We wtorek Jean-Pierre Bemba usłyszał zarzuty, jakie stawiają mu prokuratorzy Międzynarodowego Trybunału Karnego. Na ławie oskarżonych zasiada obok niego czterech innych mężczyzn, w tym… szef jego zespołu prawników. Bo tym razem haski sąd nie będzie dociekał odpowiedzialności Bemby za gwałty i morderstwa (w tej sprawie toczy się inne postępowanie), tylko ustalał, czy korumpował on zeznających na jego poprzednim procesie świadków. A jest to prawdziwa plaga, która paraliżuje działania Trybunału.

Bemba1Proces Bemby może udowodnić, że sprawiedliwość jednak nie jest ślepa – zwłaszcza, gdy ktoś próbuje ją oszukiwać za plecami (Fot. hdptcar/Flickr)

Międzynarodowy Trybunał Karny to pierwsza w historii instytucja mająca za zadanie ścigać i karać pojedyncze osoby winne popełniania ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości oraz zbrodni wojennych. Ale choć w chwili jego powołania w 2002 r. wiązano z tym wyjątkowym sądem wielkie nadzieje, to po latach ustąpiły one miejsca rozczarowaniom. Choć jak do tej pory przed MTK postawiono 36 oskarżonych (wszystkich bez wyjątku z Afryki), to ostatecznie skazanych zostało jedynie 2 z nich. Zdaniem obserwatorów, powodem takiej nieudolności jest właśnie korumpowanie lub zastraszanie świadków – a przypadek Bemby jest tego wręcz modelowym przykładem.

Podczas gdy większość jego rówieśników z Demokratycznej Republiki Konga dorastała w biedzie, Jean-Pierre (dziś 53-letni) cieszył się więcej niż dostatnim dzieciństwem. Jego ojciec był jednym z najbliższych współpracowników Mobutu Sese Seko, ekstrawaganckiego dyktatora, który na czas swoich rządów przemianował państwo na Zair. Pod jego skrzydłami Bemba senior objawił się jako niezwykle sprawny biznesmen, choć największe pieniądze zbijający w szarej strefie: jako założyciel pierwszej prywatnej linii lotniczej w kraju, dzięki jej samolotom zbił prawdziwą fortunę na przemycie broni do ogarniętej wojną domową Angoli. Wraz z rodziną dzielił czas pomiędzy Kinszasę a Gbadolite – rodzinne miasto Mobutu, które dyktator uczynił swoją główną siedzibą, rozbudowując wedle swoich fantazji w ten sposób, że szybko zyskało miano „Wersalu dżungli” (na stanie były między innymi lotnisko, na którym mógł lądować concorde, a także największy bunkier w całej Afryce). Ale sam Jean-Pierre, którego matka zmarła gdy miał 12 lat, nie dogadywał się z patronem rodu ani macochą, więc został odesłany na naukę do Brukseli. Odwiedzał jednak ojczyznę na tyle często, że w końcu Mobutu zrobił go osobistym sekretarzem (jego siostra wyszła za syna dyktatora).

Młody Bemba niedługo później zaczął zarządzać niektórymi firmami ojca, ale wkrótce ich drogi znowu się rozeszły. W 1997 r. Mobutu został obalony w zbrojnej rewolucji – Bemba senior pokazał wówczas, że nad polityczne afiliacje przedkłada sobie możliwości zarobku, szybko wziął stronę powstańców i został ministrem gospodarki w ich rządzie, tymczasem Jean-Pierre nie pogodził się z upadkiem dyktatora, a w ogarniętym wojną domową kraju stanął na czele własnej partyzantki, zwalczającej nowych kolegów patrona rodu. Ojciec i syn kontaktowali się tylko za pomocą mediów. „To jest wiadomość od Papy – lepiej przemyśl swoje postępowanie” mówił jednej z gazet Bemba senior, na co junior odpowiadał mu w innej: „Nie jestem już dzieckiem, mogę latać na własnych skrzydłach”.

Jean-Pierre ostatecznie zawarł rozejm ze swoimi przeciwnikami i w 2003 r. w ramach porozumień pokojowych został wiceprezydentem w rządzie przejściowym, a już trzy lata później startował w wyborach na głowę państwa (w kontrolowanych przez siebie północnych regionach zdobył niemal 100 proc. poparcia, ale zdobył też zaskakująco dobre wyniki na południu: efekt sowicie opłacanej kampanii, bo w trakcie wojny okazał się nawet bardziej uzdolnionym biznesmenem od ojca, zbił fortunę na przemycie oraz inwestycjach w elektronikę, media i transport; jego majątek w szczytowym momencie był szacowany na kilkaset milionów dolarów). Ale na rok przed złożeniem broni Bemba zdołał jeszcze udzielić pomocy zaprzyjaźnionemu dyktatorowi Republiki Środkowoafrykańskiej. Na jego prośbę wysłał swoją partyzantkę do tłumienia rebelii w tym kraju. Jego podwładnym nie udało się jej powstrzymać, ale na 5 miesięcy udało im się zamienić życie tamtejszych cywilów w prawdziwe piekło, głównie za sprawą masowych gwałtów: partyzanci Bemby, jeżeli nie dokonywali ich sami, to między innymi zmuszali synów do popełniania ich na własnych matkach. To właśnie za te te zbrodnie Jean-Pierre został w 2008 r. aresztowany w Belgii i postawiony przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze.

Proces w tej sprawie zakończył się w listopadzie zeszłego roku, ale wciąż nie zapadł w nim wyrok. Jego bezpośrednim następstwem jest za to druga sprawa, w której Bemba zasiada od wtorku na ławie oskarżonych.

Bemba2„A, nie pamiętam, wszystko jest takie jakby rozmazane” (Fot. FredR/Flickr)

Prokuratura przekonuje, że dokumenty z aresztu, w którym na czas trwania procesu osadzony był Bemba, bilingi telefoniczne i przelewy bankowe, a także zeznania świadków są dowodem na to, że ci ostatni byli przekupywani. Aimé Kilolo, szef zespołu prawników oskarżonego, wypłacał im sumy o równowartości od 200 do 26 tys. złotych, uspokajając ich przy tym, że „to nie żadna korupcja, tylko prezent od pana Bemby za zeznawanie na jego korzyść”. Jego kongijscy współpracownicy sami pisali opłacanym przez siebie ludziom treść ich „wspomnień”, a przy tym bardzo starali się, by o takim działaniu nie dowiedzieli się wchodzący w skład obrony brytyjscy prawnicy. Żeby uniknąć wpadki, w SMS-ach stosowali ułożony przez siebie kod. I tak, „kawa” oznaczała pieniądze, a np. „kolor” to sesje, na których zapamiętywano fałszywe zeznania.

Zdaniem ekspertów, to nagminne praktyki ze strony kolejnych oskarżonych. Decyzje MTK są bowiem podejmowane przede wszystkim na podstawie zeznań poszkodowanych i świadków, a innego rodzaju dowody mają jedynie charakter pomocniczy. W lipcu aresztowano dwóch Kenijczyków, którzy mieli stosować identyczne praktyki co ekipa Bemby (plus pogróżki) w sprawie o krwawe zamieszki etniczne w tym kraju, do jakich doszło po wyborach w 2007 r. Trybunał był wcześniej zmuszony do odpuszczenia ścigania w tej sprawie większości oskarżonych (w tym prezydenta Uhuru Kenyatty), bo aż 16 na 42 świadków prokuratury wycofało wcześniejsze zeznania.

Jean-Pierre Bemba może więc stać się pierwszym skazanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny za korumpowanie świadków. Tego ciekawego wydarzenia nie doczekał jednak jego ojciec: zmarł w Belgii niecały rok po aresztowaniu syna. Aż do ostatniej chwili gorąco domagał się jego uwolnienia.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. wielkie dzięki za pisanie właśnie o tych „nieinteresujących” tematach!
    Kongo od lat powinno być na pierwszych stronach gazet… a jakoś nie jest.

Możliwość komentowania została wyłączona.