Władze Angoli posłały właśnie za kratki jednego ze swoich najbardziej wygadanych krytyków. Dosłownie, bo więzień jest raperem. A hip hop to jedna z rzeczy, których drugi najdłużej panujący dyktator Afryki boi się dziś najbardziej.

AngolaJosé Eduardo dos Santos dmucha na zimne, bo na lekceważeniu raperów przejechało się już kilku jego kolegów po fachu (Fot. Coletivo Batida)

W poniedziałek sąd w Luandzie skazał 17 osób na kary od dwóch do ośmiu lat więzienia za rzekomą próbę obalenia władzy. Dowód? Dyskusyjny klub książkowy, do którego należeli wszyscy oskarżeni – w czerwcu, gdy zostali aresztowani, akurat omawiali na nim dzieło Gena Sharpa „Od dyktatury do demokracji, podstawy walki wyzwoleńczej” (w Polsce wydanej przez Ruch Wolność i Pokój).

Gene Sharp nie wygląda na rewolucjonistę, ale ma większe zasługi w walkach z różnymi dyktaturami niż Che Guevara. Urodzony w 1928 r. politolog już w swojej pracy doktorskiej na Oksfordzie zajmował się obywatelskim nieposłuszeństwem jako formą walki przeciw opresyjnej władzy. Przez następne ćwierć wieku aktywnie propagował opór bez użycia przemocy i dlatego w 1993 r. to właśnie do niego zgłosili się demokratyczni działacze z Birmy z prośbą, żeby zredagował dla nich skrypt z metodami aktywnego sprzeciwu wobec wojskowej junty. Sharp przyjął zadanie, ale miał z nim początkowo wielkie problemy, bo o azjatyckiej ojczyźnie swoich zleceniodawców wiedział niemal nic. Ta pozorna wada okazała się jednak największą zaletą autora: nie mogąc się odnieść do specyficznych warunków, napisał książkę o otwartej strukturze, której rozwiązania można zastosować w dowolnym kraju. I tak też się stało – jak dotąd instruktaż został przetłumaczony na ponad 30 języków, a do korzystania z zawartych w nich rad przyznawała się opozycja między innymi w Indonezji (która obaliła prezydenta Suharto w 1998 r.), Serbii (gdzie Slobodan Milošević musiał oddać władzę w 2002 r.), Iranie (prokuratura oskarżająca uczestników Zielonej Rewolucji z 2009 r. za okoliczność obciążającą uznawała lekturę „Od dyktatury do demokracji”), Egipcie (podczas Arabskiej Wiosny) oraz Hong Kongu (podczas ulicznych protestów sprzed dwóch lat). O zagrożeniu ze strony tej literatury mówił jeszcze za życia Hugo Chávez, a w rosyjskie drukarnie w których powstawało jej lokalne wydanie, spłonęły w niewyjaśnionych okolicznościach.

Główne przesłanie książki Sharpa to, że dyktatorska władza opiera się wyłącznie na posłuszeństwie uciskanych. Żeby obalić reżim, należy więc konsekwentnie oswajać obywateli z aktami protestu wobec rządzących, aż społeczeństwo poczuje się w końcu silniejsze od reżimu i doprowadzi do jego upadku. Taką metodę drobnych kroków stosowali właśnie w Angoli członkowie wspomnianego klubu dyskusyjnego. A w rozpowszechnianiu swoich haseł byli nad zwyczaj skuteczni – bo to najpopularniejsi w kraju raperzy.

MCK (naprawdę nazywa się Katrogi Nhanga) zyskał ogólnonarodową sławę w 2003 r., gdy kilku członków Gwardii Prezydenckiej publicznie utopiło w Atlantyku młodego pracownika myjni samochodowej, który głośno recytował krytyczne wobec władzy wersy muzyka. Choć funkcjonariusze chcieli w ten sposób nastraszyć jego możliwych naśladowców, to osiągnęli dokładnie odwrotny efekt: utwory MCK stały się natychmiastowymi hitami w musseques, czyli dzielnicach biedoty w Luandzie, oraz w candongueiros, służących za taksówki mini-busikach, które są najpopularniejszą formą transportu w mieście. W jego ślady szybko poszli inny raperzy, między innymi Brigadeiro 10 Pacotes, Nástio Mosquito, Carbono Casimiro oraz najbardziej dziś znany: Ikonoklasta, który w poniedziałek usłyszał wyrok ponad 5 lat więzienia.

Przyszedł na świat 34 lata temu jako Henriques Luaty Beirão. Miał szczęście urodzić się w rodzinie zasłużonych członków MPLA, partii która wywalczyła niepodległość Angoli, ojciec rapera aż do śmierci był przewodniczącym Fundacji José Eduardo dos Santosa, czyli pierwszego i jak dotąd jedynego prezydenta kraju. Dzięki temu Beirão dorastał w dostatku, część dzieciństwa spędził w Portugalii, inżynierię studiował w Anglii, a ekonomię we Francji. Ikonoklasta twierdzi, że to właśnie dzięki nauce tej ostatniej dyscypliny przejrzał na oczy i zrozumiał, że to środowisko jego własnej rodziny żeruje na ogromnej większości mieszkańców Angoli. Początkujący raper postanowił wtedy wrócić na stałe do ojczyzny, nawiązać współpracę z MCK i od podstaw budować obywatelski ruch protestu.

Okazało się, że to właśnie hip hop jest opozycyjnym narzędziem, które sprawdza się w Angoli. W Luandzie działa krytyczna wobec władzy prasa, ale jej zasięg jest ograniczony do bardzo wąskiego grona wykształconej elity, bo ponad połowa dorosłych w tym kraju to analfabeci. Aż 60 proc. mieszkańców ma mniej niż 25 lat i swoją wiedzę o świecie czerpie z mediów elektronicznych. Rap wymierzony w prezydenta trafia do nich za pośrednictwem popularnego radia Despertar, internetu oraz rozbudowanej sieci ulicznych sprzedawców – muzycy godzą się na rozpowszechnione piractwo, bo dzięki niemu docierają do szerszego grona odbiorców. Organizacja Central7311 (na której czele stoi Ikonoklasta) od 2011 r. włącza się we wszelkie możliwe protesty, z których część urządza też sama. Przed wyborami w 2012 r. zorganizowała specjalne centrum alarmowe, w którym można było zgłaszać fałszerstwa i naruszenie prawa podczas oddawania głosów. Członkowie grupy byli wielokrotnie zastraszani i bici (Beirão ma na głowie wyraźną bliznę po napaści „nieznanych sprawców”), a mimo to dalej nagrywają takie utwory:

José Eduardo dos Santos ma powody, żeby bać się właśnie raperów. Hip hopowcy byli jednymi z najaktywniejszych uczestników Arabskiej Wiosny w 2011 r. (w Maroku, gdzie się nie powiodła, popularny wśród młodzieży El Haqed wciąż siedzi z tego powodu w areszcie), rok później dowodzony przez nich ruch Y’en a Marre skutecznie zablokował prezydentowi Senegalu możliwość pozostania u władzy na specjalną trzecią kadencję, a w 2014 r. demonstracje, które obaliły dyktatora Blaise Compaoré, nie byłyby tak liczne, gdyby nie wezwał do nich popularny wśród młodzieży raper Smockey.

A dos Santos nie może już ignorować zmian społecznych nastrojów. Chociaż pod jego rządami udało się zakończyć krwawą wojnę domową, a dzięki eksportowi ropy w poprzedniej dekadzie Angola stała się najszybciej rozwijającą się gospodarką świata, to na bonanzie skorzystali nieliczni. Aż 70 proc. mieszkańców kraju żyje dziś za mniej niż 2 dolary dziennie, 20 proc. dzieci nie dożywa piątego roku życia, a miejskie slumsy są regularnie wyburzane – jednak nie dla polepszenia warunków życia ich mieszkańców, bo ci są wyrzucani na dalekie peryferia. Państwo nie inwestuje w edukację własnej młodzieży, do pracy przy licznych projektach naftowych i budowlanych zjechało więc na miejsce aż 130 tys. obcokrajowców, w wielu przypadkach z dawnej metropolii Portugalii. Tymczasem, według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tylko w latach 2007-2010, z budżetu bez śladu wyparowały 32 mld dolarów. Tajemnicą poliszynela jest, że pieniądze powędrowały do kieszeni elity skupionej wokół prezydenta (śledztwo ujawniło, że elitę finansową kraju stanowią jego dawni towarzysze z czasów partyzanckich, którzy używając państwowych środków objęli kontrolą wydobycie i handel diamentami) oraz… jego córki. Choć Isabel dos Santos oficjalnie nie podaje wielkości prywatnego majątku, to magazyn „Forbes” szacuje go na 3,5 mld dolarów, co daje jej pierwsze miejsce na liście najbogatszych kobiet w Afryce.

Do tej pory rząd starał się utrzymywać emocje na wodzy, sponsorując drużyny sportowe, hojnie obdarowując kościoły, a także utrzymując możliwie jak najniższą cenę piwa. Ale wartość ropy naftowej od miesięcy konsekwentnie spada i możliwości finansowe reżimu zaczynają się kurczyć, a społeczne niezadowolenie – również wśród szeroko pojętej elity – zaczyna rosnąć. Pod koniec lutego zmarł Lúcio Lara, historyczny komendant MPLA, który miał pierwotnie zostać prezydentem Angoli, ale w wyniku wewnętrznych konfliktów w partii ustąpił miejsca dos Santosowi, a potem odszedł z aktywnej polityki – fala kondolencji i nekrologów, która pojawiła się po jego śmierci, jest przez ekspertów odczytywana jako wyraz krytyki wobec aktualnej władzy. Dos Santos, od którego na całym kontynencie dłużej rządzi tylko dyktator Gwinei Równikowej (i to zaledwie o miesiąc), zapowiedział więc publicznie, że w 2018 r. przejdzie na emeryturę. Dopiero czas pokaże, czy mówi poważnie, bo w ciągu swojej 35-letniej kariery w roli głowy państwa, składał podobną deklarację już dwukrotnie.

Warto jednak zaznaczyć, że nie wszyscy raperzy spotykają się w tym kraju z takimi prześladowaniami jak Ikonoklasta. W grudniu główną gwiazdą wigilijnego koncertu na stadionie w Luandzie była Nicki Minaj. Imprezę zorganizowała sieć telefonii komórkowej Unitel, której współwłaścicielami jest rodzina dos Santosów. Najwyraźniej w Angoli można rapować, pod warunkiem że nie czyta się książek.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

2 odpowiedzi

  1. Znowu trzeba było dłuższą chwilę poczekać, ale było warto. Dzięki – zacny artykuł!

  2. „Główne przesłanie książki Sharpa to, że dyktatorska władza opiera się wyłącznie na posłuszeństwie uciskanych. Żeby obalić reżim, należy więc konsekwentnie oswajać obywateli z aktami protestu wobec rządzących, aż społeczeństwo poczuje się w końcu silniejsze od reżimu i doprowadzi do jego upadku. ”
    – czyli to co robią Polacy „od zawsze” 😀

Możliwość komentowania została wyłączona.