Do cudownego dotyku Alani Santos ustawiają się kolejki wiernych z całego kraju. W swoje 10. urodziny dziewczynka uzdrawia między innymi zapalenie stawów, krwotok wewnętrzny i cukrzycę. Wszystko pod czujnym okiem swojego ojca, głównego pastora Międzynarodowej Misji Cudów, który pod koniec mszy gorąco nawołuje zebranych, żeby nie żałowali datków – w szpitalu za leczenie tych samych chorób zapłaciliby przecież dużo drożej…
Międzynarodowa Misja Cudów to część rosnącej w siłę zielonoświątkowej wspólnoty w Brazylii: co piąty z tutejszych mieszkańców deklaruje to wyznanie, a socjologowie z Katolickiego Uniwersytetu Papieskiego szacują, że do końca dekady będzie to robił co drugi. Ich społeczność przejmie wtedy pełnię władzy, chociaż już dziś nie da się rządzić bez jej zgody, a finansowo jest taką potęgą, że stawia świątynie większe od stadionów. O tym wszystkim piszę dla tygodnika „Polityka”, którego najnowszy numer z moim reportażem z Rio de Janeiro jest od dziś dostępny w kioskach.
Tymczasem, mimo rosnących szeregów zielonoświątkowców, Brazylię wciąż zamieszkuje największa liczba katolików na świecie, a także wielu protestantów, żydów, muzułmanów i wyznawców synkretycznych kultów afrykańskiego pochodzenia. Jak w kraju, który gości tegoroczny Mundial, żyje się jednak najmniej licznej grupie, ateistom?
Brazylijczycy witają gości na Mundial z otwartymi rękoma. Pod warunkiem, że są wierzący (Fot. Szymon Kochański/MyWayAround.com)
Podczas gdy znane osoby życia publicznego deklarują swoją wiarę w Boga na lewo i prawo, tych, według których nie istnieje, można policzyć na palcach jednej ręki. W ostatnim spisie państwowego Brazylijskiego Instytutu Geograficzno-Statystycznego z 2010 r. jako ateiści i agnostycy zadeklarowało się 740 tys. osób – to zaledwie 0,39 proc. całej populacji. Nieco więcej, bo 8 proc., enigmatycznie określiło się jako „bez religii”, co bezpiecznie pozwala nie zapisywać się do zorganizowanego kultu, ale równocześnie oddalić podejrzenia o całkowity brak wiary. A te oznaczają w Brazylii nieprzyjemności.
W lutym, na pierwszej sesji rady miasta Antônio Prado w stanie Rio Grande do Sul padł wniosek o zwolnienie rzeczniczki prasowej gminy, bo publicznie przyznała, że nie wierzy w Boga. Brazylijskiemu Związkowi Ateistów i Agnostyków odmówiono reklamowania się na autobusach w kilkunastu miastach w kraju, a były wicegubernator stanu São Paulo Cláudio Lembi grzmiał z oburzenia, że to komunistyczna kampania promująca nihilizm. Dominikanin-celebryta Brat Betto stwierdził, że zbrodnie z czasów dyktatury wojskowej lat 1964-1985 są winą ateistów. A niezwykle popularny prezenter telewizji Band José Luiz Datena nie potrafił powstrzymać złości, gdy przeprowadzonej podczas jego programu w sms-owej sondzie „Czy wierzysz w Boga?” przyszło ponad tysiąc odpowiedzi na „nie”. „Założę się, że większość tych połączeń pochodzi z więzienia!” krzyczał do kamery, po czym zarzucił ateistom, że są mordercami, gwałcicielami i mają na sumieniu przemoc, w jakiej tonie Brazylia.
– Mój ojciec to zatwardziały katolik, nie przyjmuje do wiadomości, że można nie wierzyć w Boga, więc po prostu nie rozmawiamy o tym, że jestem ateistką – mówi Działowi Zagranicznemu dwudziestokilkuletnia Tatiana z São Paulo. Mimo, że należy do artystycznej bohemy miasta, po której można by się spodziewać krytycznego stosunku do religii, twierdzi, że trzyma się tej samej reguły także w tym środowisku – Statystycznie tej grupie na pewno jest więcej niewierzących, niż wśród reszty społeczeństwa. Ale to nie Europa, tu często okazuje się, że głęboko religijne są nawet osoby, których nawet byś o to nie podejrzewał. Poza tym, sporo ludzi praktykuje po kilka wyznań, na przykład rano idą na mszę do kościoła, a wieczorem składają ofiary afrobrazylijskim bóstwom. Jeżeli publicznie będziesz krytykował jakąś religię, to nigdy nie wiesz, kogo akurat obrazisz. Dlatego tak na wszelki wypadek w ogóle nie rozmawiamy o tym, czy ktoś jest wierzący, czy nie.
Ta zasada nie dotyczy jednak polityków. Według sondażu przeprowadzonego w 2007 r. na zlecenie tygodnika „Veja”, aż 59 proc. respondentów odpowiedziało, że nigdy nie zagłosowałoby na kandydata-ateistę, a przeciwnego zdania było niecałe 13 proc. z nich. Życie potwierdza te deklaracje. W 1985 r. Fernando Cardoso był najwyżej notowanym kandydatem na burmistrza São Paulo, którego pełnego zwycięstwa byli pewni nawet bukmacherzy. Ale na kilka dni przed wyborami, dziennikarz zapytał go podczas wywiadu, czy jest wierzący. Polityk odpowiedział, że nie i przegrał. Po dziewięciu latach już nie zrobił tego błędu, podczas kampanii gorąco zapewniał o swoim nawróceniu i został prezydentem kraju. Obecnie sprawująca ten urząd Dilma Rousseff, która w czasach dyktatury należała do marksistowskiej partyzantki, jeszcze w 2007 r. nie kryła się z tym, że religia jest jej absolutnie obojętna. Ale już w trakcie zwycięskiej kampanii trzy lata później publicznie deklarowała, że jest „przede wszystkim chrześcijanką”, brew jej nie drgnęła, kiedy podpisywała podsunięte przez zielonoświątkowców zobowiązanie, że nie zliberalizuje prawa do aborcji, a kiedy potem o takiej możliwości wspomniała jej minister ds. kobiet, pani prezydent nie broniła jej przed agresywną krytyką religijnych fundamentalistów, chociaż obie są koleżankami jeszcze z więzienia, gdzie były wspólnie torturowane w czasach dyktatury. Nostalgia nie zsyła głosów, Bóg tak.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Ech, gdzie miejsce na tolerancję? Retoryczne pytanie.
I co to za kilka wierzeń jednocześnie – to tak na wszelki wypadek? 🙂
Dziękuję za kolejny ciekawy artykuł.
Przezorny zawsze ubezpieczony.
Dodajcie możliwość share’owania artykułów ze strony na jedno kliknięcie.
Jeśli ksiądz Rydzyk czytał twój dzisiejszy artykuł w Polityce z pewnością skóra w Maybachu jest mokra od łez.
Wygląda na to, że w Brazylii wiedzą jak rozwinąć tego typu biznes.
Marcin:
Przy panach z artykułu, Rydzyk to amator.
RKI:
A możesz wyjaśnić jak? Pytam poważnie, nie znam się na mediach społecznościowych itd.
Nie jestem specjalistą od social media, ale na oko podobny mechanizm, który umożliwia ci zamieszczenie na blogu po prawej stronie tą część facebookową, możesz ściągnąć ze strony facebooka dla developerów, by mieć na blogu przycisk „share article”.
Więcej tutaj:
https://developers.facebook.com/docs/plugins/share-button
UWAGA: Zanim to zrobisz zastanów się czy twoja rodzina i ty jesteście gotowi na niekontrolowany zalew fejmu. Znam osobę, która zanim zainstalowała ten przycisk też prowadziła niewielki blog. Nazywała się Arianna Huffington 🙂
Ojtam ojtam. Dział Zagraniczny jest już całkiem dobrze znany (i ceniony, przynajmniej niegotówkowo).
A do Dzień Dobry TVN jakoś nie zapraszają.
Bardzo ciekawy artykuł.
Mam też jedno pytanie- jak wygląda sprawa zamieszkujących Brazylie muzułmanów? Rozumiem, że ich odsetek jest jeszcze dość mały i problemy z którymi boryka się wiele państw Europy zachodniej są obce Brazylijczykom?
(mam tu na myśli liczne meczety, radykalnych kaznodziei głoszących wyższość islamu nad resztą świata, żywność halal np. podawaną w szkołach bez względu na dzieci innych wyznań, segregację płciową czy też kwestie dotyczące burki)
Jest jeszcze jedna kwestia o której zapomniałam dodać, może tutaj uzyskam odpowiedź. Podobno władze Kuwejtu zamierzały rozdać 250 tysięcy egzemplarzy Koranu (w kilku językach) podczas mundialu. Koran miał trafić na stadiony, do hoteli oraz innych miejsc użytku publicznego. Dodatkowo podobno władze Brazylii przy współudziale sułtanatu Omanu wydały przewodnik „Salam Brazylia”, w którym informują o islamie w Brazylii, dodatkowo są informacje o restauracjach halal, meczetach czy rozrywkach zgodnych z szariatem.
Czy taka promocja islamu (bo inaczej nie można nazwać próby rozdawania Koranu w ilościach hurtowych w wielu miejscach) miała faktycznie miejsce? Nie jestem znawcą piłki nożnej ale czy na Koran na stadionach nie musi wyrazić zgody FIFA?)
FIFA zabrania rozprowadzania jakiejkolwiek religijnej literatury podczas Mistrzostw Świata: nie tylko na samych stadionach, ale w ogóle w promieniu pięciu kilometrów od boiska.
Islamski przewodnik po Brazylii wydały nie władze kraju, tylko tutejszy muzułmański związek religijny, a Oman sfinansował jego druk i kolportarz. Publikacja trafiła głównie do pasażerów linii lotniczych, które obsługują połączenia Brazylii z krajami muzułmańskimi. To zaledwie kilkunastustronicowy wykaz restauracji halal, meczetów itd., opisywanej przez Ciebie „promocji islamu” trudno się w tak praktycznym przewodniku dopatrzeć.
Pierwsi muzułmanie pojawili się w Brazylii już w XVI w., bo duża część afrykańskich niewolników wyznawała właśnie islam. Oczywiście dzisiejsi wierni nie mają już nic wspólnego z tymi pierwotnymi: obecnie to w większości potomkowie imigrantów z Libanu, Syrii i Palestyny. W spisie z 2010 r. wiarę w Allaha zadeklarowało nieco ponad 35 tys. osób, ale ta liczba jest prawdopodobnie lekko niedoszacowna i w rzeczywistości jest ich jakieś 5-10 tys. więcej.
A zatem nie, Brazylijczykom są obce „problemy, z którymi boryka się Europa Zachodnia”. Która, swoją drogą, też nie boryka się na potęgę, polecam jednak wierzyć statystykom, a nie opiniom.
O kasie i reformacji w Brazylii słyszałem już od jakiegoś czasu. Dobry biznes plan. Swego czasu mieszkałem w Pune obok osho ashram. Też chłopaki trzepią dobrą kaskę na naukach nieżyjącego proroka i zrobili z tego wesoły pop show głównie dla europejczyków. Na marginesie to teraz Korea jest eldorado dla wszelakiej maści proroków i mesjaszów. Każdy się tam pcha. Od salafitów po jehowych. Ponoć znajdują żyzną glebę. Na pewno wysypało tam „nauczycielami” jak mrówkami. Zobaczymy jak to będzie wyglądało podczas Olimpiady 2018, bo się wybieram. Chociaż z tego co obserwuję to Koreańczycy są nadal wierni swoim dwóm prawdziwym religiom, czyli taekwondo i mocnemu alko.
Pozdrawiam
Dziękuję za odpowiedź.
(A gwoli ścisłości- pisząc o promocji islamu miałam na myśli tą ideę rozdawania Koranu w ilościach hurtowych, w kilku wersjach językowych, w różnych miejscach)
Pozdrawiam
To prawda, Korea to teraz ziemia obiecana zielonoświątkowców. Co ciekawe: również ta północna. Kiedyś National Geographic (ten dobry, czyli zagraniczny) publikował duży reportaż o tym, jak to już sami koreańscy pastorzy organizują sieć przerzutową na granicy z Chinami i dzięki współpracy z miejscowymi przemytnikami wyciągają kolejnych ludzi z północy na południe. A potem nawracają aż furczy.
Olimpiady zazdroszczę, pzdr.
Sprowadzanie działalności nowych, protestanckich wspólnot w Ameryce Łacińskiej czy Azji i ich działalności do robienia szmalu na wiernych to mocne uproszczenie i takie trochę wulgaryzowanie tematu. Oczywiście na pewno nie brak tam biznesmenów (w końcu kręcą się wszędzie gdzie można zarobić) ale zarzut że chodzi tam tylko (lub chociaż głównie) o kasę można postawić zwolennikom każdego światopoglądu (niekoniecznie nawet religijnego). Kto udowodni że papież jest papieżem bo wierzy w Boga i „chce dobrze” a nie dlatego żeby mieszkać w wypasionym pałacu w Rzymie i mieć kupę kasy? Albo że profesor Dawkins pisze te wszystkie książki dlatego żeby wyrwać niczego nieświadomą ludzkość z objęć „strasznych” religii a nie dlatego żeby mieć fejm na forach internetowych, jutubie i kasę za publikacje?
Tak przy okazji- wielu przybyszów z Bliskiego Wschodu i ich potomkowie, żyjący w Nowym Świecie to członkowie chrześcijańskich wspólnot, które wyodrębniły się w czasach gdy w Europie chrześcijaństwo dopiero raczkowało.
Ogólnie się zgadzam, ale chyba jednak nie ma wątpliwości co do tego, że papieże są papieżami dla prime nieruchomości, a Dawkins to attention whore?