Jest zagorzałym konserwatystą. Przed dekadą, gdy rząd próbował prowadzić politykę równouprawnienia płci, krzyczał że że zmiany zabiją tradycyjny model rodziny. Przytakiwał koledze przekonującemu, że „maszyny do robienia dzieci” powinny siedzieć w domu. I od lat konsekwentnie twierdzi, że nie powinno się przepraszać tysięcy kobiet zmuszonych przez jego kraj do prostytuowania się podczas II Wojny Światowej.

Dlaczego więc premier Shinzo Abe stał się ostatnio japońskim feministą numer jeden? Bo trudno mu się kłócić z matematyką.

JaponiaDla większości Japonek zawodowa podróż kończy się na przystanku Pierwsze Dziecko (Fot. Maciej Okraszewski/Dział Zagraniczny)

Na początku września Abe odświeżył skład swojego gabinetu: przed reformą kobiety rządziły dwoma ministerstwami, obecnie kierują już pięcioma. To między innymi efekt ogłoszonych w zeszłym roku planów premiera, który zapowiedział wówczas stworzenie „społeczeństwa, w którym kobiety błyszczą”. A jakiś jaśniejący punkt jest Abe wyjątkowo potrzebny, bo jego dotychczasowe osiągnięcia niespodziewanie zbladły.

Krótko po objęciu władzy premier wprowadził szereg reform gospodarczych, które od jego nazwiska ochrzczono „abekonomią”. Po początkowych imponujących sukcesach, przyszedł jednak gorszy okres. W kwietniu podatek VAT został podniesiony z 5 do 8 proc., w czym większość analityków rynku widzi powód, dla którego japoński PKB skurczył się w ciągu kwartału o 6,8 proc. – to najgorszy wynik od czasu katastrofalnego trzęsienia ziemi z 2011 r. Tymczasem podatek ma być powtórnie podniesiony już za kilkanaście miesięcy, co z pewnością jeszcze mocniej odbije się na konsumpcji wewnętrznej, motorze napędowym lokalnej gospodarki. I to dlatego silny człowiek u steru, jak lubi się prezentować Abe, wygląda ratunku w słabszej płci.

Chociaż na Wisłą Japonia często wydaje się krajem z przyszłości, to pod względem aktywności zawodowej kobiet Kraj Kwitnącej Wiśni jest daleko w tyle nawet za Europą Wschodnią. Według danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju w zeszłym roku aktywnych zawodowo było rekordowe jak na ten kraj 65 proc. Japonek powyżej piętnastego roku życia, ale równocześnie kobiety zajmowały jedynie 1 proc. stanowisk w radach nadzorczych – to mniej, niż np. w Indiach, albo tradycyjnie patriarchalnych Bahrajnie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. I to pomimo, że według tego samego OECD, japońskie absolwentki uczelni wyższych należą do najlepiej wykształconych dziewcząt na świecie. W prowadzonym przez Światowe Forum Ekonomiczne rankingu nierówności ze względu na płeć Japonia zajmuje 105. miejsce na 136 możliwych. Do tej pory te problemy nie leżały jednak na sercu rządzącym – tylko co dziesiąty parlamentarzysta jest bowiem kobietą.

W 1997 r. japońska pisarka Mariko Hashioka, która publikuje pod pseuodunimem Natsuo Kirino, wydała książkę „Ostateczne wyjście” (w Polsce wydaną w 2005 r. nakładem wydawnictwa Sonia Draga). Choć dzieło na pierwszy rzut oka wydaje się kryminałem – główna bohaterka pomaga koleżance ukryć zwłoki zamordowanego przez nią męża – to szybko stało się bestsellerem ze względu na swoją socjologiczną warstwę. Opisywane kobiety są ofiarami własnych mężów, którzy znęcają się nad nimi po powrocie z pijackich libacji po pracy, same dorabiają o dziwacznych godzinach i za głodowe stawki w fabryce bento, a w tym samym czasie nie mają z kim zostawić dzieci. Choć od pierwszego wydania książki niedługo miną już dwie dekady, to w tym czasie niewiele się zmieniło: sektor pracy w niepełnym wymiarze i za najniższe możliwe stawki jest w 77 proc. opanowany przez kobiety, z reguły dorabiające sobie w wolnej chwili mężatki. Dzieje się tak między innymi dlatego, że aż siedem na dziesięć Japonek rzuca pracę po urodzeniu pierwszego dziecka (ze względu na brak wystarczającej ilosci żłobków i niepraktyczne godziny otwarcia placówek opieki nad dziećmi) już nigdy później do niej nie wraca.

A tymczasem Japonia desperacko potrzebuje nowych pracowników. Według rządowych prognoz, do 2055 r. ich liczba zmaleje o niemal 40 proc., podczas gdy podwoi się liczba emerytów, na których nie będzie komu zarabiać. Rozwiązaniem może być właśnie wciągnięcie do pracy kobiet, bo przykłady z innych krajów rozwiniętych wskazują, że tam gdzie są one aktywne zawodowo, równocześnie wzrasta dzietność. Przy okazji wejście dyskryminowanej płci na rynek może okazać się nieocenione i na krótką metę – lokalny oddział Goldman Sachs prognozuje, że gdyby zatrudnienie kobiet dorównało na japońskim rynku zatrudnieniu mężczyzn, PKB wzrósłby nawet o 15 proc.

Stąd właśnie zmiana poglądów Shinzo Abe, który obecnie coraz częściej mówi o potrzebie dostosowania pracy żłobków i przedszkoli do potrzeb nowoczesnych kobiet, oraz przekonuje, że firmom powinno zależeć na tworzeniu pomieszczeń do karmienia piersią. Premier jest żonaty – jego obecnie bezrobotna wybranka przed ślubem pracowała między innymi jako didżejka w radio, a przed kilku laty otworzyła w stolicy bar, ale rezygnację z jego prowadzenia wymusiła na niej konserwatywna teściowa. Trzeba mieć nadzieję, że w swoim najnowszym kursie politycznym Shinzo Abe będzie bardziej wytrwały, niż w sporach z własną matką.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

16 odpowiedzi

  1. Ten artykuł dobitnie mi udowodnił, że ja tak naprawdę nic nie wiem o Japonii.

  2. korektor czuwa: „konsumcji wewnętrznej”, dwie kropki kawałek dalej 🙂
    Celny artykuł, sam tytuł 10/10!

  3. Konsumpcja też poprawiona.

    Bartoszcze:

    No właśnie nie jestem pewien, bo większosć źródeł podaje VAT, ale np. Forbes pisze „Podniesienie stawki podatku obrotowego (odpowiednika podatku VAT)” (http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/Wydarzenia/japonia-podnosi-podatek-obrotowy-z-5-do-10-proc-,29381,1). Tymczasem po angielsku piszą o sales tax, ale w niektórych tekstach zaznaczają właśnie (tak jak Forbes), że to ekwiwalent VAT. Wyborcza jeszcze dorzuca: „Za tak drastyczny spadek odpowiada właśnie podatek handlowy, czyli odpowiednik podatku VAT” (http://wyborcza.pl/1,75248,16470836,Ogromny_spadek_PKB_Japonii__Ale_spokojnie__to_kontrolowana.html)

  4. Pozwolę sobie skomentować, bo temat akurat mnie dotyczy. Ze żłobkami akurat nie jest tak źle. My spokojnie dostaliśmy na prawdę super żłobek w dobrej lokalizacji. Cena jest też ok. Żłobek działa w godzinach od 7:30 do 18tej z opcją przedłużenia o godzinę za małą dopłatą. Żona pracuje po japońsku czyli jak wróci o 22:00 to jest dobrze. Ja akurat dzięki mojemu szefowi mam możliwość odbierania naszej córeczki. Prawdziwym problemem jest mentalność pracy, która wymaga zostawania po godzinach. No i mentalność lokalnej konserwy. Ostatnio parlamentarzystka wypowiadała się w sejmie na temat równouprawnienia, to faceci z partii Abe strasznie z niej kpili (np kiedy urodzisz dziecko, jesteś już za stara na ciążę itp.) . Plusem jest to, że musieli później publicznie się ukorzyć. Ja osobiście cieszę się, że moja żona przełamuje stereotypy, ale jak czasami w piątek zabiorę córeczkę do parku to widać, że jeszcze jest duuuuużo do zrobienia. ( na tysiąc dzieci z opiekunami jestem nie tylko jedynym obcym ale i jedynym facetem).

    Pozdrowienia z Tokio

  5. Ooo, bardzo cenny insight, dziękuję w imieniu wszystkich za podzielenie się.

    Jedno pytanie: zamierzasz posłać dziecko do zwykłej szkoły, czy międzynarodowej? Pytam, bo moi znajomi z mieszanym pochodzeniem mieli bardzo poważne problemy zarówno z rówieśnikami, jak i nauczycielami, dopóki rodzice nie przepisali ich właśnie do placówek międzynarodowych (rzecz w jednym przypadku działa się w Tokio, w drugim w Osace). Ale dziś oboje mają po ok. 30 lat, więc zastanawiam się, czy coś się od lat 90. zmieniło w tej kwestii i jaka jest Twoja opinia jako rodzica.

    Pzdr

  6. Sales tax znacząco różni się od value added tax. Pisanie o nim jako o odpowiedniku czy ekwiwalencie jest uzasadnione tylko w tym sensie, że oba są podatkami pośrednimi. Większość krajów ma takie podatki, więc jest to albo sales tax (USA) albo VAT (UE, Rosja). Sales tax jest o wiele prostszy w naliczaniu i dokumentacji, w VAT dokumentowanie transakcji zakupowych można doprowadzić do absurdu (jak w Polsce) bo dają one prawo do odliczeń.

  7. Ok, dzięki za wpis. Wyżej Piotr napisał z Tokio, że chodzi jednak o VAT, więc nie zmieniam tego w poście.

    Pzdr

  8. Mam dylemat. Z jednej strony wolałbym, aby chodziła do lokalnej szkoły i miała japoński (przede wszystkim pisany) opanowany. Z drugiej strony już po żłobku widzę, że zaczyna się dyscyplina / tresura biednego dziecka. Trzecim aspektem jest to, że już w żłobku jest określana jako knąbrna ( ku radości taty i rozpaczy mamy 🙂 ). Ma własne zdanie i nie zawsze chce się bawić w grupie. Ba zaczyna tworzyć własną grupę i wciąga inne dzieci do niezaplanowanej zabawy ku przerażeniu wychowawczyń (o czym nam skrupulatnie doniesiono w dzienniczku żłobkowym). Szczerze mówiąc nie wiem. Łatwiej jej będzie w szkole międzynarodowej i byłby to może lepszy krok do jej przyszłości. Jednak chciałbym aby też miała przyjaciół, którzy nie bedą sie zmieniali co roku. Ciężki orzech do zgryzienia. Decyzję na razie odkładam w czasie.

  9. Pps. Co do VATu proszę mnie nie traktować jako wyrocznię. Na 99% wydaje mi się, że jest to VAT, ale mogę się mylić. Z perspektywy zjadacza chleba wszystko ( jedzenie, transport, paliwo) skoczyło o te 3% do góry, a nawet niektórzy sobie zaokrąglili. Z ciekawostek dodam, że to była pierwsza podwyżka od ntych lat i Japończycy ją generalnie bardzo łagodnie przełknęli. Główna argumentacja była taka, że i tak mają niskie podatki. Jedynie Polak starał się podburzać innych 😉 . Makroekonomiczne podwyższanie podatków i drukowanie pieniędzy ma na celu zakończenie ponad 20-letniej inflacji . Z mojej perspektywy zdrożało mi piwo w ulubionej knajpie :-/ . Pamiętam inflację u nas na początku lat 90tych i nie jestem entuzjastą.

  10. (ze względu brak wystarczającej ilosci żłobków i niepraktyczne godziny otwarcia placówek opieki nad dziećmi)

    Zjadłeś „na”.

Możliwość komentowania została wyłączona.