźnie przezywany Lwem, bo potrafi wytrwale czekać na upolowanie zdobyczy. Dodatkowa cierpliwość przyda się prezydentowi Nigru zwłaszcza teraz, kiedy niespodziewanie dla wszystkich nie zdobył reelekcji już w pierwszej turze. I to mimo, że dawnego sojusznika, a dziś głównego rywala, zdążył wcześniej wtrącić do więzienia.
W Nigrze raczej nikt nie patrzy w przyszłość przez różowe okulary (Fot. Alessandro Vannucci/Flickr)
Czego jak czego, ale ambicji i wytrwałości w dążeniu do władzy nie można Issoufou odmówić. Matematyk z wykształcenia, został posłem już w pierwszych w historii Nigru wolnych wyborach do parlamentu w 1992 r., a równocześnie spróbował sięgnąć po najważniejszy stołek – w pierwszej turze wyścigu o prezydenturę zajął jednak trzecie miejsce. Swój solidny kilkunastoprocentowy wynik i tak przekuł jednak w sukces: poparł zdobywcę drugiej lokaty, który dzięki temu ostatecznie został głową państwa i mianował Issoufou premierem. Obaj wytrzymali w zgodzie jedynie kilkanaście miesięcy, po których prezydent rozwiązał parlament. W nowych wyborach Lew zawiązał więc sojusz z dawnymi przeciwnikami – w ramach koalicyjnych targów tekę premiera oddał Hamie Amadou, sam został przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego, a po kilku tygodniach wrogiej kohabitacji z prezydentem i de facto paraliżu państwa, poprosił Sąd Najwyższy o zdjęcie prezydenta z urzędu. Pod uwagę nie wziął jednak najważniejszego gracza na scenie: armii. W styczniu 1996 r. wojskowi zrobili zamach stanu i nie wypuścili władzy z rąk przez następne trzy lata, podczas których Issoufou aż czterokrotnie trafiał za kraty, w większości przypadków wspólnie z Amadou. Gdy w Nigrze znowu zawitała demokracja, Lew dwukrotnie wchodził do drugiej tury wyborów prezydenckich, w której musiał uznawać wyższość przeciwnika. Gdy ten ostatni próbował jednak siłowo zmienić konstytucję, by umożliwić sobie trzecią kadencję, Issoufou stanął na czele masowych protestów, które doprowadziły do obalenia despoty i w 2011 r., po długim wyczekiwaniu, sam zasiadł wreszcie na jego miejscu.
Od tamtej pory Lew przekonuje wyborców, że jest otoczony wrogami. Według niego samego i podległych mu służb, pierwszy zamach na jego życie przeciwnicy mieli planować już pół roku po wygranych wyborach, a ostatni zaledwie w grudniu. Opozycja oskarża go o wprowadzaniu w kraju autorytaryzmu, a on sam każe jej podpisywać „kodeks postępowania” i nazywa zdradą krytykę jego kontrowersyjnej polityki antyterrorystycznej. W ramach tej ostatniej w Nigrze regularnie dochodzi do aresztowań bez nakazów sądowych. Po kartę „idziesz do więzienia”, Issoufou postanowił też sięgnąć tuż przed tegorocznymi wyborami. Za kraty trafił więc opozycyjny poseł Ibrahim Hamidou, który publicznie wyrażał wątpliwości, że grudniowa próba zamachu stanu miała w ogóle miejsce, a także wokalista, którego piosenkę nawołującą do głosowania przeciw Lwu prokuratura uznała za nawoływanie do niepokojów społecznych. Obaj mężczyźni po krótkim czasie zostali wypuszczeni na wolność, ale więźniem pozostaje… Hama Amadou, czyli były koalicyjny premier, który w czasach dyktatury był z reguły internowany w tych samych chwilach co sam Issoufou. Polityk, na którym ciążą oskarżenia o rzekomy przemyt niemowlaków z Nigerii, wywinął jednak dawnemu towarzyszowi numer, bo prowadząc całą kampanię wyborczą prosto z celi zdołał wydrzeć mu prognozowane od dawna zwycięstwo już za pierwszym podejściem i 20 marca zmierzy się z nim w drugiej turze. Chociaż Lew góruje nad nim 48 procentami do 18, to wszyscy pozostali kandydaci (włącznie z tym samym pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Nigru, który zdobył władzę dzięki Issoufou) wyrazili swoje poparcie dla uwięzionego kandydata.
Jeżeli jednak wygra, to będzie się musiał zmierzyć z problemami, przy których więzienie wydaje się ośrodkiem wypoczynkowym.
Diffa, region na południowym wschodzie kraju, od lutego zeszłego roku jest obiektem ataku ze strony Boko Haram. To efekt kampanii, jaką przeciw religijnym ekstremistom prowadzi na terenie Nigerii Czad. W efekcie bojownicy przenikają na północ – chociaż w ciągu roku obiektem ich ataków stało się „zaledwie” 650 osób, to wywołali w miejscowej ludności taki strach, że ta porzuciła jak dotąd już ponad 70 osad, a tysiące mieszkańców Diffy zostało uchodźcami wewnętrznymi. Lokalna administracja szacuje, że trzy czwarte pól uprawnych leży porzuconych odłogiem. Władze zabroniły też połowu ryb na jeziorze Czad oraz okolicznych rzekach, bo partyzanci przemieszczają się właśnie drogą wodną. Nad Diffą wisi więc klęska głodu.
Tymczasem w północnej części kraju swobodnie operuje al-Kaida. Trzy tygodnie temu, to właśnie w Nigrze uwolniona została francuska zakładniczka, którą terroryści porwali miesiąc wcześniej w Burkina Faso. Nic dziwnego: samochody użyte podczas tamtego ataku miały nigerskie tablice rejestracyjne. Chociaż wiadomo, że członkowie grupy kryją się tuż za libijską granicą, to w samej ojczyźnie Issoufou do działań skutecznie zniechęcają ich naloty dronów prowadzone ze wspólnej francusko-amerykańskiej bazy. Program nabrał wiatru w żagle po ostatnim ataku al-Kaidy w Nigrze w 2013 r., kiedy terrorystom udało się zdetonować samochód-pułapkę i zabić jedną osobę w Arlit, krajowej stolicy uranu. Który jest następnym przekleństwem tego państwa.
Niger ma czwarte największe zasoby tego surowca na świecie. Co roku wydobywa się go tu prawie 4,5 tys. ton, z czego przytłaczająca większość trafia do dawnej metropolii: co trzecia francuska żarówka pali się właśnie dzięki nigerskiemu uranowi zasilającemu europejskie elektrownie atomowe. I chociaż pracujący w kopalniach Nigerczycy zarabiają pięciokrotność średniej krajowej oraz mieszkają w zbudowanych specjalnie dla nich komfortowych osiedlach obrzeżach górniczych miasteczek, to łącznie jest ich niecałe 5 tys. w państwie liczącym 18 mln obywateli. Areva, francuski koncern posiadający monopol na wydobycie, niemal wszystkie związane z tym usługi zleca firmom zewnętrznym, z których prawie każda zarejestrowana jest zagranicą. Francuzi płacą na miejscu podatki wynoszące jedynie 12 proc. przychodów. Zyski z kopalni uranu są tak niezależne od sytuacji wewnętrznej w kraju, że nawet w samym Arlit są dzielnice, gdzie w ogóle nie ma prądu.
Trudno się więc dziwić, że w zeszłorocznym rankingu rozwoju społecznego ONZ, Niger zajmuje ostatnie, 188. miejsce. Przeciętny dorosły chodził do szkoły jedynie przez 5 lat, połowa populacji nie posiada telefonu komórkowego, a tylko 2 proc. ma dostęp do internetu. Regularnie powtarzające się susze i klęski głodowe sprawiają też, że dla zapewnienia potomstwu jedzenia, rodziny oddają je w ręce obcych: aż 75 proc. tutejszych dziewczynek jest wydawanych za mąż przed ukończeniem 18. roku życia.
W marcu, o tym kto ostatecznie zostanie prezydentem, zdecyduje przynajmniej o 1,5 mln obywateli mniej, niż powinno mieć do tego prawo. Tyle osób w Nigrze nie posiada bowiem żadnych dokumentów potwierdzających ich tożsamość, a władze nie zgodziły się na to, by na miejscu w komisjach mogli ją poświadczać świadkowie. Pominięci nie muszą jednak odczuwać szczególnego zawodu, bo bez względu na to, czy przy urnach zwycięski okaże się Lew czy jego walczący zza krat dawny sojusznik, żeby uporać się z dotychczasowymi problemami potrzeba co najmniej kilku pracowitych kadencji.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Wygląda na to, że wkradł się błąd: „w kraju według, że nawet”.
Poprawione, dzięki.
Ciekawy tekst, dzięki. 🙂
Propozycja korekty społecznej:
„Chociaż Lew góruje nad nim 48 procentami do 18” <- niejasne. Góruje bo ma o 48% więcej czy wynik to 48% do 18%.
"Chociaż wiadomo, że członkowie grupy kryją się tuż za libijską granicą, to w samej ojczyźnie Issoufou przed działaniami skutecznie zniechęcają" Czy nie było by lepiej zniechęcać do niż zniechęcać przed? : do działań skutecznie zniechęcają ich…
"Nigerczycy zarabiają pięciokrotność średniej krajowej oraz mieszkają w zbudowanych specjalnie dla nich komfortowych osiedlach obrzeżach,.." czy chodziło o osiedla na obrzeżach (czego?)?
"Przeciętny dorosły chodziło do szkoły…" chodził do szkoły
Dzięki za uwagi, poprawiłem! (tylko procenty zostawiłem, bo wydają mi się jednak jasne: on miał 48, a następny dopiero 18).
Lew został zaprzysiężony wczoraj. Oficjalnie zdobył w dogrywce 92 proc. głosów. Najwyraźniej jest zadowolony, bo Hama Amadou został wypuszczony za kaucją.