Nie było kłopotów przy aresztowaniu. Gładko ogolony pan w średnim wieku spokojnie przerwał posiłek w restauracji z owocami morza i bez słowa protestu dał się skuć policjantom. To samo zrobiło dwóch towarzyszących mu mężczyzn, żaden nawet nie sięgnął po pistolety, które mieli ukryte pod marynarkami. Po kimś, za kogo głowę ofiarowano łącznie 7 mln dolarów, można się było spodziewać większych fajerwerków, ale zatrzymany w ubiegłym tygodniu Hector Beltrán Leyva najwyraźniej postanowił skończyć karierę równie dyskretnie, jak ją prowadził. Jeszcze kilka lat temu nikt się pewnie nie spodziewał takiego finału rodziny, która wywołała najkrwawszą meksykańską wojnę domową od rewolucji sprzed stu lat.

NarcosStyl zarządzania Hectora był dyskretny, ale już skutki jego decyzji dość wybuchowe (Fot. Jesús Villaseca Pérez/Flickr)

Hector urodził się 49 lat temu w Badiraguato, niewielkim miasteczku w meksykańskim stanie Sinaloa, czasem porównywanego do sycylijskiego Corleone, bo wydało na świat równie wielu przestępców. Już od połowy XX w. miejscowi chłopi na wielką skalę uprawiali tu marihuanę, którą z niezłym zyskiem przemycali do Stanów Zjednoczonych. To z tych okolic wywodził się Pedro Avilés Pérez, pierwszy rolnik, który postanowił zostać zawodowym narco i dla zwiększenia rentowności zainwestował we własny samolot. Tu dorastali jego uczniowie i następcy: Rafael Caro Quintero, Ernesto Fonseca Carrillo (wujek wychowanego w tych okolicach Amado Carrillo Fuentesa, który po latach przejął kontrolę nad słynnym Kartelem z Juárez, wciągając do niego własnych braci i synów), a przede wszystkim Miguel Ángel Félix Gallardo, pierwszy prawdziwy ojciec chrzestny meksykańskiej przestępczości zorganizowanej, który rozpoczął korumpowanie na wielką skalę miejscowych polityków i policji. I tu urodził się Chapo Guzmán, który nim stał się najbardziej poszukiwanym przestępcą na świecie, jako nastolatek zaczynał karierę od założenia własnej mini-plantacji marihuany ze swoimi kuzynami: braćmi Beltrán Leyva (dodatkowo spokrewnionymi z przyszłą „Królową Pacyfiku”).

Krewni przez lata trzymali się razem. Gdy Chapo Guzmán bezwzględnie pozbywał się konkurencji i piął na szczyt kryminalnej hierarchii, to bracia Beltrán Leyva byli jego ludźmi od wszystkiego. Gdy przeciwnicy zmontowali bezwględną bojówkę złożoną z byłych żołnierzy sił specjalnych, Arturo Beltrán Leyva zrobił dokładnie to samo i na czele takiego oddziału krwawo wycinał szlaki przemytnicze dla swojego zwierzchnika. Gdy w 1993 r. Guzmán został złapany przez policję i trafił do więzienia, Alfredo Beltrán Leyva słał za kraty walizki pieniędzy (dzięki którym Chapo mógł podczas odsiadki prowadzić równie wystawny tryb życia, co na wolności), a po kilku latach zorganizował krewniakowi ucieczkę. Kuzyn nie okazał się dozgonnie wdzięczny – gdy zorientował się, że bracia Beltrán Leyva stają się zbyt potężni, w 2008 r. wydał Alfreda wojskowym.

Reszta rodziny wpadła w szał. Arturo wypowiedział Guzmánowi osobistą wojnę, na którą ruszył z wciąż wiernym sobie oddziałem morderców. Pierwszą ofiarą stał się syn Chapo: 22-letni Édgar został dosłownie skoszony ogniem z karabinów maszynowych, napastnicy nie żałowali sobie też porzucania granatami. Arturo upodobał sobie rozmach – jego aresztowani podwładni wpadali z reguły z całymi arsenałami broni, wśród której nie brakowało granatników – i w takim samym stylu skończył karierę. 11 grudnia 2009 r. urządził przyjęcie dla współpracowników, na które najazd zorganizowała meksykańska marynarka wojenna, w strzelaninie zginęło kilka osób, ale główny poszukiwany zdołał umknąć. Zginął tydzień później w akcji, w której uczestniczyły ponad dwie setki żołnierzy, helikoptery i jeden czołg. Po kilkunastu dniach, w ręce policji wpadł też jego brat Carlos. W ten sposób na czele rodziny niespodziewanie stanął Hector.

W środowisku przestępczym znany jako „Inżynier”. Mieszkał w mieście popularnym wśród emerytów, podawał się się za handlarza sztuką i nieruchomościami, zawsze działał w cieniu, więc mógł uchodzić za cichego i spokojnego. To pozory. Inny, mniej znany pseudonim Hectora to „Generał”. To pod jego rządami rodzinna organizacja zawarła sojusz z dotychczasowymi wrogami: Los Zetas, La Linea (grupą płatnych zabójców na usługach Kartelu z Juárez) i Kartelem z Zatoki. Wspólnie wydali wojnę Guzmánowi, która wywindowała przemoc na poziomy nie widywane w Meksyku od niemal stu lat. Hector nakazał siać terror w tak zwanym Złotym Trójkącie, górzystym pograniczu stanów Sinaloa, Durango i Chihuahua, mateczniku wszystkich dotychczasowych bossów. Nic dziwnego, że Meksyk ofiarował za pomoc w jego schwytaniu dwa miliony dolarów, a Stany Zjednoczone dodatkowe pięć.

Inżynier będzie się musiał zmierzyć w sądzie z wynikami dwóch tuzinów śledztw, jakie prowadziły w jego sprawie policja i prokuratura, można więc spokojnie założyć, że z więzienia już nie wyjdzie. Jego aresztowanie to nie tylko zamknięcie historii rodziny Beltrán Leyva, ale też znak, że czas starych szefów się kończy. Ostatnim z nich, który pozostaje na wolności, jest dziś Ismael Zambada, który zastąpił Guzmána. Coraz większe znaczenia mają więc grupy, które w trakcie wojny wyłamywały się z dotychczasowych karteli – ich przywódcy z reguły wywodzą się z band płatnych morderców, są więc o wiele bardziej skłonni do przemocy, niż ich odpowiednicy z poprzedniej generacji. Tak jest np. w przypadku Nemesio Oseguery Cervantesa, który stoi na czele Jalisco Nueva Generación i z dużą satysfakcją rozsyła w internecie filmy, na których jego przeciwnikom ucina się głowy. Omar Alejandro Trevino Morales, aktualny szef Los Zetas przechwala się publicznie, że osobiście zamordował ponad tysiąc osób. Dámaso López Núnez, były prokurator, dowodzi grupą płatnych morderców Los Antrax i według przecieków z półświatka chce siłą odebrać władzę Zambadzie. Na drodze może mu stanąć Fausto Isidro Meza Flores, który sieje obecnie spustoszenie w Złotym Trójkącie, najprawdopodobniej przejmie to, co zostało po rodzinie Beltrán Leyva, a w Sinaloa jest już nazywany „Chapo”, jako potencjalny następca Guzmána.

Do czego prowadzi dochodzenie do władzy nowego pokolenia świetnie widać na przykładzie Guerreros Unidos. Trzon bandy stanowią niedobitki prywatnego szwadronu śmierci Arturo Beltrán Leyvy, których po śmierci dawnego patron zebrał pod swoje skrzydła 33-letni Mario Casarrubias. Grupa wciąż zajmuje się przemytem narkotyków, ale nie ma wystarczających środków, by robić to na tak wielką skalę, jak duże kartele, dlatego aż dwie trzecie swoich dochodów czerpie z wymuszeń, rozbojów i porwań. Żeby jednak pokazać konkurencji, że jest graczem pierwszego kalibru, decyduje się na makabryczne kroki: to właśnie na polecenie Guerreros Unidos policja w miasteczku Iguala pod koniec zeszłego miesiąca dokonała rzezi kilkudziesięciu studentów (funkcjonariusze zostali już aresztowani, a burmistrz ukrywa się przed sprawiedliwością). Bandyci muszą się teraz liczyć z brutalnym odwetem, co nie będzie dla niej nowością – w lipcu wyszło na jaw, że grupa mundurowych z zimna krwią dokonała egzekucji 22 członków Guerreros Unidos.

Meksykański narcoświat z rodzinnej sagi, i tak już dość krwawej, zaczyna więc dryfować w stronę prawdziwego filmu gore.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. a ja myslalem, ze w Machete Rodrigez przesadzil, jak w wiekszosci swoich filmow. Ale nie, okazuje sie, ze on kreci dosc realistyczne obrazy, wrecz fabularyzowane dokumenty 😉

  2. Brzmi trochę jak opowieść o rodzącej się polskiej przedsiębiorczości na początku lat 90-tych.

  3. Kto wie, może Hector pokusi się jeszcze o doktorat ze stosunków społecznych?

Możliwość komentowania została wyłączona.