Korespondent zagraniczny to droga zabawa. I to nawet w niespodziewanych miejscach. Angola? Mimo ogromnych zysków z ropy naftowej i planów przebudowy stolicy, Luanda cierpi na brak lokali mieszkaniowych w przyzwoitym standardzie, więc koszt wynajęcia przyjemnego lokum to co najmniej 6 tys. dolarów miesięcznie i to bez mebli. Wenezuela? Socjalizm XXI wieku się najwyraźniej nie sprawdza, bo 50 proc. żywności jest importowane, więc obiad w Caracas kosztuje dziś więcej, niż w Londynie. Papua-Nowa Gwinea? Port Moresby na bogactwach mineralnych wychodzi jak Luanda, na piwo w centrum trzeba już wyłożyć 7 dolarów. W Kinszasie zresztą też, więc lepiej przepłynąć rzekę, bo w Brazzaville żądają tylko piątaka.
Do tego elitarnego grona dołączyło właśnie Nauru. Jeszcze do niedawna za trzymiesięczną wizę dziennikarską do tej najmniejszej republiki świata trzeba było zapłacić 200 dolarów. Jednak od przyszłego tygodnia będzie to już 8 tys. Płacić trzeba z góry, bez gwarancji, że pozwolenie na wjazd do kraju zostanie w ogóle wydane. W razie odmowy nie ma też co liczyć na refundację.
Wszystko dlatego, że Nauru próbuje ukryć przed obcymi brzydką prawdę o sobie. I to wcale nie tę, że tutejsi mieszkańcy są potwornie grubi.
Więzieni przez Nauru na takie zachody nie są dowożeni busikami (Fot. Hadi Zaher/Flickr)
Od sierpnia 2012 r. na wyspie przetrzymywanych jest 804 więźniów, w tym całe rodziny z dziećmi. To efekt umowy, jaką Yaren zawarło z Canberrą: co roku kilkanaście tysięcy ludzi ucieka z krajów ogarniętych wojną, albo chroniczną biedą i próbuje się dostać do Australii, jednak władze dawnej brytyjskiej kolonii nie życzą sobie gości, więc żeby jak najbardziej oddalić ich od realnej możliwości uzyskania azylu, przechwyconych na wodzie pechowców odsyłają do obozów zakładanych na terytorium ubogich państw trzecich, które w zamian dostają pomoc rozwojową. Chodzi właśnie o Nauru, a także Papuę-Nową Gwineę.
Problem w tym, że warunki, w jakich przetrzymywani są uchodźcy są nierzadko gorsze, niż w australijskich więzieniach. W zeszłym roku o torturach i gwałtach w nowogwinejskim obozie publicznie opowiadał były szef tamtejszych służb sanitarnych. Na Nauru w lipcu doszło do otwartego buntu, a od tamtej pory powtarzają się strajki głodowe, samookaleczenia (w tym zaszywanie ust na znak protestu), a także próby samobójcze. Traktowanie de facto więźniów spotkało się już z silną krytyką organizacji pozarządowych i Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, a Amnesty International ujawniło, że jak do tej pory azyl dostało jedynie 55 osób.
Sytuacja raczej nie ulegnie zmianie, bo hasło „zatrzymać łodzie” jest w Australii priorytetem zarówno lewicy (umowy w sprawie wznowienia „programu azylowego” poza granicami kraju podpisano pod jej rządami), jak i prawicy. Wywodzący się z tego drugiego obozu Tony Abbott – premier od września zeszłego roku – jest w sprawie niechcianych imigrantów jeszcze bardziej nieprzejednany, niż jego poprzednicy. Jego gabinet porzucił zwyczaj codziennego informowania o dramatycznej sytuacji na wodach, zamiast tego urządzając cotygodniowe mini konferencje, na których sfrustrowani dziennikarze nie dostają odpowiedzi na większość swoich pytań z „powodów operacyjnych”. Dlatego wciąż nie wiadomo ile jest prawy w pojawiających się od świąt plotkach, że rząd planuje wykupić motorówki, na których przechwyceni na morzu uchodźcy będą odsyłani prosto do Indonezji – Minister do spraw Imigracji Scott Morrison nie udziela informacji, bo „nie będzie wyręczał przemytników”. Nie chce też potwierdzić ani zaprzeczyć doniesieniem z tego tygodnia, że australijska marynarka po raz pierwszy zmusiła dwie łodzie pełne imigrantów do zawrócenia.
Czując narastający międzynarodowy skandal, Nauru woli więc dmuchać na zimne i na wszelki wypadek postawić mocno zaporową cenę dla wszystkich wścibskich dziennikarzy, którzy nie mogą się niczego dowiedzieć w Canberze. Tym bardziej, że jest jeszcze przynajmniej jeden powód do wstydu. Wyspiarska republika była kiedyś fosforytową potęgą – jakość miejscowego surowca była wyższa, niż u konkurencji, więc jeszcze w 1975 r. wydobywano go tu 1,5 mln ton, w eksporcie wartych 102 mln dolarów. Co powinno spokojnie zaspokajać potrzeby 14-tysięcznej populacji. Tymczasem państwowa Nauruańska Korporacja Fosforytowa zainwestowała większość z zarobionych w latach 1968-2002 3,6 mld dolarów we flotę powietrzną, browar na Wyspach Salomona, oraz sieć nieruchomości na Hawajach, w Nowej Zelandii i Australii, w tym najwyższy niegdyś budynek w Melbourne. Ale babilońska rozrzutność urzędników (finansowane z publicznych pieniędzy wycieczki golfowe na Karaiby) i nepotyzm (w lukratywnej administracji publicznej pracował co 10. mieszkaniec kraju) zderzyły się z załamaniem na rynku i niemal całkowitym wyczerpaniem fosforytów. Wierzyciele przejęli nieruchomości, a nawet ostatni samolot państwowych linii lotniczych, a mieszkańcy wysepki zostali jedynie z zanieczyszczonym środowiskiem.
Ostatnio pojawiły się jednak informacje, że być może kraj dysponuje jednak złożami wartymi co najmniej miliard dolarów. Gdyby zagraniczni korespondenci chcieli jednak na miejscu sprawdzić co to oznacza dla Nauru, to od tego tygodnia będzie im wyraźnie trudniej. Co łatwo zrozumieć: nikt nie lubi przecież, kiedy wytyka mu się, że jest gruby i przehulał rodzinne oszczędności. No i że więzi uchodźców w nieludzkich warunkach.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
To może jednak nie walczymy z tym globalnym ociepleniem?
?
Dziwny kraj Nauru, wspaniały klimat a wnętrze wyspy przypomina podobno okolice Tarnobrzega (przed rekultywacją) Przyzwyczaili się do życia na wysokim poziomie, a teraz trudno zaakceptować biedę
Jak wyglądał Tarnobrzeg przed rekultywacją?
Hehe ostatnimi dniami jest jeszcze lepsza akcja. Właśnie się dowiedziałem, że Australia chce uruchomić wyrzucanie odpadów (głównie kopalnianych) na Wielką Rafę Koralową. Zarządzający WRK najpierw niby byli przeciwko, by chwilę później nie mieć nic przeciw. Oczywiście podłą plotką jest to, że kilka osób z rady nadzorczej zarządu WRK ma udziały w firmach wydobywczych.
Czas przyśpieszczyć wycieczkę na Antypody…
@airborell/Dział Zagraniczny: Pewnie chodzi o to ze jak podniesie sie poziom wod, takie miejsca zostana najzwyczajniej zatopione… ?