Kostas Vaxevanis przyznał przed kamerami, że nie poszedł do więzienia tylko dlatego, że wstawiły się za nim zagraniczne media. Jego przypadek nagłaśniały między innymi „New York Times”, „Guardian”, czy „El Pais”, więc sprawa karna o złamanie ustawy o ochronie danych osobowych została ostatecznie oddalona. Redaktor naczelny greckiego magazynu „Hot Doc” zawinił tym, że ujawnił nazwiska 2059 rodaków, którzy ukrywali swoje majątki na tajnych kontach w Szwajcarii.
To kolejny epizod serialu o roboczej nazwie „Lista Lagarde”. W 2008 r., dzięki pewnemu pracownikowi banku HSBC, Francja zdobyła nazwiska tysięcy osób, na których szwajcarskie konta wpływały ukryte przelewy o niewiadomym pochodzeniu. Dwa lata później, Minister Finansów Christine Lagarde przekazała listę podatkowych oszustów także innym krajom. Sankcje nie okazały się zbyt dotkliwe: większość rządów zaproponowała kanciarzom amnestię w zamian za zapłacenie zaległych podatków. Politycy w Grecji stwierdzili, że… listę zgubili. Tymczasem nielicznymi poszkodowanymi okazali się właśnie Vaxevanis, który bez międzynarodowego wsparcia zostałby niechynie skazany, oraz Hervé Falciani – autor przecieku z HSBC, który pod koniec lipca został zatrzymany w Barcelonie i czeka na ekstradycję do ścigającej go Szwajcarii.
Tymczasem, podczas niepewnej sytuacji w Europie, finansowym spryciarzom być może wkrótce wymknie się inny dotychczasowy raj podatkowy: Karaiby.
Produkuję ajfony w Chinach, to podatek zapłacę na Arubie (Fot. 401(K) 2012/Flickr)
Pod koniec sierpnia Apple zostało oficjalnie najdroższą firmą w historii, osiągając na nowojorskiej giełdzie rekordową kapitalizację 623,14 mld dolarów. Koncern nie lubi się jednak swoimi pieniędzmi dzielić: przy 36,8 mld dolarów zysku za pierwszy kwartał tego roku, zapłacił jedynie 713 mln podatku, czyli… 1,9 proc. Co prawda, podobne strategie stosują także inni giganci, jak Google, czy Facebook, ale to właśnie firma z jabłuszkiem jest mistrzem w kiwaniu fiskusa dzięki metodzie Double Irish With a Dutch Sandwich, którą w świetnej ikonografice tłumaczy laikom „The New York Times”. Filarami przekrętu są Irlandia i Holandia, ale do udanej transakcji niezbędny jest jakiś raj podatkowy. A trudno o lepsze, niż na Karaibach.
W latach 80. Antyle były całkowicie gołe. Finansowe potrzeby wciąż rosły, a pieniędzy wciąz brakowało – poza przemysłem turystycznym, nie bardzo było skąd ich brać. Właśnie wtedy miejscowi politycy wpadli na genialny, jak się wydawało, pomysł: maksymalnie obniżyć podatki dla firm, ściągnąć jak najwięcej zagranicznego kapitału i spijać śmietankę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, na wyspach zaczęło inwestować coraz więcej biznesów, między innymi Bain Capital, którego jednym z założycieli był Mitt Romney – na samych tylko Kajmanach, we wrześniu tego roku było zarejestrowanych już 10,979 funduszów hedgingowych.
Po dwóch dekadach jest już jednak jasne, że na eksperymencie skorzystali jedynie obcokrajowcy. Gospodarze mają się fatalnie.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje 3,2 proc. tegorocznego wzrostu gospodarczego dla Ameryki Łacińskiej i Karaibów – te ostatnie ostro zaniżają jednak średnią, bo prognozy dla nich samych nie wychodzą ponad 0,9 proc. Podczas gdy grecki dług wynosi 161 proc. PKB, Antyle pozostają niewiele w tyle: na Jamajce zadłużenie to 140 proc., a na St. Kitts i Nevis już 154 proc. W tym roku, tamtejszy rząd musiał oddać wierzycielom setki hektarów państwowej ziemi w zamian za darowanie spłaty 333 mln dolarów. Wraz z Antiguą i Barbudą, wszystkie trzy państwa poddały się w ostatnich latach restrukturyzacji zadłużenia. Mimo to, nad całym regionem wciąż wisi niepewny los Granady, która 15 września nie zdołała spłacić obowiązkowej raty o wartości 193 mln dolarów. Bahamy mają w tym roku dwukrotnie większy deficyt, niż zakładały.
Władza gorączkowo szuka więc pieniędzy. I tak, Jamajka obłożyła podatkiem rozmowy telefoniczne, St. Lucia wprowadziła podatek obrotowy. Tą drogą idą sąsiedzi. Debatę na Bahamach o wprowadzeniu pierwszego w historii kraju podatku dochodowego odłożył w czasie jedynie atak huraganu Sandy. Inni idą jeszcze dalej: Antigua i Barbuda zapowiedziała „rozprawienie się” z firmami zmuszającymi pracowników do formalnego samozatrudnienia tylko po to, żeby w rzeczywistości unikać fiskusa, podczas gdy rząd Kajmanów chce zwiększyć koszty rejestracji zagranicznych przedsiębiorstw, oraz podnieść podatki dla obcokrajowców – w tej chwili stanowią połowę z 38 tysięcy pracujący mieszkańców kraju.
Zmiany jest jednak trudniej przeprowadzić w życiu, niż na papierze. Choć podczas obecnego kryzysu biznes międzynarodowy zaczął ciągnąć Karaiby na dno, to wciąż pozostaje drugą najważniejszą gałęzią miejscowej gospodarki po turystyce (Antigua i Barbuda czy Barbados wyciągają z niego aż połowę swojego PKB) i na razie nie ma nawet pomysłu, czym dałoby się go zastąpić. W dodatku, nowe rozwiązania często wyciągają pieniądze nie z kieszeni szefów dużych firm, tylko ich szeregowych pracowników: Kajmany, choć wciąż nie rezygnują z pomysłów opodatkowania obcokrajowców, w sierpniu musiały się chwilowo wycofać z ich wprowadzenia ze względu na protesty w mediach społecznościowych – nowe prawo zaszkodziło by bardziej barmanom, czy instruktorom windsurfingu, niż dyrektorom. Którzy w międzyczasie sami rozglądają się za innymi adresami na Morzu Karaibskim. Na przykład za Bermudami, gdzie koszty pracy są obecnie o 70 proc. niższe, niż na Kajmanach, z czego skwapliwie korzysta część firm, swoje rachunki wciąż prowadząc w George Town, a faktyczną robotę zlecając mieszkańcom Hamilton.
To właśnie Bermudy najbardziej opierają się presji Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która wymusza na regionie większą przejrzystość finansową. Reszta Karaibów woli się powoli oczyszczać z reputacji raju podatkowego – piraci są już w tej okolicy tylko wspomnieniem, być może wkrótce czeka to także oszustów.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Zaskoczyliście mnie ostatnim zdaniem o oszustach – firmy po prostu nie godzą się na zawyżony haracz dla państwa, więc szukają możliwości.
@Kamil: następny liberał? Źle trafiłeś, kolego. Autor ma trochę lewicujące poglądy i nie spodziewaj się oceny wygodnej dla liberałów. Podatek powinien być płacony w kraju, w którym wypracowany został dochód. Koniec kropka.
@kociarz: więc w jakim kraju jest osiągany dochód Facebooka czy Googla na przykład? Czy w kraju w jakim ta firma jest zarejestrowana, w kraju z którego klient kliknął na reklamę, czy w kraju gdzie reklamujący się zapłacił za to? Międzynarodowy biznes jest bardziej skomplikowany niż Ci się wydaje, więc zasada jaką proponujesz nie przystaje do rzeczywistości. A prawa popytu i podaży dotyczą też podatków, więc jest to naturalne że ludzie chcą zapłacić mniej niż więcej. I przykro mi że Cię rozczaruję, ale gadanie o ideałach, sprawiedliwości społecznej i równości szans tego nie zmieni.
Jelcz:
Zarówno Facebook, Google, jak i Apple to firmy amerykańskie, założone przez Amerykanów, swoje patenty i strategie wypracowujący w Stanach w zespołach zdominowanych przez Amerykanów. I – tu mogę się jednak mylić – większość ich przychodów jest także wypracowywana w Ameryce.
Jeszcze lepszy przykład, jaki przychodzi mi do głowy, to kluby piłkarskie. Przecież największe z nich, to dziś też międzynarodowe przedsiębiorstwa, z pracownikami z całego świata, mające z reguły więdzej kibiców-widzów-klientów poza granicami swojego państwa, niż w domu. Czy to jednak oznacza, że Real nie jest hiszpański, ManU angielski, itd.? Jak bym się czuł, gdybym się dowiedział, że mój klub założony przez miejscowych pasjonatów, w trudnych chwilach wspierany ofiarnie przez miejscowych kibiców, wiernych także w słąbych momentach, już po zostaniu światową potęgą sportową płaci podatki nie w moim mieście, tylko na Kajmanach, bo „chce płacić mniej, niż więcej”?
Zgadzam się z kociarzem, że podatek powinen być płacony w kraju, gdzie wypracowany został dochód (to chociażby mój przypadek: mieszkam zagranicą, ale pracuję w polskiej firmie, która płaci mi w złotówkach, więc rozliczam się w swoim urzędzie na łódzkim śródmieściu).
Są przypadki, kiedy na podatkach dokonuje się drobnych oszustw, tak jak ma to miejsce u większości moich znajomych w tym samy wieku – na swoich posadach zarabiają zbyt mało, żeby móc z tego żyć i opłacać np. ubezpieczenie zdrowotne, więc są z reguły fikcyjnie pozatrudniani na którejśtamczęści etatu w firmach rodziców. I to jest do usprawiedliwienia: młodzi, zdrowi, do lekarza nie chodzą, kolejek nie blokują, ale każdemu może sie zdarzyć wypadek, przysłowiowa cegła może spaść na głowę i wtedy ubezpieczenie jest niezbędne, prawda?
Albo słynne „umowy śmieciowe”. Można je różnie postrzegać, w zależności od sytuacji. Na takowej pracuje np. moja dziewczyna i jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo jej pozwala na specyficzną elastyczność, której też w danej chwili potrzebuje, a dla jej szefa to naprawdę jedyna możliwość, żeby mieć pracownika. Ale większość moich znajomych, któzy też mają takie umowu, musi na nich tyrać, tylko dlatego, że dla ich dużej korporacji to świetny sposób zaoszczędzenia na pracowniku. Firma w kryzysie, idzie słabo, kolegom obniża się wynagrodzenie, albo likwiduje ich stanowiska pracy, a tymczasem zarząd wypłaca sobie sutą dywidendę i jeszcze podnosi własne pensje.
I to nie jest już zwykłe szukanie dziury, żeby móc sobie godnie pożyć, tylko oszukiwanie, żeby mieć więcej i więcej, i więcej. I tak właśnie robi wiele z tych firm. 36,8 mld dolarów zysku tylko za pierwszy kwartał, a korporacja płaci jedynie 1,9 proc. podatku? Przecież nie oszczędza po to, żeby móc podnieść jakość pracy swoich chińskich pracowników. Double Irish With a Dutch Sandwich to wyrafinowane oszustwo, trudno to chyba w tej sytuacji nazwać inaczej?
Tak samo trudno jest się zgodzić z komentarzem Kamila, który pisze, że „firmy po prostu nie godzą się na zawyżony haracz dla państwa, więc szukają możliwości”. Oczywiście, pieniądze z podatków są często źle wydawane, bo korupcja, marnotrastwo, zwykła głupota itd. Klasa polityczna jest skompromitowana, pełna zgoda. Ale problem w tym, że wbrew temu, co twierdzą często zwolennicy absolutnego zminimalizowania roli państwa, to właśnie ono jest ostateczną deską ratunku dla obywateli – co świetnie widać w warunkach ekstremalnych, jak ostatnie wielkie katastrofy. Kto ratował podczas huraganu Sandy? Państwo. Kto działał po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w Chile? Państwo. Sektor prywatny nas w takiej sytuacji nie uratuje. O, przepraszam, jest jedno miejsce, gdzie pewna prywatna korporacja działa sprawniej i szybciej, niż aparat państowy. To Japonia podczas kataklizmów w Kobe, czy Fukushimie, a ta korporacja nazywa się Yakuza… Chyba jednak nie tego chcemy, prawda?
Podsumowując ten mega długi wywód (przepraszam, ale chciałem się wyrazić jasno) – państwo nie jest idealne, mało tego, w wielu aspektach jest po prostu mało wydolne, ale wciąż lepsze nawet to, niż rządy jakiś międzynarodowych korporacji, którymi nie wiadomo kto kieruje i jak się tam znalazł (bo przecież nie na drodze wyborów). A płacenie podatków, choć często przykre i w niektórych momentach niesprawiedliwe, jest po prostu oznaką uczciwości społecznej.
Pzdr
Małe sprostowanie: Ci co kierują korporacjami zostali wybrani w drodze wyborów – upraszczając, akcje są prawem do głosu w wyborach władz firmy, więc te władze są wybierane w drodze głosowania.
Poza tym pełna zgoda.
Problem jest gdzieś indziej: sprawiedliwość społeczna sprawiedliwością społeczną, ale gdy przychodzi do wyboru produktu to mając do wyboru dwa o porównywalnej marce, jakości i innych parametrach wybierzesz ten tańszy. A przy założeniu że wszystkie czynniki konieczne do wytworzenia tych produktów są takie same w takich samych cenach, to tańszy będzie ten gdzie po drodze zapłacono niższy podatek. Owszem, jak wiesz że ta niższa cena jest wynikiem manipulacji podatkowych, to być może sięgniesz po droższy, wyprodukowany uczciwie. Tyle że jest mało prawdopodobne że będziesz wiedział że niższa cena wynika z unikania podatków, bo w ciągu dnia kupujesz produkty w wytworzenie których było zaangażowanych setki albo i tysiące firm. I tu się zaczyna cykl: ludzie chętniej kupią produkty firmy unikającej podatków, zatem 'uczciwa’ firma zacznie przynosić straty, zatem będzie zwalniać pracowników i w końcu zamknie działalność. Ze szkodą dla lokalnej społeczności, państwa w którym była zarejestrowana i wszystkich kupujących dany produkt. Koniec bajki, zło zwyciężyło.
Każdy rozsądny zarządzający obniża koszty, a podatek jest kosztem. Bez obniżania kosztów firma prędzej czy później bankrutuje.
Jest jeszcze jedna rzecz: jak większość ludzi mówi „dochód” ma na myśli zupełne co innego niż jest to w rzeczywistości. 'Dochód’ w sensie księgowym jest pojęciem tak abstrakcyjnym i niejednoznacznym, że można nim w dowolny wręcz sposób manipulować. Zadanie typu „zwiększyć roczny dochód firmy o 20%” doświadczony księgowy jest w stanie wykonać w ciągu jednego dnia (a nawet krócej), nie ruszając się zza biurka. Lepiej to zobrazuje chyba fakt, że z owych $36,8mld zysku przybyło firmie niecały $1mld (dokładnie $913mln). IMHO, dochód nie jest dobrą podstawą do wyliczania podatków, chociażby ze względu na wspomniane przez Ciebie umowy śmieciowe. Uważam, że znacznie lepsze jest opodatkować konsumpcję przez podatki takie jak VAT czy akcyza, a nie pracę przez podatki dochodowe. Ale to ju temat na inną okazję.
Też się rozpisałem, ale również zależało mi na tym by wyrazić się jasno 🙂
Usprawiedliwiasz „drobne” oszystwa swoich znajomych na ubezpieczeniu zdrowotnym tym, że są młodzi i nie chorują. Rozumiem, że jak jednak zachorują to zapłacą za lekarza z własnej kieszeni i nie będą obciążać finansowo części społeczeństwa uczciwie płacącą składki? A Twoja dziewczyna policzyła sobie o ile mniej zarobi jak jej Państwo ozusuje umowę? No, ale w zamian dostanie przecież prawo do urlopu i takie tam. W sumie to jak rozumien twierdzisz,że jak Kowalski oszukuje na podatkach to jest OK ale jak korporacja to już beee?
Pomimo tego że uważam za ideał (no, prawie 🙂 ) model skandynawski z wysokimi podatkami widzę taką alternatywę: likwidację podatku PIT i CIT, likwidację stawek preferencyjnych PTU i wprowadzenie akcyzy na produkty luksusowe. Jeśli coś nie jest niezbędne do życia to może być obłożone „podatkiem od bogactwa”. I tak PTU, akcyza i cło stanowią większość budżetu Skarbu Państwa. Likwidacja obniżonych stawek zasypałaby wyrwę po podatku dochodowym. Fakt, mogłoby to uderzyć w najbiedniejszych i wymagałoby rozwiązań systemowych.
@Jelcz
„Małe sprostowanie: Ci co kierują korporacjami zostali wybrani w drodze wyborów – upraszczając, akcje są prawem do głosu w wyborach władz firmy, więc te władze są wybierane w drodze głosowania.”
hahaha :)))) Byles kiedys na walnym zebraniu udzialwcow jakiejs firmy, ktorej masz udzialy? Wiesz, jak czesto i w jakich sprawach moga decydowac udzialowcy? Otoz drobni udzialowcy moga decydowac zwykle raz do roku na temat jakichs nieistotnych pierdół oraz czy zostawic na stanowisku CEO dotychczasowego.
Wszystkie naprawde wazne dla firmy decyzje dotyczace jej finansow, wizji biznesowej, merges etc. podejmowane sa przez board members. Ci board members decyduja o zmianach regulaminu spolki, swoich pensjach i tak dalej.
(to oczywiscie duze uproszczenie i dotyczy spolek w anglosaskim systemie prawnym, ale w koncu byla mowa o USA).
W realiach USA o sukcesie firmy decyduje przede wszystkim lobbying, mozliwosc zaciagania kredytow na dobrych warunkach, wizja biznesowa, marketing. Koszty uzyskane przez obnizke/nieplacenie podatkow oraz przenoszenie produkcji do krajow z tania sila robocza sa zgarniane przez board members i maja sie NIJAK do koncowej ceny produktu. Najlepszym przykladem Apple. Zobacz sobie na ich ceny 🙂
To, o czym ty piszesz to jest naiwna neoliberalna teoryjka wciskana biednym robolkom, zeby sie nie butowali, a majaca niewiele wspolnego z rzeczywistoscia.
„Owszem, jak wiesz że ta niższa cena jest wynikiem manipulacji podatkowych, to być może sięgniesz po droższy, wyprodukowany uczciwie. Tyle że jest mało prawdopodobne że będziesz wiedział że niższa cena wynika z unikania podatków, bo w ciągu dnia kupujesz produkty w wytworzenie których było zaangażowanych setki albo i tysiące firm. I tu się zaczyna cykl: ludzie chętniej kupią produkty firmy unikającej podatków, zatem ‘uczciwa’ firma zacznie przynosić straty, zatem będzie zwalniać pracowników i w końcu zamknie działalność. Ze szkodą dla lokalnej społeczności, państwa w którym była zarejestrowana i wszystkich kupujących dany produkt. Koniec bajki, zło zwyciężyło.”
Ten cykl zaczyna sie TYLKO w panstwie, w ktorym wymiar sprawiedliwosci nie jest niezawisly a przekupny. Nieplacenie podatkow chyba w kazdym panstwie jest przestepstwem i nie widze powodow dla ktorych to przestepstwo mialoby byc darowane wielkim corpo a scigane tylko w wypadku malych firm/biznesow/pracownikow.
Nie będę się wdawał w dyskusję o PITach, CITach itp., bo widzę, że latają tu cięższe argumenty, niż jestem w stanie opanować, więc odpowiem tylko allo: tak, uważam, że jak na podatkach oszukuje przeciętny Kowalski, to jest to do zaakceptowania, bo wierzę w ludzką uczciwość i to, że jak już stanie w pełni na własne nogi, to zacznie płacić. A w to, że oszukująca korporacja stwierdzi: „Hej, zarabiamy już tyle, że możemy się dołożyć” jakoś trudno mi uwierzyć. Wiem, że wygląda to na hipokryzję i trudne to do obrony, ale tak to widzę.
Pzdr
„A w to, że oszukująca korporacja stwierdzi: “Hej, zarabiamy już tyle, że możemy się dołożyć” jakoś trudno mi uwierzyć. Wiem, że wygląda to na hipokryzję i trudne to do obrony, ale tak to widzę.”
Nie, dlaczego trudne do obrony?
Ja uwazam, ze latwe 🙂 – po prostu prosze pokazac mi duza, miedzynarodowa corpo, ktora tak zrobila w ciagu ostatnich 100 lat 🙂
Ja mam, ja mam! IBM płaci podatek 26-29%. Chyba wystarczająco dużo?
http://www.ibm.com/annualreport/2008/note_p.shtml
@kociarz:
a przeczytales chociaz ten raport?
„During the fourth quarter of 2008, the IRS concluded its examination of the company’s income tax returns for 2004 and 2005 and issued a final Revenue Agent’s Report (RAR). The company has agreed with all of the adjustments contained in the RAR, with the exception of a proposed adjustment, with a pre-tax amount in excess of $2 billion, relating to valuation matters associated with the intercompany transfer of certain intellectual property in 2005 and computational issues related to certain tax credits. The company disagrees with the IRS on these specific matters and intends to contest the proposed adjustments through the IRS appeals process and the courts, if necessary. The company has redetermined its unrecognized tax benefits, including all similar items during open tax years, based on the agreed and disputed adjustments contained in the RAR and associated information and analysis.”
No jak to jest „sami ze siebie” placa tyle to chyba nie znasz angielskiego. Gdyby nie audyty IRS to figa, a nie placiliby taka stawke.
Chciałeś firmę, która płaci odpowiednie podatki. Nie podawałeś dodatkowych warunków. Mało jest ludzi/organizacji, które płacą wysokie podatki same z siebie. Bat w postaci fiskusa/audytu/presji społecznej nie zmienia faktu, że firma zapłaciła dosyć wysoki podatek od dochodu.
Raport przeczytałem po łebkach, skupiłem się na wysokości podatku płaconego, bo tego potrzebowałem. Dywagacje na ile akcjonariusze/zarząd/dyrektorzy zgadzają się z wysokością wyliczonego podatku nie są przedmiotem rozmowy. Chciałeś dużej, międzynarodowej korporacji, która płaci wysokie podatki w swoim kraju, nie transferuje zysków do rajów podatkowych. Mnie wcale nie zaskakuje to, że płacą opornie. Moim zdaniem szukasz dziury w całym i nie chcesz przyznać, że duża firma może nie kantować fiskusa na zylion różnych sposobów by zbić podatek poniżej 10%.
@Futrzak:
1. drobny akcjonariusz ma taki sam wpływ na władzę w spółce jak każdy obywatel „demokratycznego” kraju na władze państwowe. „Demokratycznego”, bo mam na myśli kraje gdzie władzę sprawuje się przez przedstawicieli, jak w Polsce, innych krajach UE czy w USA. Czy to że obywatel ma minimalny wpływ oznacza że ten model demokracji jest zły? W pewnym sensie tak, ale nie mamy na ten moment nic lepszego. W firmach jest analogicznie: obowiązujący model corporate govenance nie jest idealny, ale czy masz jakąś inną propozycję?
Co do „neoliberalnej teoryjki wciskanej biednym robolkom” się nie wypowiem: jednak bardzo interesuje mnie jak wygląda Twoim zdaniem ta „prawdziwa” teoria, bo skoro taka istnieje to bardzo chętnie się z nią zapoznam, spojrzę na nią krytycznym okiem, i jeżeli uznam że jest słuszna – zaakceptuję.
2. Również nie widzę powodów żeby korporacje były traktowane inaczej niż inni obywatele (no, może poza jednym – korporacji nie wsadzisz do więzienia 🙂 Ale problem jest taki, że korporacje robią to zgodnie z literą prawa i całkowicie legalnie. Tu nie ma grama przestępstwa. Kowalski jak biega codziennie z Terespola za Bug po spirytus i fajki, za każdym razem przenosząc jego dozwoloną ilość to w gruncie rzeczy też nie łamie prawa, ale jest w stanie „oszukać” państwo na większą kwotę niż zarobiłby pracując legalnie. A dla wszystkich jest wszystko cacy.
@Dział Zagraniczny:
„jak na podatkach oszukuje przeciętny Kowalski, to jest to do zaakceptowania, bo wierzę w ludzką uczciwość i to, że jak już stanie w pełni na własne nogi, to zacznie płacić.” Powiedziałbym inaczej: Kowalski zacznie płacić nie z uczciwości, tylko dlatego że państwo mu obieca emeryturę, opiekę zdrowotną i jakieś tam renty. Gdyby nie to, Kowalski nie miałby żadnego interesu żeby płacić podatek – co najwyżej płaciłby, bo obawiałby się kar za niepłacenie. Korporacje nie mają żadnego interesu w płaceniu podatków, więc unikają tego wszystkimi legalnymi sposobami.
Jeszcze jest jedna rzecz: jeżeli amerykańska korporacja nie zapłaci podatku dochodowego, tak na prawdę budżet na tym nie ucierpi wiele: zaoszczędzone na podatkach pieniądze trafią do pracowników, akcjonariuszy, zarządu – a większość z nich podatek zapłaci.
Nie wszyscy płacą motywowani takimi obietnicami. Znam mnóstwo ludzi, ktorzy nie wierzą w emerytury itd., a podatki płacą z troski o dobro wspólne – żeby państwo wybudowało tę autostradę, dało na leczenie tego dziecka, albo żeby chodził ten tramwaj ze Zgierza do Pabianic (a że nie chodzi, to inna sprawa).
„zaoszczędzone na podatkach pieniądze trafią do pracowników, akcjonariuszy, zarządu – a większość z nich podatek zapłaci”
No właśnie, jak pokazuje Lista Lagarde, wielu z nich woli potem z tym podatkiem uciec. Najbogatsi Francuzi nagle czują się Szwajcarami.
Z całym szacunkiem co z tego, że ujawnił nazwiska ludzi, którzy ukrywali swoje majątki na tajnych kontach w Szwajcarii, odważył się i bardzo dobrze. A czy powinien za to zaplacić czy nie to już do sądu należy. Myślę, że można dyskutować i dyskutować na temat tego kto ile płaci, jakie są podatki, ile pieniędzy na co idzie, chyba nie będzie nigdy sprawiedliwie, zawsze coś znajdziemy.
@Dział Zagraniczny:
„No właśnie, jak pokazuje Lista Lagarde, wielu z nich woli potem z tym podatkiem uciec.” Tutaj przeczysz swojemu stwierdzeniu we wcześniejszym komentarzu, że „wierzę w ludzką uczciwość i to, że jak już stanie w pełni na własne nogi, to zacznie płacić”. Ergo, jak pokazuje lista Lagarde, nie każdy Kowalski będzie płacić. Jak dla mnie jest to kolejny argument za tym, że zwykły Kowalski, brzydko mówiąc, sprostytuuje się za obietnicę ubezpieczenia zdrowotnego i emerytury, i przejdzie na etat gdzie będzie płacił podatki.
„Każdy Kowalski” to taki właśnie Kowalski, który zarabia wystarczająco, żeby sobie odłożyć, ale nie na tyle, żeby np. wymienić nawierzchnię drogi pod blokiem, albo opłacić swojemu dziecku jakieś kosmicznie drogie leczenie w szpitalu. Ja bym tego jednak nie nazwał „prostytuowaniem się za obietnicę ubezpieczenia”, tylko właśnie płaceniem, żeby to ubezpieczenie było – nie tylko dla mnie i mojej rodziny, ale też dla innych, którzy mają poważne choroby, a z własnych zarobków nie mogliby pokryć ich leczenia.
Z podatkiem, jak pokazuje właśnie Lista Lagarde i ostatnie skandale we Francji, uciekają jednak zwykle ci najbogatsi. I to właśnie dlatego, że nie są przeciętnym Kowalskim. Nie twierdzę oczywiście, że to „zli ludzie” itp., tylko że oni są kompletnie oderwani od rzeczywistości. Czy Jan Kulczyk stoi w kolejce do przychodni? Czy Leszek Czarnecki czeka cały dzień w domu na paczke, a gdy wreszcie pod wieczór idzie po kiełbasę do Tesco, to znajduje w skrzynce awizo? Ba! Czy Tomasz Lis jeździ do pracy tramwajem? Nie mówię, że powyższe osoby uciekają z podatkiem, tylko że ci z ich półki zarabkowej nie przejmują się tym, co większość z nas, bo mogą sobie sami opłacić opiekę zdrowotną, zagranicę latają własnym samolotem, albo chociaż klasą biznes, a nie szukają rajanerów z Rzeszowa, z komunikacji publicznej korzystali chyba jeszcze za Jaruzelskiego. Więc po co oni będą te podatki płacić? Jak trzeba będzie wyasfaltować drogę, to sobie wyasfaltują.
A teraz, wracając do tematyki posta, jeszcze dwa materiały z weekendu:
http://www.guardian.co.uk/business/2012/nov/25/treasury-british-tax-havens-crackdown
I fajne wideo:
http://www.guardian.co.uk/uk/video/2012/nov/25/offshore-secrets-where-is-sarah-petre-mears-video
Chciałbym poznać tę panią.
„Z podatkiem, jak pokazuje właśnie Lista Lagarde i ostatnie skandale we Francji, uciekają jednak zwykle ci najbogatsi.” – zgoda. Tylko że jeżeli ja miałbym oddawać 3/4 moich dochodów na państwo, które – co do zasady w krajach rozwiniętych – utrudnia mi prowadzenie mojej działalności, a większość z tych pieniędzy przeznaczy na moim zdaniem nieefektywny social, to ucieczkę z podatkiem traktowałbym w kategoriach obywatelskiego nieposłuszeństwa.
„Nie twierdzę oczywiście, że to “zli ludzie” itp., tylko że oni są kompletnie oderwani od rzeczywistości.” Czyli sądzisz że taki Kulczyk czy Czarniecki żyją w swojej złotej klatce, albo w jakimś innym matriksie? Sorry, ale oni też jeżdżą polskimi drogami, stoją w korkach, mieszkają w tych samych miastach. A to że korzystają z prywatnej opieki medycznej, nie kombinują jakby tu najtaniej dostać się do Londynu, bo stać ich na prywatny odrzutowiec to ich prawo. Weź sobie pod uwagę, że ich decyzje są obciążone dużym ryzykiem dla wielu z nas, do tego ich praca zajmuje im dużo czasu wiec chcą go oszczędzić. Zapracowali sobie na swoją pozycję, więc mają z tego powodu różne benefity. Ale żyją w tym samym kraju, i jak będą chcieli wyasfaltować sobie drogę to wcale nie będzie to takie łatwe, bo jak droga jest państwowa to urzędnik się niekoniecznie na to zgodzi, a nie spotkałem się żeby któryś z nich wybudował sobie drogę z domu do pracy, „żeby z plebsem nie jeździć”. Są to ludzie jak my wszyscy, po prostu korzystają z tego co wypracowali w życiu.
Nie, nie mieszkają. Warszawa, w której mieszka Czarniecki i Warszawa, w której mieszkam ja, to dwie różne Warszawy. I nie korzystamy z tych samych środków komunikacji (żeby zostać już przy tym przykładzie) – moje muszą być finansowane ze środków publicznych, więc zależy mi, żeby płacono podatki.
Możemy się spierać dalej o każdy detal – np. „ich praca zajmuje im dużo czasu”, tu naprawdę mógłbym popłynąć – ale chyba nie ma sensu: piszesz, że Twoim zdaniem socjal jest nieefektywny, a ja, że owszem, ale uciekanie z podatkami nie jest rozwiązaniem. I na tym poprzestańmy, bo najwyraźniej na tym etapie się nie przekonamy.
Pzdr