Jest jedynym człowiekiem, który kiedykolwiek pokonał Tygrysią Maskę – po tym starciu obaj panowie zostali najlepszymi przyjaciółmi. Równie dobre relacje nawiązał z Muhammadem Alim, choć w remisowym pojedynku spowodował u boksera poważną kontuzję nogi. Walczył z najsłynniejszymi amerykańskimi wąsaczami: Hulkiem Hoganem i Donem Fryem, znanym lepiej jako Tom Selleck na sterydach. Zdobył mistrzostwo Brazylii w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Jest jednym z prekursorów współczesnego MMA.

Najbardziej ceni sobie jednak pracę samozwańczego dyplomaty: Japończyk Antonio Inoki chce poprawić międzynarodowy wizerunek sąsiadów, dlatego latem organizuje wielki zapaśniczy show w Korei. Tej północnej.

Tygrysia MaskaInoki weryfikuje walkę klas (Fot. Takeshi Tamiya/Tygrysia Maska)

Państwowa agencja informacyjna w Korei Północnej oficjalnie potwierdziła, że pod koniec sierpnia w Pjongjangu odbędzie się pokaz wrestlingu na wielką skalę. Chociaż nazwiska zawodników nie zostały jeszcze podane do publicznej wiadomości, to nieoficjalnie wiadomo, że w przedsięwzięciu biorą udział obcokrajowcy, przede wszystkim Japończycy i Amerykanie, których rodacy są największymi na świecie fanami tej formy rozrywki. Jej kibiców można też najwyraźniej znaleźć wśród komunistycznych dygnitarzy z półwyspu, bo tamtejszy reżim z uporem godnym lepszej sprawy próbuje przeszczepić wrestling na miejscowy grunt już od pół wieku.

Obsesja aparatczyków długo nazywała się Rikidōzan, miała 175 cm wzrostu i solidne 110 kg wagi. Najpopularniejszy zapaśnik w Azji Wschodniej urodził się w 1924 r. w dzisiejszej Korei Północnej, choć już jako nastolatek wyemigrował do Japonii. Początkowo próbował szczęścia jako zawodnik sumo, ale po kilku latach porzucił ten sport ze względu na (silny do dziś) szowinizm Japończyków wobec etnicznych Koreańczyków – mimo, że specjalnie zmienił nazwisko z Kim Sin-rak na bardziej wyspiarsko brzmiące Mitsuhiro Momota, to sędziowie wyraźnie faworyzowali jego przeciwników. Rikidōzan wpadł więc na genialny pomysł: zamiast bić się z miejscowymi, na ich oczach będzie poniżał znienawidzonych okupantów. W latach 50. w Kraju Kwitnącej Wiśni wciąż silna była niechęć do Amerykanów, którzy pobili imperium podczas wojny, a potem upokorzyli je zmuszając cesarza do wyrzeczenia się boskiego statusu, skazując wojskowych i politycznych przywódców kraju w publicznym procesie i narzucając własnoręcznie napisaną konstytucję. Rikidōzan odbył szybki kurs zapaśniczy, wypracował kilka firmowych ruchów i rozpoczął triumfalny marsz po sławę, pokonując jednego Jankesa za drugim w serii pojedynków przebiegających zawsze zgodnie z tym samym scenariuszem – obcokrajowiec bez przerwy fauluje i już niemal wygrywa, kiedy były sumita nadludzkim wysiłkiem daje odpór i triumfuje w samej końcówce. Zwycięstwa łechtały narodową dumę tak mocno, że niektóre walki Rikidōzana do dziś dzierżą rekordy oglądalności japońskiej telewizji. Przez całą jego karierę, zapaśnika upokarzającego Amerykanów próbowała przekonać do powrotu Korea Północna, kusząc wysoką pensją, oficjalnymi stanowiskami i uwielbieniem mas. Mimo, że jego córka wyszła nawet za mąż za tamtejszego ministra sportu, to Rikidōzan nigdy nie zdecydował się na przyjęcie propozycji. Po jego śmierci (zmarł na zakażenie, po tym jak został przez gangstera Yakuzy dźgnięty nożem ociekającym uryną) komuniści wystawili mu jeszcze okazały grobowiec w stolicy i wydali biografię pod znamiennym tytułem „Jestem Koreańczykiem”, która na krótko stała się lekturą obowiązkową, po czym spróbowali szczęścia z najbardziej utalentowanym uczniem Rikidōzana, Antonio Inokim.

Naprawdę ma na imię Kanji, ale używa łacińskiego zamiennika, od kiedy jego rodzina wyemigrowała do Brazylii po śmierci ojca. W nowym kraju Antonio harował na plantacji kawy, a w wolnych chwilach ćwiczył lekkoatletykę, wygrywając kolejne zawody w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Na potężnie umięśnionego, mierzącego ponad 190 cm wzrostu nastolatka, Rikidōzan zwrócił uwagę w 1960 r. podczas występów dla rodaków na obczyźnie (w São Paulo mieszka największa japońska diaspora na świecie) i bez trudu przekonał jego rodzinę, żeby pozwoliła mu wziąć chłopaka pod swoje skrzydła. Inoki trafił do dojo, które stało się kuźnią najbardziej znanych japońskich zapaśników: choć początkowo tonął w ich cieniu, to już w latach 70. przygniótł rywali sławą, a w połowie dekady nagle usłyszał o nim cały świat.

Kilka lat wcześniej, do Japonii trafił Karl Gotch. Utalentowany zapaśnik, na Igrzyskach Olimpijskich w 1948 r. reprezentujący Belgię jeszcze pod swoim prawdziwym nazwiskiem Istaz, w ciągu kariery chętnie przyswajał dźwignie, duszenia i niekonwencjonalne rozwiązania z innych stylów walki. W Kraju Kwitnącej Wiśni zaczął przekazywać tę wiedzę miejscowym zawodnikom, z których wielu dzieliło się też z kolegami własnymi doświadczeniami z karate, boksu tajskiego czy jiu jitsu. W gronie adeptów znalazł się też Antonio Inoki, który postanowił sprawdzić nowe umiejętności w praktyce. W krótkim czasie, w pojedynkach przypominających dzisiejsze MMA, pokonał między innymi karateków, bokserów, sumitów. Ukoronowaniem jego wysiłków wydawało się zwycięstwo nad Wilhelmem Ruską, złotym medalistą w judo na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium – do czasu, gdy Inoki stanął naprzeciw Muhammada Aliego.

Do dziś relacje na temat tego, co naprawdę wydarzyło się w Tokio 26 czerwca 1976 r. są niejasne. Choć zasady pojedynku zostały ustalone jeszcze kilka miesięcy wcześniej, to na dwa dni przed walką nagle dodano do nich absurdalne warunki: Ali miał prawo przerwać jakąkolwiek technikę kończącą pod warunkiem, że złapałby liny, tymczasem Inokiemu zabroniono obaleń i wchodzenia w klincz, a kopać miał prawo jedynie… gdy jednym kolanem dotykał maty. Według plotek otoczenie boksera było przekonane, że chodzi o umówioną pokazówkę, a kiedy już na miejscu stało się jasne, że Japończycy chcą prawdziwej walki, Amerykanie przestraszyli się, że legenda boksu nie poradzi sobie z obaleniami i nabawi się poważnej kontuzji, dlatego zagrozili zerwaniem kontraktu, jeżeli zasady pojedynku nie zostaną zmienione po ich myśli. Ostatecznie starcie okazało się absurdalne, Ali zadał łącznie tylko sześć ciosów, a Inoki nie podnosił się z ziemi, okopując nogi rywala. Ogłoszono zawstydzający remis, Amerykanin doznał poważnej kontuzji nóg, która ostatecznie odebrała mu legendarną szybkość i już nigdy w życiu nie udało mu się nikogo znokautować.

Tymczasem Inoki zyskał światową sławę, wrócił do wrestlingu, walczył z Hulkiem Hoganem, w serialu „Tygrysia Maska” stał się mentorem głównego bohatera, został posłem, założył własną firmę produkującą między innymi wodę mineralną i prezerwatywy (tysiąc jenów za paczkę z dwunastoma sztukami) i zorganizował kilka gal MMA. Oraz kuriozalną Kolizję w Korei:

Otoczenie Inokiego mówi, że zapaśnik zaczął jeździć do Korei Północnej z szacunku do korzeni Rikidōzana, do dziś odwiedził ten kraj już ponad 30 razy. On sam twierdzi, że chce pojednać zwaśnione narody, a nie ma do tego lepszego narzędzia, niż sport. Dlatego w 1995 r. zorganizował Kolizję w Korei, która do dziś jest rekordową galą wrestlingu, jeżeli chodzi o udział widowni – według oficjalnych danych, w ciągu dwóch dni przez trybuny przewinęło się 340 tys. osób. W show wzięły udział amerykańskie megagwiazdy tamtych czasów, czyli legendarni bracia Steiner, oraz Ric Flair. Ten ostatni dostał okrągłą sumkę za to, żeby w finałowej walce przegrać z samym Inokim, ale po powrocie do ojczyzny nie wspominał dobrze tego doświadczenia – w wywiadach przyznawał, że tuż po wylądowaniu w Pjongjangu odebrano mu paszport, przyznano tajniaka do towarzystwa, a w końcu próbowano zmusić, żeby przed kamerami przyznał, że Stany Zjednoczone są słabszym krajem.

Inokiemu w powtórce wielkiego show nie przeszkadzają nawet polityczne kontrowersje. Jeszcze do niedawna był bowiem posłem ultranacjonalistycznej Partii Odnowy Japonii, która jakąkolwiek współpracę z Koreą Północną uważa za zdradę. Ale w zeszłym miesiącu w ugrupowaniu doszło do rozłamu i sławny zawodnik tymczasowo pozostaje niezależny. W polityce zachowuje się zresztą jak na ringu, bo kilkanaście lat temu wydawało się, że został w niej położony na deski: w 1995 r. pierwszą przygodę z posłowaniem kończył w atmosferze skandalu, oskarżony o przyjmowanie łapówek od Yakuzy. Jak widać, zgodnie z zapaśniczym scenariuszem, Inoki w końcówce nie tylko wraca do gry, ale potrafi jeszcze wykręcić niespodziewany ruch, jak wrestling w Korei Północnej. Szkoda, że podobno bez Dennisa Rodmana.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. „kuźnią najbardziej najbardziej znanych japońskich zapaśników” – powtórzenie Ci się zdarzyło. super wpis!

  2. Jak zwykle nadzwyczaj nieinteresujący artykuł. Podobnie jak wszystkie poprzednie.

Możliwość komentowania została wyłączona.