Od pierwszego kwietnia geje i lesbijki będą mogli zawierać w Tokio związki cywilne – kompletnie pozbawione jakiejkolwiek mocy prawnej, bo sprzeczne z japońską konstytucją. To jednak nie wyjątkowo słaby żart miejscowych polityków na prima aprilis, tylko początek zmian obyczajowych, które zgrały się ze sprzyjającymi okolicznościami: kryzysem gospodarczym i wzrostem agresywnego nacjonalizmu. Oraz żoną potężnego konserwatysty.

PikachuPikachu też jest za tęczą na Placu Zbawiciela (Fot. Lauren Anderson/Flickr)

Plany wydawania certyfikatów potwierdzających związki cywilne osób tej samej płci ujawnił tuż przed walentynkami Toshitake Kuwahara, burmistrz dzielnicy Shibuya, znanej jako centrum życia rozrywkowego i handlowego japońskiej stolicy. Projekt ma zostać omówiony przez radnych na początku marca i jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z harmonogramem, to od początku kwietnia chętni będą mogli odbierać stosowne dokumenty w urzędzie. Być może Shibuya nie będzie nawet samotną przystanią, bo tą samą drogą chcą też pójść stołeczna dzielnica Setagaya oraz miasto Yokohama. Tym, którzy chcą czegoś więcej niż tylko suchego odbioru certyfikatu, z pomocą przychodzi Kioto, gdzie od prawie czterech lat ceremonie ślubne dla par tej samej płci organizują mnisi ze świątyni buddyjskiej Shunkō-in.

Żadne z powyższych przedsięwzięć nie ma jednak mocy w obliczu japońskiego prawa, które związków jednopłciowych zwyczajnie nie uznaje. W sferze seksualności Kraj Kwitnącej Wiśni przyjmuje tę samą zasadę, co w wielu innych dziedzinach życia – nie przeszkadza, ale też oficjalnie nie afirmuje zachowań, które nie przystają do ogólnie przyjętych norm i zasad. Krótko po wojnie, we wciąż borykającym się z wyniszczeniem kraju, na ulicach pojawiło się sporo prostytuujących się młodocianych transwestytów. Ponieważ z reguły oferowali ze swej strony pasywny seks, szybko zaczęto ich przezywać okama – slangowym określeniem na pośladki. Wkrótce nazwa przylgnęła do wszystkich gejów i na długi czas zepchnęła homoseksualizm do wstydliwej niszy: Yukio Mishima, jeden z najwybitniejszych japońskich pisarzy XX w., w latach 50. szokował czytelników takimi wątkami w swoich powieściach „Wyznania maski” i „Zakazane kolory” (rodzina tragicznie zmarłego prozaika do dziś gorąco zaprzecza zresztą jego upodobaniom do mężczyzn, choć wiele wskazuje na to, że był on biseksualistą). Negatywny stereotyp udało się przełamać dopiero pod koniec lat 80., dzięki powstaniu pierwszego stowarzyszenia gejów i lesbijek otwarcie walczącego z szowinizmem. Dziś w Shinjuku Ni-Chome, zaledwie kilku kwartałach w centrum Tokio, gdzie jeszcze trzy dekady temu homoseksualiści ze wstydem przemykali po nocy, działa niemal 300 przeznaczonych dla nich klubów i barów, często wyspecjalizowanych aż do przesady: są więc przybytki dla fuke-sen (poszukujących starszych partnerów), debu-sen (miłośników grubasków), owłosionych, transwestytów, jest nawet jeden lokal specjalnie dla odwiedzających stolicę rolników z prowincji.

W silnie proceduralnej Japonii nie oznacza to jednak końca kłopotów. Chociaż miejscowi homoseksualiści nie muszą się tak ukrywać jak ich chińscy koledzy, to wciąż natrafiają na liczne przeszkody w życiu codziennym: najczęstsze skargi działaczy LGBT dotyczą sytuacji, w których agencje pośrednictwa nieruchomości nie chcą wynajmować mieszkań takim parom, argumentując, że nie są małżeństwem. Toshitake Kuwahara chce więc za pomocą swoich certyfikatów wymusić większą elastyczność na takich firmach, albo np. szpitalach – żeby udzielały oficjalnych informacji partnerom pacjentów, którzy oficjalnie nie są z nimi w związku małżeńskim. Burmistrz Shibui, choć formalnie niezależny, to ma dla swoich planów poważne polityczne wsparcie.

Coraz więcej japońskich działaczy ujawnia swoje preferencje wobec osób tej samej płci, np. już dziesięć lat temu radna Osaki Kanako Otsuji zadeklarowała się publicznie jako lesbijka, a niewielką Partię Socjaldemokratyczną w grudniowych wyborach reprezentował między innymi Taiga Ishikawa, autor gejowskiego bestsellera „Gdzie mój chłopak?”. Ale niespodziewanym sojusznikiem dla pomysłu burmistrz Shibui może się okazać… Shinzō Abe, konserwatywny szef rządu. Żona spadkobiercy japońskiej prawicy, Akie Abe, jest gorącą zwolenniczką równouprawnienia osób LGBT, w zeszłym roku oficjalnie wzięła udział w marszu równości i zapowiadała, że chce „budować społeczeństwo wolne od dyskryminacji”. Wymykająca się dotychczasowym stereotypom pierwszej damy Akie bez wątpienia ma silny wpływ na męża, ale premier chce zapewne upiec na tym ogniu jeszcze inne pieczenie.

W tym tygodniu Abe zabrał w sprawie certyfikatów głos w japońskim parlamencie i przypomniał, że są one niezgodne z artykułem 24 konstytucji, który określa małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. To sprytna zagrywka ze strony premiera, który przecież za główny cel swoich rządów stawia sobie właśnie zmianę ustawy zasadniczej, napisanej po wojnie przez zwycięskie Stany Zjednoczone. Nacjonalistycznie nastawiony Abe próbuje przede wszystkim pozbyć się artykułu 9, który zabrania Japonii posiadania armii, zastąpionej formalnie przez niewielkie Siły Samoobrony. Zgodnie z konstytucją Kraj Kwitnącej Wiśni nie może też samodzielnie wypowiadać wojny. Żeby jednak wprowadzić zmiany, poprawki muszą najpierw dostać dwie trzecie głosów w obu izbach parlamentu, a następnie zostać zaakceptowane w ogólnonarodowym referendum. Podpinając się pod inne pomysły, Abe może udawać przed innymi, że chodzi mu nie tylko o zmianę artykułu 9, ale też np. 24. A liczby mówią same za siebie – w sondażu przeprowadzonym w tym miesiącu na zlecenie największego japońskiego dziennika, aż 52 proc. respondentów wypowiedziało się pozytywnie na temat pomysłu burmistrza Shibui.

Matematyka przyda się zresztą też w innej sprawie. Co prawda najnowsze dane pokazują, że w ostatnim kwartale zeszłego roku Japonia wreszcie wyszła z recesji i notuje obecnie wzrost gospodarczy na poziomie 2,2 proc., ale i tak jest on niższy od prognozowanego 3,7-procentowego skoku. Finanse to drugi konik premiera, dla którego jest on gotów odłożyć swoje dawne przekonania, zgodnie z którymi wymusił na żonie rezygnację z kariery zawodowej, żeby dziś przekonywać Japonki do wejścia na rynek pracy. A geje i lesbijki też mogą się okazać ratunkiem dla japońskiej gospodarki. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazują, że tamtejsza społeczność LGBT dysponuje siłą nabywczą o wartości 800 mld dolarów, a co trzeci gej chętnie kupuje produkty luksusowe. Japonia jest drugim na świecie (właśnie po Ameryce) rynkiem zbytu dla tego typu towarów – dobrze rozumie to np. włoskie Alfa Romeo, które zamiast konkurować z lokalnymi firmami na rynku masowym, w 2012 r. zaangażowało się w sponsoring imprez LGBT, dzięki czemu w ciągu roku podwoiło sprzedaż swoich aut. Teraz za tym przykładem idą rodzime japońskie przedsiębiorstwa, np. SoftBank i Dentsu, sponsorujące festiwale filmowe o tematyce gejowskiej.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

2 odpowiedzi

  1. Na marginesie dyskusji. Shinjuku Ni-chome to najnormalniejsze miejsce w Tokio. Jeżeli ktoś chce poznać fajnych, uśmiechniętych ludzi, którzy nie zachowują się jak roboty i nawet dukająca 3 słowa po angielsku to to jest idealna dzielnica. Polecam 😉

Możliwość komentowania została wyłączona.