Kiedy John Sopko mówi o pieniądzach, wiadomo, że Amerykanów czeka ból głowy. Główny Specjalny Inspektor dla Odbudowy Afganistanu zdołał w zaledwie półtora roku ujawnić setki fikcyjnych umów, dzięki którym miliardy dolarów pomocy rozwojowej rozpłynęły się w powietrzu. Benzyna na papierze kosztująca sto razy więcej za litr, niż na prawdziwym rynku, zagubione części do samochodów warte kilkaset milionów, czy kosztujące więcej niż złoto termostaty dla nowego szpitala, który i tak nie powstanie, bo jego koszty operacyjne byłyby pięciokrotnie wyższe, niż obecnej placówki, którą miał zastąpić – to tylko niektóre z rewelacji wysłannika Białego Domu.
W dziedzinie rozrywki Sopko też nie ma dla biurokratów wesołych nowin (przynajmniej z ich punktu widzenia): zeznając w środę przed senacką Komisją do spraw Międzynarodowej Kontroli Narkotyków inspektor wyznał, że chociaż od inwazji w 2001 r. USA wpompowały w Afganistan ponad 10 mld dolarów na zwalczenie opium, to miejscowi rolnicy uprawiają dziś tej rośliny jeszcze więcej, niż pod rządami talibów.
Może jednak nie ma powodów do zmartwień? Położony w regionie Kazachstan w podobnej sytuacji woli widzieć pozytywy i nieśmiało planuje zarabiać na swoich ogromnych plantacjach narkotykowych. A oznajmia to ustami prezydenckiej córki.
Kolega uprzejmie przytrzymuje konia, podczas gdy jego spocony jeździec daje się obskrobać na haszysz (Fot. edgenumbers/Flickr)
Dariga Nazarbajewa to kobieta wielu talentów. Śpiewa w operze. Była jurorką w kazachskiej wersji „Idola”. Ma dwa doktoraty. W karierze nie przeszkadzają jej nawet wpadki, jak ta, kiedy oświadczyła, że upośledzone dzieci to „dziwolągi, wynik przedwczesnego życia seksualnego”. Lokalnym mediom trudno bowiem krytykować najstarszą córkę rządzącego już niemal 24 lata prezydenta, który zaczynał jeszcze jako pierwszy sekretarz tutejszej partii komunistycznej. Dariga w przerwach pomiędzy ariami robi więc karierę poselską. „Sugeruję, żebyśmy zmienili nasz stosunek do marihuany” stwierdziła więc w tym tygodniu na forum miejscowego parlamentu. Minister Spraw Wewnętrznych wykazał się godnym szacunku refleksem i od razu przytaknął.
Dolina Czujska to tysiące hektarów bujnej roślinności. W tym tej bogatej w tetrahydrokannabinol. Według rosyjskojęzycznej „Encyklopedii Cannabis”, hodowana tu marihuana odznacza się wyjątkową mocą i wśród miłośników mocniejszego skręta cieszyła się wyjątkowo dobrą sławą już w czasach Związku Radzieckiego. Dorobiła się wtedy własnej nazwy – „diczka”. Najwyraźniej stężenie THC jest w Dolinie Czujskiej naprawdę duże, bo według naocznych świadków miejscowy haszysz (tu zwany „plasteliną”) robi się z żywicy, która wcześniej przylepia się do spoconego ciała jeżdżącego konno po polach nagiego człowieka.
Dzikie plantacje próbowali na wszelkie sposoby zwalczać jeszcze komuniści, ale nie przyniosło do żadnego skutku. Nic więc dziwnego, że i współczesny Kazachstan nie jest w stanie pozbyć się niechcianych roślin – wypalanie pól jest niewystarczające, a pestycydy byłyby zagrożeniem dla tutejszego ekosystemu. W zielonym eldorado kwitnie więc biznes: w Kirgistanie – na którego terenie leży część Doliny Czujskiej – uprawą marihuany od maja do października ma się już rzekomo zajmować ponad połowa zamieszkujących ten region rodzin, a w Kazachstanie rosyjscy gangsterzy oferują miejscowym chłopom po kilka tysięcy dolarów za kilkuset kilogramowe zbiory. Zarabiać chciałyby też władze w Astanie: pod miastem Szu na południu kraju zbudowały nawet fabrykę dla przerobu konopi na cele industrialne, ale ja na razie hale stoją puste i rdzewieją.
Być może stąd nowatorski pomysł Darigy Nazarbajewej, że zamiast zwalczać problem – zarabiać na nim. Jej ojciec jeszcze w 2002 r. zlecił ministerstwu sprawiedliwości przestudiować model holenderski, ale dekadę temu najwyraźniej na taki krok było wciąż za wcześnie. Dziś sytuacja jest diametralnie inna, marihuanę zalegalizował nie tylko Urugwaj (z czego najbardziej cieszą się Paragwajczycy), ale też kolejne stany w USA – dziś jest ich łącznie 21. Być może więc w czasie, kiedy Amerykanie bezskutecznie walczą z opium w Afganistanie, Kazachstan będzie mógł radośnie jeździć nago konno dla przyjemności palaczy w Kolorado. I jeszcze na tym zarobi.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Autor na pewno wie, ale niektórzy czytelnicy mogą nie kojarzyć – doskonały reportaż ze „zbiorów” w latach 90. zamieścił w „W rajskiej dolinie pośród zielska” Hugo-Bader. Warto.