Rapowanie to nie plaża. Oprócz dobrych rymów trzeba mieć mocne nerwy, a im bardziej znany artysta, tym większych może się spodziewać przykrości. Niektórzy muszą wysłuchiwać obelg pod adresem swojej rodziny. Innym wypomina się wstydliwy występ nawet, jeżeli minęło od niego już 12 lat. Jeszcze kolejni zostają po prostu zamordowani. Ale dla wielu największym ciosem jest prawdopodobnie zarzut, że nie piszą sami własnych tekstów.

Na Omara Hammamiego spadły już wszystkie te plagi poza przedostatnią. Co prawdopodobnie pozostaje kwestią czasu, bo najsłynniejszy hip hopowiec al-Kaidy jest disowany w kraju, gdzie karabiny kupuje się na targu jak pomidory, a Rada Bezpieczeństwa ONZ właśnie zniosła obowiązujące od 20 lat embargo na broń.

HammamiWłaśnie tak by wyglądał P. Diddy, gdyby oprócz braku weny nie umiał też ładnie recytować cudzych utworów (Fot. Youtube)

Dział Zagraniczny już w marcu zeszłego roku przybliżał sylwetkę kuriozalnego rapera. Hammami, choć ma nazwisko po syryjskim ojcu, to sam urodził się już w Stanach Zjednoczonych, a nauki pobierał w szkole biblijnej w Alabamie, o co zadbała jego matka, żarliwa baptystka. W liceum podrywał dziewczyny, słuchał Nirvany i zaczytywał się w „Buszującym w zbożu”. Na islam przeszedł tuż przed pójściem na studia, a całkowicie zradykalizował już na uniwersytecie. W 2006 r. przedarł się do ogarniętej wojną domową Somalii, gdzie wstąpił do działającej pod patronatem al-Kaidy radykalnej partyzantki al-Shabab. Chociaż w jej szeregach walczy około 40 jego rodaków, to właśnie Hammami zaczął być powszechnie znany jako Abu Mansoor Al-Amriki, “Amerykanin”. Do czego bez wątpienia przyczynił się jego wątpliwy talent muzyczny:

Utwór, za pomocą którego Hammami próbował rekrutować do al-Shabab anglojęzyczną muzułmańską młodzież, z miejsca wszedł do annałów internetowego lolcontentu. Ale niezrażony Amerykanin kontynuował karierę w jednoosobowym gatunku salafickiego gangsta rapu. W kwietniu 2011 r. postanowił zakpić z plotki, że nie żyje, nagrywając swój największy hit „Send Me a Cruise Missle”, w którym wychwalał uroki męczeństwa na polu walki. Niedługo później doszedł też do wniosku, że inspiracje trzeba czerpać od najlepszych i… ukradł linię wokalną z piosenki Tupaca „Hail Mary”, żeby nagrać jedyny w swoim rodzaju terrorystyczny banger „Make Jihad with Me”. Rym „Make jihad with me/Allahu Akbar, get some more booty” okazał się na partyzanckiej scenie prawdziwą bombą. Dosłownie – koledzy postanowili bowiem Hammamiego zamordować.

Przed rokiem na Youtube trafiło nagranie, w którym Amerykanin dramatycznie oznajmia, że boi się o swoje życie bo poróżnił się z dowództwem al-Shabab w sprawie strategii i interpretacji Koranu. W październiku apelował w kolejnym filmiku do „przywódców światowego dżihadu”, żeby „rozwiązali przykrą sytuację, która zapanowała w partyzantce”. A w styczniu błagał już otwarcie jednego z somalijskich szejków, żeby otoczył go opieką. Niepotwierdzone informacje sugerują, że faktycznie korzysta teraz z prawa gościnności u jednego z lokalnych plemion.

Wiadomości od Hammamiego brzmią coraz dramatycznej, bo dawni koledzy wyraźnie się na niego zawzięli. Ze swojego nieistniejącego już konta na Twitterze zarzucali mu, że jest narcyzem, który jest bardziej zainteresowany sławą, niż prawdziwą walką z niewiernymi. Że cały czas spędza w internecie, a nie na polu bitwy. Że jest głupi i niekompetentny, a kiedyś dał sobie nawet ukraść karabin i kilkaset dolarów. Obrażali jego rodzinę. A w końcu postanowili zniszczyć reputację Hammaniego jako rapera.

Jakiś czas temu na poświęconych dżihadowi forach internetowych zaczęły się pojawiać linki do ślicznie zredagowanego, ale dość nudnawego PDFa podwieszonego na Googledocsach, gdzie rzekomy były przyjaciel Hammamiego zarzuca mu między innymi… że nie jest nawet autorem swoich niesławnych rymów.

Hip hop na brak podobnych historii nie narzeka. „Rapper’s Delight”, pierwszy utwór z tego gatunku, który wdarł się na popowe listy przebojów, nie był wcale pisany przez wykonujących go chłopaków z Sugarhill Gang. Ice Cube, po tym jak rozstał się z buntowniczą ekipą N.W.A., twierdził że układał rymy dla wszystkich pozostałych jej członków. Nas jest prawdziwym autorem hitów Willa Smitha „Gettin’ Jiggy with It”„Miami”, a w sierpniu zeszłego roku sam został oskarżony, że niektóre z jego własnych utworów też wyszły spod długopisu osób trzecich. Chyba najbardziej znany przypadek to nagrodzone statuetką Grammy epitafium dla zastrzelonego Biggiego “I’ll Be Missing You”, które choć wykonane przez Diddiego (znanego wówczas jako Puff Daddy), zostało jednak napisane przez MC znanego pod kolorowym pseudonimem Sauce Muthafuckin’. Diddy/Daddy nigdy zresztą specjalnie nie ukrywał, że rymy do większości hitów składali mu koledzy, tłumacząc bezpretensjonalnie, że „nawet jeżeli tego nie pisze, to chociaż świetnie to recytuje”.

Hammami chyba jednak zdaje sobie sprawę, że recytowanie też nie szło mu gładko, bo niespodziewanie postanowił wykorzystać sytuację i odciąć się od własnej twórczości. Na Twitterze ekspertom od terroryzmu rozrywki dostarcza kuriozalny profil (przepraszający wpis z wtorku: „Tweetowanie podczas jazdy na osiołku prowadzi do literówek”), którego autorstwa co prawda nie da się do końca potwierdzić, ale który jest powszechnie uważany właśnie za konto uzależnionego od internetu Hammamiego. Po pojawieniu się zarzutów o posługiwanie się innymi autorami, Amerykanin niespodziewanie dla wszystkich oświadczył tam, że „dziękuje Bogu, że zdjęto mu te straszne rapy z barków, bo były mu przypisywane bez jego zgody”.

Najwyraźniej liczne grono fanów nie ma co czekać na „Getting Jihad with It”.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. @igor: Oba są na wired, można zgooglać. Podpowiem tylko że nie słysząc ich niczego nie tracisz.

  2. Igor: już poprawione, teraz możesz je spokojnie odsłuchać/ściągnąć. Uwaga: uzależnia!

Możliwość komentowania została wyłączona.