Wydać 330 mln na dach, którego się później nie używa, to skandal, żenada i powód do wstydu dla wszystkich rodzimych kibiców. Z wczorajszego blamażu śmieją się internauci i gazety na całym świecie, argentyński dziennik „El Día” publikuje na swojej stronie internetowej nagranie z widzami uciekającymi przed ochroną po zalanej murawie – komentarz jest w niezrozumiałym dla nikogo języku polskim, bo przecież kiepski żart, jakim okazał się wczorajszy mecz, nie wymaga tłumaczenia.
PZPN, bastion, w którym okopał się duch minionych czasów, po raz kolejny spróbował udowodnić, że Polsce daleko do Europy Zachodniej, a bliżej do krajów rozwijających się. Na przykład Egiptu i Algierii, których piłkarskie problemy też przyprawiają tamtejszych kibiców o zgrzytanie zębów.
Egipscy kibice podczas rozgrzewki przed rozpętaniem piekła (Fot. Muhhamad Ghafari/Flickr)
Dzień przed meczem Polska-Anglia, Egipski Związek Piłki Nożnej ogłosił, że w mecze nie będą się odbywać aż do odwołania. Sezon ligowy 2011/12 nie zostanie więc dokończony, kolejny się nie rozpocznie, nie będzie też rozgrywek o puchar i jak na razie nie wiadomo, kiedy sytuacja się zmieni. Ale raczej nieprędko.
Wszystko to z powodu dobrze znanego też polskim kibicom problemu: stadionowego kibolstwa. O ile jednak sytuacja nad Wisłą jest o niebo lepsza, niż w latach 90., o tyle nad Nilem trwa regularna wojna. Od kilku lat, pseudokibice ścierają się praktycznie co tydzień, poczynając sobie bezkarnie zarówno na meczach ligowych, jak i międzynarodowych – w kwietniu 2011 r., w pierwszym międzynarodowym spotkaniu rozgrywanym po upadku Mubaraka, chuligani stołecznego klubu Zamalek wpadli na murawę, demolując obie bramki. Sezon zawieszono po tragicznych wydarzeniach z lutego tego roku, kiedy na boisku w Port Said doszło do bitwy pomiędzy kibolami Al-Masry i Al-Ahly:
W ruch poszły między innymi noże, życie straciły 74 osoby, setki zostały ranne. Kiedy wieści o tragedii dotarły do Kairu, odbywający się tam mecz został przerwany w połowie – wściekli widzowie podpalili w proteście własne trybuny. W ciągu najbliższych kilku tygodni, w dalszych zamieszkał zginęło kolejne kilkanaście osób.
Policja w Port Said nie interweniowała, zdaniem wielu obserwatorów – w zemście za to, że kibole Al-Ahly byli wcześniej wyjątkowo aktywni na Placu Tahrir. Jak do tej pory, funkcjonariusze nie zostali za swoją bezczynność ukarani, więc kiedy w zeszłym miesiącu władze chciały wznowić rozgrywki, rozwścieczeni kibice drużyny zaatakowali siedzibę piłkarskiego związku. Przez ostatnie pół roku zdarzyło się to już zresztą wielokrotnie i prawdopodobnie będzie się powtarzać, bo jednym z głównych postulatów tłumu jest usunięcie działaczy mających powiązania z dawnym reżimem, a nowym szefem związku dopiero co został wybrany Gamal Allam, powszechnie postrzegany jako dobry kompan poprzedniej ekipy.
Zakaz gry nie obejmuje jednak meczów międzynarodowych, więc w sobotę Al-Ahly zmierzy się w półfinale Afrykańskiej Ligi Mistrzów z nigeryjskim rywalem. Spotkanie odbywa się w Kairze, więc ewentualna porażka gospodarzy grozi kolejnymi zamieszkami.
Algierski doping – tym razem ten legalny (Fot. nathangibbs/Flickr)
Wczoraj, kiedy ze Stadionu Narodowego robił się powoli basen, TVP raz za razem puszczała fragmenty meczu na Wembley. Wspominanie lepszych czasów to także zwyczaj kibiców z Algierii. Teraz dowiadują się jednak, że przeszłość ich reprezentacji może nie być tak chwalebna, jak im się do tej pory wydawało.
W latach 80., reprezentacja była dumą każdego Algierczyka. Na Mundialu w 1982 r., Arabowie niespodziewanie ograli ekipę RFN i nie wyszli z grupy tylko z powodu żenującej ustawki tych drugich z reprezentacją Austrii. Chociaż w następnej edycji też nie mieli za wiele szczęścia, to przez kilka lat udowadniali, że są ekipą na światowym poziomie, czego kulminacją było zwycięstwo w Pucharze Narodów Afryki w 1990 r. Piłkarze stali się dla Algierczyków tym, czym Orły Górskiego dla Polaków.
Od tamtej pory, wszyscy przeszli na emeryturę. A co najmniej siedmiu z nich spłodziło dzieci z umysłową, lub fizyczną niepełnosprawnością.
To nie przypadek. Byli reprezentanci oskarżają dawnych współpracowników, że ci bez ich wiedzy szprycowali ich silnym dopingiem. Za procederem mieli stać „przyjaciele” z ZSRR, co potwierdza Rashid Hanafi, obecnie szef Algierskiego Komitetu Olimpijskiego, a we wspomnianych czasach lekarz drużyny. W rozmowie z dziennikiem „El Watan” wspominał, że kiedy w 1981 r. trenerem ekipy został Gennadi Rogow, sprowadził ze sobą własną ekipę lekarską, która nie dawała Algierczykom dostępu do dokumentacji medycznej. Kiedy Hanafi próbował interweniować w rodzimym związku, powiedziano mu, żeby się nie wtrącał. Piłkarze wspominają, że Rosjanie kazali im łykać dziwne, żółte tabletki, o których mówili, że to witaminy – ich przyjmowania mieli pilnować z wielką surowością.
Sytuacja budzi natychmiastowe skojarzenia ze słynną historią pływaczek z byłego NRD. W tym samym czasie, gdy Algieria odnosiła sukcesy na boisku, Niemcy Wschodnie mogły się pochwalić sportsmenkami osiągającymi fantastyczne wyniki na basenie. Zawodniczki niepokoiły się, że przez trzy miesiące przed zawodami nie dostają miesiączki, obniżają im się głosy i pojawia zarost, ale trenerzy i lekarze bagatelizowali te skargi. Po latach, w głośnym procesie sądowym wyszło na jaw, że dziewczyny były szprycowane hormonami męskimi w tak dużych dawkach, że w efekcie niektóre wolały po zakończeniu kariery zmienić płeć.
Algierska historia jest trudniejsza do udowodnienia, bo żeby efekt takiej niedozwolonej kuracji odbił się na potomstwie sportowców, leki musiałyby w jakiś sposób doprowadzić do mutacji DNA. Mimo to, tak duża liczba upośledzonych dzieci byłych reprezentantów budzi spore kontrowersje i dziś każdy algierski kibic zadaje sobie pytanie, czy dawna chwała złotej reprezentacji została zbudowana na oszustwie?
Mimo wszystko, stadionowa przemoc i nielegalny doping to problemy trochę cięższe do rozwiązania, niż zapowiadany w prognozach deszcz.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Niby problemy ciezsze do rozwiazania, ale jak pokazuje zycie – jesienny deszcz potrafi byc nie mniejszym wyzwaniem w sredniej wielkosci kraju w srodku Europy. Swoja droga to dobrze, ze w czerwcu nie padalo 🙂
„pół roku zdażyło się to” – chyba jednak „zdarzyło”.
Poza tym uchybieniem tekst niezły. Czekam na więcej!
Pozdrawiam autora serdecznie 🙂
Tekst niezły. Jak zwykle w ciekawy sposób informuje o zdarzeniach, które nie sposób znaleźć gdzie indziej w polskich mediach.
Niestety – oprócz literówek („O kilku lat, „) – irytuje trochę nadmiar przecinków, w niewłaściwych, miejscach.
A ci algierscy piłkarze przypadkiem nie poślubili kuzynek? Obyczaj dość powszechny w świecie arabskim…
Ortografia to pół biedy (zaraz poprawię błędy), ale w interpunkcji od zawszę robię prawdziwy armagedon.
Brysio:
Nie mam pojęcia, kim są ich żony.