Ma pod swoimi rozkazami stu atletycznych młodych mężczyzn, którzy potrafią biegać po ścianach i rozbijać cegły głowami. Ale najwyraźniej uznał, że takie siły nie pomogą mu w nadchodzącej bitwie, więc sięgnął po skuteczniejszą pomoc – od sierpnia na oficjalnej stronie klasztoru Shaolin można więc znaleźć numer do reprezentującego instytucję zespołu prawników. To dlatego, że jego przeor stał się najnowszą ofiarą prowadzonej przez Pekin wojny z rodzimą korupcją.
Shi Yongxin musi się wyplątać z jeszcze trudniejszej sytuacji (Fot. Kevin Poh/Flickr)
Od miesiąca chińscy internauci zastanawiają się, gdzie zniknął Shi Yongxin. Po tym, jak 13. przeor słynnego klasztoru Shaolin w sierpniu nie pojawił się na długo zapowiadanym pokazie sztuk walki w Tajlandii i w ogóle przestał się pokazywać publicznie, najnowsze oskarżenia pod jego adresem zaczęły być brane bardziej na poważnie. Pod koniec lipca chińską sieć viralowo obiegły dokumenty, z których wynika, że w latach 80. duchowny został czasowo usunięty z zakonu za kradzież, że już jako jego szef wystawiał fałszywe faktury, dzięki którym przywłaszczał sobie pieniądze tej instytucji, oraz że spłodził dzieci podczas romansów z kolejnymi kochankami, w tym mniszką, której opłaca teraz życie na emigracji w Australii. Rewelacje pochodzą od człowieka kryjącego się za pseudonimem Shi Zhengyi („szukający sprawiedliwości”) – według plotek ma nim być Shi Yan Lu, czyli drugi najważniejszy mnich w hierarchii Shaolin. Oskarżenia mogą więc być elementem wewnętrznej walki o władzę w zakonie, ale śledztwo w ich sprawie oficjalnie rozpoczęła już policja, zachęcona do tego przez państwowy urząd do spraw religijnych. Najwyraźniej władze straciły więc cierpliwość dla dotychczasowych działań duchownego.
Shi Yongxin stanął na czele świątyni w 1999 roku i doprowadził do jej ponownego, choć kontrowersyjnego rozkwitu. Klasztor został założony ponad 1500 lat temu, a wielką sławę zyskał w VII wieku, kiedy 13 jego mnichów rzekomo zapewniło rządzącej dynastii Tang zwycięstwo w ważnej bitwie. W czasie największego rozkwitu ponad 2 tys. mężczyzn ćwiczyło w jego murach sztukę walki, która stała się jednym z wiodących stylów wushu, na Zachodzie znanego bardziej jako kung fu. Ośrodek był jednak wielokrotnie najeżdżany i niszczony: w XX wieku oddział żołnierzy spalił go niemal doszczętnie w 1928 r., a w 1966 r. komuniści zamknęli go w ramach walki z religią. Dopiero po kilkunastu latach w jego ruinach ponownie zamieszkało kilku podstarzałych byłych mnichów. Ale w 1982 r. do kin trafił film „Klasztor Shaolin”, w którym w roli głównej debiutował przyszły gwiazdor kina akcji Jet Li. Produkcja okazała się ogromnym hitem, zainteresowanie kung fu zaczęło wyraźnie rosnąć w Chinach a także poza ich granicami, a w murach świątyni pojawili się pierwsi od dziesięcioleci młodzi adepci, w tym Shi Yongxin.
Dziś Shaolin przeżywa prawdziwe odrodzenie. W prywatnych szkołach kung fu wokół klasztoru ćwiczy około 60 tys. uczniów, a w samym klasztorze rezyduje obecnie 400 mnichów, z czego co czwarty doskonali się w sztuce walki. Świątynia została gruntownie odrestaurowana, bo jej przeor od objęcia władzy konsekwentnie zmieniał ją w maszynkę do robienia pieniędzy. Przy wejściu na jej teren stoją bramki obrotowe, przez które co roku przechodzi 1,6 mln turystów – w weekendy jest ich tak wielu, że mnisi zarzucili wymóg popołudniowych modłów, żeby tylko móc ich obsłużyć. Wstęp kosztuje 100 juanów (równowartość 60 złotych), a w cenie jest między innymi półgodzinny pokaz kung fu, ale już za zdjęcie z jego uczestnikami trzeba zapłacić dodatkowe 20 juanów (12 złotych). Mała butelka wody kosztuje 10 juanów, choć poza murami klasztoru jedynie 2.Duchowni oferują gościom także pamiątki z logo Shaolin (od wachlarzy po nunczako), które jeszcze przed przyjazdem można zamówić w oficjalnym sklepie internetowym klasztoru. To obecny przeor wymyślił też cieszące się popularnością zagraniczne pokazy swoich podwładnych. Internauci złośliwie przezywają go „bratem prezesem”, bo tylko w ciągu ostatnich kilku lat Shi Yongxin wsparł w imieniu swojej instytucji poświęcony kung fu telewizyjny program w stylu „Idola”, próbował wprowadzić świątynię na giełdę, a także sfinansować wartą ponad miliard złotych budowę „filii” Shaolin w Australii, w skład której wchodziłyby także hotel i pole golfowe (na silną krytykę pomysłu odpowiedział, że „skoro Disney może otwierać swoje parki na świecie, to czemu tego samego nie może robić Shaolin?”).
Shi Yongxin pieczołowicie dba o zwiększanie strumienia pieniędzy płynącego do świątyni, bo jest większościowym udziałowcem zewnętrznej firmy zarządzającej finansami instytucji. A obecny styl życia tego syna biednego robotnika fabrycznego wymaga sporych nakładów. Przeor kazał zamontować w klasztorze klimatyzację oraz zlecił imponujące podniesienie standardów w łazienkach – jedna z nich, o powierzchni 150 metrów kwadratowych, została wyposażona w… poczekalnię z telewizorem LCD. Shi Yongxin wielokrotnie pokazywał się publicznie z najnowszymi modelami iPhonów, przyjął od firmy turystycznej luksusową limuzynę, a od sieci jubilerskiej – szatę zdobioną złotem o wartości 30 tys. złotych. Równie kontrowersyjne są jego relacje z kobietami, ponieważ plotki o kolejnych kochankach pojawiały się od lat w internecie oraz lokalnych mediach, a w 2011 r. dodatkowo gruchnęła wieść, że przeora nakryto w domu publicznym. Rzecznik świątyni wydał wówczas oświadczenie, że Shi Yongxin był tam jedynie „oświecić” pracujące w przybytku kobiety.
Duchowny długo mógł się czuć bezkarny, bo był bezdyskusyjnym sojusznikiem komunistycznych władz (do tego stopnia, że został nawet posłem do marionetkowego parlamentu). Ale rządzący Chinami od 2012 r. Xi Jinping wydał bezpardonową wojnę miejscowej korupcji. W jej ramach zarzuty postawiono już ponad 200 tys. urzędników (kolejne pół miliona dostało kary dyscyplinarne) i to, jak stwierdził najważniejszy człowiek w państwie, „nie tylko muchom, ale i tygrysom”. Oprócz płotek aresztowano więc już także gubernatorów, ministrów, generałów i członków samego Komitetu Stałego Biura Politycznego – za kraty trafił między innymi Zhou Yongkang, do zatrzymania szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Dlatego komentatorzy spekulują, że Shi Yongxin swoim wystawnym trybem życia oraz PR-owym wyczuciem odwrotnie proporcjonalnym do zmysłu biznesowego wyczerpał cierpliwość władz, które są gotowe złożyć go na ołtarzu walki z korupcją.
Na razie przeor nie został jednak formalnie postawiony w stan oskarżenia, wciąż jednak nie pokazuje się publicznie. Być może, w czasie gdy w internecie pojawiają się coraz nowe oskarżenia pod jego adresem, medytuje nad swoim dotychczasowym postępowaniem. Warto, by robił to klasztornej łazience, bo po ewentualnym aresztowaniu nie będzie już mógł liczyć na 150 metrów i płaski telewizor.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.