Poniższy tekst jest autorstwa Tomasza Marciniaka, specjalnego korespondenta Działu Zagranicznego z Dżakarty, gdzie pół roku temu wyjechał studiować język indonezyjski. Na co dzień, Tomek jest redaktorem w MMARocks.pl – największym polskim portalu poświęconym mieszanym sztukom walki.

Trzęsienie ziemi, które w zeszłym tygodniu nawiedziło Indonezję, choć potężne – 8,6 stopnia w skali Richtera – na szczęście okazało się stosunkowo niegroźne. Minimalna ilość ofiar, mało zniszczeń i wyjątkowo słabe tsunami zdołały więc tylko na chwilę odciągnąć Indonezyjczyków od śledzenia sprawy, która dużo mocniej trzęsie ich ojczyzną.

Najludniejszy muzułmański kraj świata przeżywa bowiem konflikt między zwolennikami obyczajowej liberalizacji na wzór zachodni, a religijnymi konserwatystami. Tym ostatnim udało się odnieść spore zwycięstwo w 2008 r., kiedy przeforsowali w parlamencie ustawę przeciw pornografii. A teraz próbują wykorzystać jej przepisy do rozprawienia się z najpopularniejszym stylem muzycznym w indonezyjskim eterze.

DangdutDla fundamentalistów, taka sukienka na koncercie to co najmniej jakby na scenie pojawiła się Tera Patrick (Fot. Doni Ismanto/Flickr)

Dangdut trudno pomylić z czymś innym. Reporterka BBC stwierdziła, że to jak „krzyżówka techno z Bollywood”, dla polskiego ucha bliższe będą skojarzenia z klasycznym disco polo z połowy lat 90. Sam rytm jest co prawda charakterystycznie orientalny, ale nowoczesny dangdut nie potrafi obejść się bez syntetyzatora czy nawet odrobiny autotune. Kiczowate dźwięki i teksty o miłosnych perypetiach, idealnie trafiają w gusta typowego odbiorcy – przeciętnego, niewykształconego Indonezyjczyka. Nieoswojonych z nimi imigrantów, atakują z głośników w prawie każdej ulicznej jadłodajni, czy taksówce.

Duża część Indonezyjczyków uznaje dangdut za ucieleśnienie miejscowego ducha. Są tak przekonani o jego unikalności, że podjęli nawet starania o wpisanie go na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Co bardziej konserwatywni reagują więc agresywnie na wszelkie próby jego „brukania”. A tych, jak się okazuje, jest dość sporo.

Działająca w prowincji Zachodnia Nusa Tenggara państwowa Komisja Nadawania, która reguluje emisje w tamtejszym eterze, zareagowała na liczne skargi zgorszonych słuchaczy i na początku roku przebadała teksty ponad 300 utworów muzycznych, niestrudzenie tropiąc w nich ślady pornografii. Ostatecznie, 10 z nich uznano za nieodpowiednie dla uszu miejscowych słuchaczy – wszystkie trafiły na czarną listę. Ich tytuły, jak najdalsze od zgrabnych metafor, nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do treści.

Wśród zakazanych hitów znajdziemy więc: „Kołyszący van”, „Przepraszam, że zaszłaś ze mną w ciążę”, „Przypadkowa ciąża”, „Wszystko wolno”, „Tylko jedna godzina”, „Alfonsia miłość”, „Łamanie kobiecego prawa”, „Oto coś długiego”, „Krokodyla dziura”, czy oczywiście „Jupe najbardziej lubi 69”:

Autorzy tekstów nie poprzestają tylko na opiewaniu seksu, idą znacznie dalej. „Oto coś długiego” zawiera dokładne opisy genitaliów, a „Alfonsia miłość” opowiada o mężczyźnie, który staje się sutenerem własnej żony. Na tym tle, „W Aucie” Sokoła i Pono brzmi jak kołysanka z kółka oazowego.

Odważne teksty często wyśpiewują równie wyzywające wokalistki. Zgodnie z zasadą, że im krótsze spódniczki, tym wyższe ratingi, kobiece gwiazdy dangdutu z ochotą eksponują ciało. Największa z nich, Julia Perez vel Jupe, regularnie trafia z tego powodu na celownik islamskich kleryków, którzy ostro krytykują jej „zbyt seksowny” styl bycia, rzekomo nieprzystający do tak muzułmańskiego kraju. W odpowiedzi, idolka młodzieży zarzuca konserwatystom hipokryzję i na dowód pokazuje stale rosnące słupki oglądalności swoich klipów. Tłumaczy, że ludzie słuchają jej muzyki dlatego, że jest sobą a nie tym czym każą jej być panujące w kraju normy.

Dangdut stał się łatwym celem dla religijnych konserwatystów, bo wspominana już ustawa przeciw pornografii (i „pornoakcji”) jest bardzo nieprecyzyjna. Definiuje je po prostu jako „czynności uznane za niestosowne”, co pozostawia szerokie pole dla popisów wyobraźni muzułmańskich duchownych. Gdy cztery lata temu wchodziła w życie, policja w Dżakarcie uczciła to nalotami na nocne kluby ze striptizem.

Showbiznes pozostaje jednak nieugięty. W 2008 roku Global TV wystartowało z reality show zatytułowanym „Be A Man”. Program, w którym kilkunastu transwestytów wykonuje ćwiczenia wojskowe na poligonie, musiał być trudny do przełknięcia dla co bardziej zachowawczych widzów, ale jego emisja w piątkowe wieczory cieszyła się taką popularnością, że rok później stacja nadała kolejny sezon.

Fundamentaliści odnieśli połowiczne zwycięstwo, kiedy do głównych ról w filmach „Porywanie Miyabi” i „Duch Tanah Kusir” zaangażowano słynną japońską gwiazdę porno Marię Ozawę. Rozpętali wówczas kampanię protestacyjną i uniemożliwili ekipie kręcenia zdjęć na Jawie, więc produkcja musiała się przenieść do Japonii. W dodatku, twórcy byli zmuszeni zmienić scenariusz, tak by Ozawa pojawiała się tylko w epizodzie, a tytułowa Miyabi została ostatecznie zagrana przez dziewczynę tylko podobną do gwiazdy porno. Ta wciąż wystąpiła w głównej roli drugiego dzieła, ale w napisach końcowych pojawia się już tylko jako „Pauline” – rzekomo z powodu chęci zmiany wizerunku. Film zrealizowano w Indonezji, ale z obawy o bezpieczeństwo aktorki, miejsce jej pobytu było przez cały czas utrzymywane w tajemnicy.

Batalia o moralność Indonezyjczyków trwa więc w najlepsze. W marcu, indonezyjski Minister Spraw Religijnych znalazł bowiem kolejną przyczynę postępującej demoralizacji narodu – zbyt krótkie spódniczki. Nie wiadomo, czy natchnął go incydent z położonego pod Dżakartą Tangerangu, gdzie w styczniu policjantka poleciła dwóm ubranym w szorty dziewczynom, żeby „unikały pornografii”, czy może to po prostu oznaka poparcia dla jednego z parlamentarzystów, który przyznał, że nie czuje się komfortowo w otoczeniu pracownic w „zbyt wyzywających ubiorach”. Minister proponuje więc, żeby długość spódniczek uregulować prawnie.

Podczas gdy konserwatyści wykorzystują niejasne przepisy ustawy, żeby walczyć z muzycznymi hitami, trudno im dopuścić do siebie mało przyjemny fakt – prawdziwa, twarda pornografia jest w Indonezji nie tylko dostępna, ale też bardzo popularna. Wystarczy krótka wycieczka do Mangga Dua, centrum handlowego specjalizującego się w elektronice, żeby na własne oczy przekonać się, że rodacy orędowników zakazów, codziennie po cichu zapełniają dyski twarde gigabajtami zakazanych filmów.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

5 odpowiedzi

  1. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że kawałek jest całkiem niezły. Niestety w postprodukcji szlag trafił subtelność i głośność została tak mocno podkręcona, że skończyło się brickwallem. A szkoda.

  2. JuPe to trochę taka indonezyjska Doda, więc ma fundusze, żeby inwestować w producentów. Tomek jak się ogarnie, to wklei tu linki do typowego dangdutu prosto z taksówki.

  3. Póki co nie znalazłem dwóch kawałków o ciąży ale reszta jest w ramach dodatku multimedialnego do tesktu.

    Lia MJ & Asep Rumpi – Kołyszący Van

    http://www.youtube.com/watch?v=ZwtyHsKWM0Q

    Lala Karmela – Tylko Jedna Godzina (bardzo nie-dangdutowe)

    http://www.youtube.com/watch?v=RnL8J6LO0dc

    Rimba Mustika – Alfonsia Miłość (bez klipu)

    http://www.youtube.com/watch?v=CBXot3NZ2sQ

    Mozza Kirana – Łamianie Prawa

    http://www.youtube.com/watch?v=15ndTqWyaWs

    Minawati Dewi – Krokodyla Dziura

    http://www.youtube.com/watch?v=_XAFbmnhy-0

    Rya Sakila – Jest coś długiego

    http://www.youtube.com/watch?v=Vb9uaTpRIdw

    I na koniec jedna scena z „Be A Man”, które chyba całe jest na youtube.

    http://www.youtube.com/watch?v=Qlzn9SRwLTw

  4. Faktycznie, przy bliższym zapoznaniu te dangdutowe piosenki zaczynają przypominać „Daj mi tę noc” i alternatywną polską scenę dance lat dziewięćdziesiątych.

Możliwość komentowania została wyłączona.