Mężczyźnie odrąbano dłoń tuż przed rozpoczęciem ramadanu. Czyste cięcie, kat wykonujący karę amputacji na złodzieju, jak nakazuje piąta sura Koranu, mógłby być dumny. Tyle, że okaleczony nie jest złoczyńcą, tylko ofiarą – to spokojny sprzedawca warzyw na rynku w Casablance, którego poranili członkowie młodzieżowych marokańskich gangów. Ich brutalne ataki z użyciem maczet coraz bardziej bulwersują tutejszą opinię publiczną, tym bardziej, że podczas muzułmańskiego świętego miesiąca jeszcze się nasiliły. Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że większa aktywność bandytów to… właśnie wina ramadanu.

TcharmilW tym sezonie marokańska młodzież intensywnie marynuje (Fot. Facebook)

W dialekcie arabskiego używanym na terenie Maroka, „tcharmil” oznacza marynatę z ziół i przypraw, w jakiej obtacza się mięso przed pieczeniem. Ale tutejszym mieszkańcom to słowo już od kilku miesięcy bardziej, niż ze smacznym posiłkiem, kojarzy się z młodocianymi gangami, które terroryzują kraj przy użyciu wielkich noży rzeźnickich.

Bandyci pierwszy raz zaatakowali w marcu. Ich celem był wówczas modny zakład fryzjerski w Maarif, położonej w centralnej części Casablanki dzielnicy zeuropeizowanej klasy średniej. Uzbrojeni w maczety nastoletni chłopcy bez problemu sterroryzowali zebrane w nim klientki, obrabowali je z wszystkich cennych fantów, po czym… zdjęcia z wyczynu zamieścili w internecie. Fanpejdż założony przez nich na Facebooku okazał się prawdziwym hitem: w ciągu następnych kilku tygodni, kiedy fala identycznych napadów (za każdym razem coraz brutalniejszych, z regularnymi okaleczeniami i morderstwami włącznie) rozlała się już na całe miasto, regularnie publikowali na nim fotografie skradzionych przez siebie pozłacanych zegarków, kolczyków, naszyjników czy pierścionków wysadzanych drogimi kamieniami. Bez żadnego strachu pozowali też przed obiektywem z odsłoniętymi twarzami, dumnie prezentując naostrzone noże i charakterystyczne fryzury, będące czymś pośrednim pomiędzy irokezem, a zaczesem na kozaka.

Po histerii, jaka przetoczyła się w lokalnych mediach, do Casablanki ze specjalną wizytą przyleciał król Mohammed VI, a policja nie miała już innego wyjścia, jak tylko się wykazać. Ruszyły represje na wielką skalę, tylko w ciągu jednego weekendu kwietnia pod zarzutem posiadania białej broni zatrzymano prawie 700 osób. W większości dość przypadkowych – organizacje praw człowieka alarmowały, że policjanci kazali aresztowanym golić głowy na bandycką modłę, żeby mieć lepsze podparcie dla swoich działań. Te wydawały się jednak skuteczne, bo masowej łapance oraz wymuszeniu na Facebooku zamknięcia niesławnego fanpejdża, groźba tcharmil sprawiała wrażenie zażegnanej.

Wróciła z całą siłą w tym miesiącu. Po odrąbaniu dłoni handlarzowi warzywami posypały się kolejne ataki ostrzyżonych nożowników. I to już nie tylko w Casablance. W Tangerze hospitalizowano łącznie 30 osób z powodu poważnych ran ciętych, jedna osoba zmarła, a do bójki na maczety pomiędzy kilkoma tcharmil włączył się… ojciec trzech z nich. W Fezie banda wyrostków zlinczowała biletera autobusu, który nie chciał im pozwolić jechać na gapę. W Rabacie ofierze poderżnięto gardło. A w Casablance, w tej samej dzielnicy, gdzie przed kilkoma miesiącami napadnięto zakład fryzjerski, trzech młodocianych bandytów zgwałciło dziewczynę wracającą do domu po modlitwie w meczecie.

Trudno jednoznacznie wyrokować: skąd ta fala brutalnych ataków? Część obserwatorów uważa, że to pokłosie gotujących się konfliktów pokoleniowych, które musiały w końcu wybuchnąć. Casablanca to ekonomiczna stolica Maroka, jej elita jest mocno zeuropeizowana i cieszy się wysoką jakością życia. Ale w ciągu ostatnich dwóch dekad miasto przeżyło niekontrolowaną urbanizację, dziś zamieszkuje je pomiędzy 7 a 8 mln osób, z czego duża ich część w dzielnicach, które według zachodnich standardów są slumsami. Bezrobocie wśród młodzieży do 24 roku życia oficjalnie wynosi 20 proc., ale według socjologów to zaniżona liczba i w rzeczywistości co trzeci młody Marokańczyk nie jest dziś w stanie znaleźć pracy, więc wciąż pozostaje na finansowym utrzymaniu rodziców. Co z reguły zamyka drogę do małżeństwa i potrzeby prawdziwego usamodzielnienia się. Frustracja wzbierała więc od dawna, ale nie znalazła takiej drogi ujścia, jak u sąsiadów – chociaż w całym świecie arabskim więcej użytkowników Facebooka jest tylko w Egipcie i Arabii Saudyjskiej, to podczas Arabskiej Wiosny Maroko pozostało wyspą spokoju. Protesty zdusiły w zarodku równocześnie służby bezpieczeństwa, jak i niechęć do rozruchów wśród starszych pokoleń, które pamiętają jeszcze krwawe czasy poprzedniego króla, w porównaniu do którego Mohammed VI jawi się jako dobrotliwy liberał.

Dlaczego jednak ataki tcharmil wróciły z taką siłą podczas ramadanu, który w zamierzeniu jest miesiącem modłów i wyciszenia? Zdaniem niektórych marokańskich psychologów, winne są właśnie wymagania tego okresu, a konkretnie ścisły post, jakiego należy przestrzegać od świtu do zmierzchu. Kiedy święto wypada akurat w lato (muzułmanie używają kalendarza księżycowego, dlatego daty różnych uroczystości są ruchome), wierni szczególnie źle znoszą wyrzeczenia, a ze względu na ucztowanie po zmroku, w sumie zostaje im znacznie mniej czasu na sen, niż w normalnych okolicznościach. Marokańczycy ukuli nawet pojęcie „tramdina” – to czas, gdy ludzie stają się drażliwi i łatwo o konflikty.

Tegoroczny ramadan kończy się w tę niedzielę. Czy wraz z nim przeminie również niebezpieczeństwo tcharmil – to okaże się dopiero za jakiś czas.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

6 odpowiedzi

  1. Czy możesz wysłać link do facebookowej strony z ich „wyczynami”?

  2. Marcin:
    „po masowej łapance oraz wymuszeniu na Facebooku zamknięcia niesławnego fanpejdża, groźba tcharmil sprawiała wrażenie zażegnanej”

  3. Raz wrzucone do internetu nie zginie. Jak zgoogloje się tcharmil i poogląda obrazy to widać zdjęcia komórek, zegarków i łebków z nożami. Fejsbuka nie ma ale dalej można pooglądać wyczyny.

  4. @Kobola – dziękuję, widzę że życie w Casablance czy Rabacie niewiele różni się od tego w Krakowie.
    Jedyna różnica jaką znalazłem jest taka, że tam biegają w koszulkach Realu Madryt, a w Krakowie Wisły i Cracovii.

  5. Po Krakowie nikt nie chodzi w koszulkach Wisły czy Cracovii. Chyba że życie mu zdrzydło, a sam nie ma odwagi popełnić samobójstwa i chce się wyręczyć innymi.

Możliwość komentowania została wyłączona.