Ostatnie tygodnie sugerują, że jeżeli chcesz osiągnąć sukces w afrykańskiej przestrzeni publicznej, to nie ma wyjścia – musisz rapować. Bez względu na to, czy chcesz przywrócenia dopłat do paliwa, czy przegranej skompromitowanego polityka w wyborach, kilka dobrych wersów na tłustych bitach załatwia sprawę.
No, chyba że należysz do skrajnie ekstremistycznej islamskiej partyzantki. Wtedy rymowanie o tyłeczkach na kradzionych 2Pacowi patentach może nie być najlepszym pomysłem.
Podpowiedź: jeżeli chcesz być gwiazdą rapu, to być może Al-Kaida nie jest właściwym targetem
Omar Hammami brzmi arabsko, ale chociaż ojciec chłopaka jest Syryjczykiem, to on sam urodził się już w Stanach Zjednoczonych, a w dzieciństwie większy wpływ miała na niego matka – amerykańska baptystka. Edukację zdobywał nawet w szkole biblijnej, co nie powinno dziwić, bo w jego rodzinnej Alabamie o wiele łatwiej o takie placówki, niż meczety. Ojciec próbował opowiadać Omarowi o islamie i uczyć go arabskiego, ale chłopak miał wtedy inne rzeczy na głowie. Był przewodniczącym klasy, grał w piłkę, słuchał Nirvany i podrywał dziewczyny. Dostał stypendium dla wybitnie uzdolnionych dzieci, zaczytywał się w „Buszującym w zbożu” i „1984”.
W 1996 r., po zamachu bombowym w Oklahomie, zapisał w swoim pamiętniku, że „wojna nie ma sensu” i że chciałby, „żeby przemoc zniknęła z powierzchni ziemi”.
Dekadę później dowodził już własnym oddziałem partyzantów w Somalii. Na kontrolowanych przez nich terenach, złodziejom ucinano ręce, a kobiety oskarżone o cudzołóstwo kamieniowano.
Omar trafił do Afryki po kilku latach coraz gwałtowniejszego radykalizowania się. Na islam nawrócił się jeszcze pod koniec liceum, a na uniwersytecie zaczął otwarcie głosić salafizm. Nie obronił dyplomu, rzucił studia, wyjechał do Kanady, gdzie ożenił się z tamtejszą muzułmanką, wyjechał razem z nią do Egiptu, a w 2006 r. przedostał się wraz z grupką innych fanatyków do Somalii, gdzie przyłączył się do bojówek Al-Shabab.
W szeregach radykalnych islamistów walczy bardzo wielu obcokrajowców. Jest sporo Arabów z Zatoki Perskiej, są Czeczeni i Uzbekowie, ochotnicy z Kenii i Tanzanii, a nawet Niemcy i Bośniacy. Samych tylko obywateli USA, jest w Al-Shabab najprawdopodobniej około czterdziestu.
Żaden nie zyskał sobie jednak takiej sławy jak Omar, który jest teraz bardziej znany jako Abu Mansoor Al-Amriki, „Amerykanin”.
Według informacji informacji amerykańskiego wywiadu, oraz relacji byłych członków Al-Shabab, którzy przeszli na stronę rządową, Al-Amriki bierze regularny udział w walkach, dowodzi własnym plutonem żołnierzy, a nawet pomaga w zarządzaniu finansami organizacji.
Jednak jego gwiazda rozbłysła na dobre, kiedy w internecie zaczęły się pojawiać kolejne nagrania jego „salafickiego rapu”. Tak słabego, że wstydziliby się go nawet T-Raperzy znad Wisły:
Debiut był już wystarczająco straszny, Dział Zagraniczny poddałby się już po usłyszeniu pierwszych wersów, ale Al-Amriki nie miał litości i nagrywał dalej.
W kwietniu zeszłego roku, wojska rządowe ogłosiły, że Omar nie żyje. Amerykanin miał się jednak całkiem nieźle i postanowił ogłosić to światu w następnym militarystycznym rapie. Tym razem miał już chyba świadomość, że z jego wokalem jest gorzej niż źle, bo kawałek zatytułował „Send Me a Cruise Missile”, a wśród wersów pada między innymi tekst: „There’s nothing as sweet as the taste of a tank shell/But it could be compared to being where the mortar fell”.
Najwyraźniej wszyscy w oddziale Omara są głusi, bo nikt nie powiedział mu jak strasznym jest wokalistą. A on poszedł za ciosem i nagrał kolejny hit, „Make Jihad with Me”, w którym… ukradł linię wokalną z piosenki „Hail Mary” Tupaca.
Do tego czasu Al-Amriki najwyraźniej całkowicie już odpłynął, bo w tekście znajdziemy taką perełkę jak: „Make jihad with me/Allahu Akbar, get some more booty”. Dział Zagraniczny nigdy nie był na żadnej imprezie Al-Shabab, ale zaraz po usłyszeniu tego numeru pomyślał sobie, że nie jest to refren, który podrywa tłumy radykalnych islamistów do grubego bałnsu.
I faktycznie. W zeszłym tygodniu, Omar zamieścił na Youtube nagranie, w którym lamentuje (wyjątkowo, nie rapując), że jego towarzysze chcą go zabić:
Hammami mówi, że pomiędzy nim, a dowództwem Al-Shabab doszło do poważanych różnic zdań jeżeli chodzi o szarijat i strategię walki, oraz że w związku z tym obawia się o swoje życie. W sieci szybko pojawiły się też plotki, że Omar został uwięziony. Partyzanci jeszcze szybciej zdementowali te informacje (jak na fundamentalistów przystało: na swoim oficjalnym Twitterze), ale faktem jest, że od kilkunastu dni nie wiadomo gdzie jest, ani co się z nim dzieje.
Choć Dział Zagraniczny nie zdziwiłby się, gdyby chodziło o to, że ktoś ważny w Al-Shabab miał już kompletnie dość kolejnych rapów Omara, ale w rzeczywistości cała sytuacja może być potwierdzeniem, że w islamistycznej partyzantce coraz bardziej spadają morale.
Od początku roku, fundamentaliści ponoszą coraz większe straty na froncie. Wojska rządowe kontrolują już praktycznie całe Mogadiszu, a pod koniec lutego, Etiopczycy bez trudu zdobyli dotychczasową twierdzę partyzantów – Baidoa. W centrum kraju wystąpili przeciw nim sufici, a od południa napierają wojska z Kenii. Coraz skuteczniejsze są amerykańskie ataki rakietowe na wybrane cele. Według niektórych źródeł, w samym Al-Shabab narasta atmosfera paranoi, a obcokrajowcy są coraz częściej oskarżani o szpiegostwo. Ostatnio miano z tego powodu stracić dwóch z nich.
Być może Omar obawia się więc, że czeka go podobny los. Na kontrolowanych przez siebie terenach, Al-Shabab zabraniał słuchania muzyki i tańczenia. Wątpliwe więc, by Amerykaninowi pomogły jego hity. Szczególnie ten o dżihadzie i tyłeczkach.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Bardzo dobrze, że polskiego czytelnika to nie interesuje bo jeszcze namieszało by się owemu czytelnikowi w głowie i myśl, że islamski fundamentalista to wcale nie jest taki pasterz wielbłądów w turbanie i z automatem kałasznikowa pod pachą, mogła by zrujnować obraz skrupulatnie kreowany przez inne media.
Tak więc – wielkie dzięki za kolejny rewelacyjny wpis 😉
PS.
Swoją drogą co w człowieku musi siedzieć, że odrąbywanie rąk i kamienowanie cudzołożnic przedkłada nad słuchanie Nirvany?? że o tworzeniu żenującego rapu nie wspomnę.
morale spadaja jak morele!
A podobno myzyka łagodzi obyczaje…;)
Dopiero teraz trafiłam na tą stronę i żałuję, że tak późno, teraz nadrabiam. Teksty są świetne i mnie jako polskiego czytelnika to interesuje;)