Dennis Mumble potrafi robić dobrą minę do złej gry. Która w tym wypadku jest też kupiona. „Zajrzymy pod każdy kamień, żeby doprowadzić wszystkich winnych przed oblicze sprawiedliwości” deklarował wczoraj szef Południowoafrykańskiego Związku Piłki Nożnej, komentując aresztowanie jednego z czołowych krajowych sędziów w związku z podejrzeniami o korupcję. Działacz nie zająknął się jednak o tym, że tego samego dnia kontrakt z tutejszą reprezentacją zerwała Puma. Odzieżowy gigant doszedł do wniosku, że jego wizerunkowi szkodzą ciążące na drużynie oskarżenia o kupowanie meczy. Szczególnie dwóch dość podejrzanych spotkań sprzed rozgrywanych tu ostatnich Mistrzostw Świata.

Mundial sprzed trzech lat wydaje się dziś jedynie drobnym przerywnikiem w farsie, jaką na afrykańskich boiskach wystawiają piłkarze i działacze.

KarnyDużo karnych i mała przejrzystość gry to lokalna specjalność (Fot. Chris Jones/Flickr)

Republika Zielonego Przylądka miała szansę, żeby w przyszłorocznych mistrzostwach w Brazylii zostać najmniejszym krajem w historii, którego reprezentacja pojedzie na Mundial. Ale zaprzepaściła ją na własne życzenie, w meczu przeciw Tunezji wystawiając oficjalnie zawieszonego Fernando Varelę – FIFA zdyskwalifikowała wyspiarzy, a ich miejsce zajęli właśnie rywale. Zawieszonych piłkarzy próbowały w tym roku wysyłać na boisko także Etiopia i Togo, a Burkina Faso oraz Gabon najwyraźniej nie ufają własnym rodakom, bo w narodowe barwy postanowiły przyodziać zawodników urodzonych w Kamerunie. Być może kraje z północy kontynentu chciały się w ten sposób zabezpieczyć przed kompromitacją sąsiada z południa – Zambia wydała w tym tygodniu list gończy za swoimi trzema reprezentantami, którzy kłamali na temat swojego stanu zdrowia, żeby zamiast w meczu przeciwko Chinom uczestniczyć w zgrupowaniu kongijskiego TP Mazembe, w którym grają na co dzień.

Wszystkie państwa w Afryce bledną jednak przy Zimbabwe. Tu zawieszona jest już prawie setka działaczy i piłkarzy, włącznie z byłym kapitanem reprezentacji i jej pięcioma trenerami. Wszyscy są oskarżeni o wielokrotne sprzedawanie meczy z dużo niżej notowanymi rywalami, między innymi Omanem, Tajlandią, czy Syrią. Dożywotnią dyskwalifikacją jak do tej pory ukarano już piętnaście zamieszanych w aferę osób, w tym byłego szefa tutejszego związki piłki nożnej. Co chyba niewiele dało, skoro jego obecny przewodniczący Cuthbert Dube otwarcie głosi, że tegoroczne spotkanie z Angolą w ramach mundialowych eliminacji (przez Zimbabwe przegrane 0-2) również zostało kupione i to… jeszcze na pokładzie samolotu wiozącego ekipę do Luandy.

W RPA, która w 2010 r. przez chwilę znalazła się na oczach całego futbolowego świata, głośne oskarżenia o ustawianie meczy powtarzają się od co najmniej 1996 r., kiedy sformowano miejscową ligę. Mimo to, władze nie palą się do wyjaśniania zarzutów. W grudniu zawieszonych zostało pięciu wysokich rangą działaczy, w tym przewodniczący związku piłkarskiego Kirsten Nematandani, ale to o niczym nie świadczy, bo wszystkie poprzednie próby oczyszczenia atmosfery spełzły na niczym – w 2004 r. aresztowano ponad 40 osób, w tym prezesów klubowych i sędziów, ale ostatecznie skazano tylko kilka płotek. Z kolei pięć lat temu specjalna komisja śledcza otwarcie stwierdziła, że za korupcją w miejscowym sporcie stoją czołowi działacze futbolowi, jednak jej raportu nigdy nie opublikowano, a w trosce o dobre imię przyszłego Mundialu, całą sprawę pogrzebano.

Teraz wraca za sprawą Ibrahima Chaibou. Sędzia z Nigru jest obiektem specjalnego śledztwa ze strony FIFA, bo najwyraźniej lubuje się w częstym i niekoniecznie uzasadnionym rozdawaniu karnych. W meczu RPA z Gwatemalą (wygranym 5-0) trzykrotnie przyznał je Afrykanom. Chaibou po osiągnięciu wieku emerytalnego zapadł się pod ziemię, więc śledczy skupiają się teraz na jego koledze po fachu, Kenijczyku Samuelu Langacie, który już od trzech lat nie może wykonywać zawodu sędziego międzynarodowego. Wcześniej, w maju 2010 r., zdążył jednak zagwizdać trzy karne w meczu RPA-Kolumbia (2-1). Bez wątpienia, każdym z goli najbardziej cieszyli się nie piłkarze, trenerzy, czy działacze, tylko pewien niepozorny mieszkaniec Singapuru, przez policję uważany za kluczowe ogniowo największej siatki korupcyjnej w światowym futbolu.

Wilson Raj Perumal, z pochodzenia Tamil, dziś jest rozżalony. „Nie byłem dość inteligentny, żeby w porę dostrzec wilki” pisze co jakiś czas w gorzkich listach do prasy. „Wujek Raj”, jak nazywano go w tamilskiej dzielnicy Londynu, z kratami zapoznał się zresztą już dawno. W 1983 r. został po raz pierwszy skazany za ustawienie meczu, ale także pospolite włamanie i kradzież. W 2003 r. sąd w Singapurze ukarał go 16 miesiącami odsiadki za przekupienie sędziego. Dla oszusta była to jednak dobra okazja, żeby poznać ludzi zainteresowanych ustawianiem wyników spotkań, a nawet ich szczegółów – bramka strzelona przez konkretną drużynę w konkretnym przedziale czasowym meczu mogła w zakładzie bukmacherskim przynieść małą fortunę tym, którzy ją obstawili. Trzeba więc się było upewnić, że faktycznie padnie. Perumal jeździł więc po całym świecie i doglądał biznesu w imieniu „inwestorów”. Sam organizował spotkania towarzyskie, zawodnicy ubogich reprezentacji zeznali podczas śledztwa, że o wylocie na mecz dowiadywali się często na kilka godzin przed startem samolotu, a o tym kto będzie przeciwnikiem, nikt ich nawet nie informował. „Wujek Raj” na wielu spotkaniach bez żenady zasiadał na miejscu trenera i wykrzykiwał do swoich „podopiecznych”, kiedy należało puścić gola. Jego najbardziej znany numer to wystawienie do gry przeciwko Bahrajnowi… fałszywej reprezentacji Togo. To właśnie po tym skandalu Perumal znalazł się na oku śledczych. Mieszkał już wtedy w Londynie tuż obok stadionu Wembley, z Singapuru musiał bowiem uciekać po przejechaniu policjanta. W europejskiej stolicy nie mógł sobie jednak poradzić z hazardem, na karku miał już kilka milionów euro długów. Zaczął więc okradać własnych szefów. Dwa lata temu, podczas zleconej przez nich misji w Finlandii, zatrzymał dla siebie połowę powierzonej sumy, najwyraźniej mając nadzieję, ze sprawa się nie wyda. Przelicytował: wściekli mocodawcy wydali go policji, która zakuła Perumala w kajdanki jeszcze na lotnisku w Helsinkach.

Od tamtej pory Tamil zdążył pójść na współpracę ze śledczymi, wyjść z fińskiego aresztu i przeprowadzić się do Węgier, gdzie jest objęty programem ochrony świadków. Najwyraźniej jednak mało skutecznym, bo media donoszą, że „Wujek Raj” jest regularnym bywalcem znanych w Budapeszcie nocnych klubów. Zdjęcia z imprez Perumal wrzuca… na Facebooka, gdzie komentują je piłkarze i działacze z Karaibów, Indonezji, Konga i Togo. Na jednej z fotek widnieje zresztą potwierdzenie wpłaty 10 mln dolarów na konto jednego z tamtejszych banków. I chociaż kwit jest datowany na 2001 r., to trudno się pozbyć wrażenia, że nawet z Wujkiem za kratami, afrykański futbol me jeszcze długą drogę do przejścia.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

2 odpowiedzi

Możliwość komentowania została wyłączona.