Kepari Leniata była katowana przez kilka godzin. Oprawcy najpierw bili ją do krwi i kopali. Potem zaczęli bez litości przypalać ją rozżarzonymi do białości metalowymi prętami. Poraniona dziewczyna nie wytrzymała tortur i wyznała to, co chcieli usłyszeć napastnicy: że kilka dni wcześniej zabiła chłopca ze swojej wsi, a potem wyrwała mu serce. Ludowi trybuni nie potrzebowali ciągnąć śledztwa, oblali 20-latkę benzyną, rzucili na stos opon i śmieci, a na koniec podpalili. Badających podobne przypadki antropologów dziwi nie to, że kobieta zginęła, bo uznano ją za czarownicę, tylko że jej egzekucja zgromadziła aż tysiąc osób, z których wielu nagrywało ją telefonami komórkowymi.

Na Papui-Nowej Gwinei co roku mordowane są samotne kobiety oskarżane o czary. Jednak od jakiegoś czasu nie chodzi już tylko o zwykłe zabobony, tylko duże pieniądze jakie można ukraść po ich śmierci.

StosPapua-Nowa Gwinea A.D. 2013 (Fot. Wikipedia)

Kepari Leniata miała pecha i zabrakło jej czasu. Wściekły tłum odgonił próbujących ją uratować policjantów, ale gdy na miejsce przybyły posiłki, mundurowym udało się ochronić dwie inne kobiety, które oblane benzyną czekały na taką samą gehennę, która spotkała ich koleżankę – podczas tortur potwierdziła, że brały z nią udział w spisku. Wcześniej całą trójkę wskazał lokalny szaman. Za przesądzenie ich losu dostał od rodziny rzekomo zamordowanego chłopca 1000 kina, czyli równowartość 1500 złotych.

Dziecko zmarło w szpitalu, a lekarze stwierdzili, że powodem zgonu była infekcja żołądka. Ktoś, być może właśnie żądny zysku szaman, przekonał jednak jego bliskich, że za śmiercią stały jednak czarownice, które potrzebowały młodego serca do swoich rytuałów. Wiara w czary jest na Papui-Nowej Gwinei powszechna: 80 proc. mieszkańców kraju mieszka na wsi, dla wielu z nich kontakt ze światem zewnętrznym jest ograniczony do minimum, w użyciu jest aż 800 miejscowych języków, a urzędowy angielski wcale nie jest na prowincji dobrze znany, zapewnienie powszechnej edukacji jest często ponad siły lokalnych władz. Papuasi żyją więc mitami i przesądami, za nagłe choroby czy zgony wolą winić magię, niż przyczyny naturalne. W niektórych regionach kraju dowody „czarów” z reguły pokrywają się z objawami malarii.

Ataki na rzekome czarownice zdarzały się praktycznie od zawsze, ale mniej więcej od lat 80., od kiedy mężczyźni częściej sięgają po alkohol a także narkotyki, dochodzi do niech coraz częściej i są znacznie brutalniejsze, niż wcześniej: ofiary są nie tylko palone żywcem, ale też wieszane, topione w rzekach, zgniatane ciężkimi głazami, przybijane do krzyży, czy po prostu masakrowane pałkami i maczetami. Nie wiadomo dokładnie ile samosądów zdarza się na prowincji, bo liczne przypadki nie są nigdy zgłaszane, ale działający w terenie antropolodzy i pracownicy organizacji kościelnych oraz pozarządowych szacują, że w samej tylko prowincji Simbu (znanej z upraw kawy) co roku obiektem ataków staje się z powodu czarów przynajmniej 150 kobiet. Słabo opłacana policja nie potrafi im zapobiec, nie tylko dlatego, że wielu jej niewykształconych funkcjonariuszy też jest podatnych na przesądy, ale także ze względu na prawo: niesławna Ustawa o Magii z 1971 r. (czyli czasów, kiedy Papuą-Nową Gwineą rządziła jeszcze Australia) stwierdza jej istnienie, rozdziela ją na „białą” i „czarną”, a tę drugą klasyfikuje jednoznacznie jako przestępstwo.

Ofiarami samosądów padają najczęściej samotne kobiety. Zwyczaje niektórych lokalnych społeczności wymagają, by świeżo poślubiona żona opuściła swoje rodzinne strony i przeniosła się do wioski męża. Gdy ten jednak umrze, a para nie zdążyła się doczekać dzieci, lub ich synowie nie osiągnęli jeszcze wieku, w jakim mogą skutecznie chronić matkę, „obce” szybko stają się kozłami ofiarnymi, którym łatwo zarzucić wszystkie możliwe przewinienia, z czarną magią na czele.

Od jakiegoś czasu jednak, zabobony nie są już tylko powodem samosądów, ale wygodnym usprawiedliwieniem dla rabunku. Papua-Nowa Gwinea to jeden z najbiedniejszych krajów świata, w zestawieniu PKB na głowę plasuje się dopiero w połowie drugiej setki. Ale prognozy są różowe: w ubiegłym roku wzrost gospodarczy wyniósł 7,7 proc., wyższy był tylko w sześciu innych państwach. Wszystko za sprawą ukrytych pod ziemią bogactw. Sam tylko program wydobycia gazu ziemnego, w który inwestuje amerykański gigant Exxon Mobil, ma do końca 2015 r. podwoić dochody Papui-Nowej Gwinei. Przy wydobyciu ropy pracuje dziś ponad 30 tys. osób, dwa razy więcej niż dekadę temu. Zagraniczni inwestorzy biją się o miejscowe złoto. Nad Port Moresby górują budowlane żurawie, w górę strzelają ceny nieruchomości i usług – za pokój w tanim stołecznym hoteliku trzeba już płacić 600 dolarów tygodniowo. Ale nie wszyscy korzystają na tej gorączce, w głębi kraju wciąż nie ma pracy, ani lukratywnych pensji. Jest za to ziemia, którą międzynarodowe koncerny chcą rozkopać, albo chociaż położyć na niej rurociągi, za co dobrze płacą. Dla wiejskich bandytów to okazja do łatwego zarobku. Dame Carol Kidu, przez lata jedyna kobieta w miejscowym parlamencie, a zarazem żona przewodniczącego Sądu Najwyższego, komentując w stacji telewizyjnej Australia Network ostatnie samosądy na oskarżonych o czary, stwierdziła: „Dziś w grę wchodzi chciwość, a zabijanie czarownic to pretekst żeby zagarnąć ich ziemię”.

Dwa lata temu, w tym samym miejscu gdzie teraz zginęła Kepari Leniata, zamordowano inną dziewczynę oskarżoną o rzucanie uroków. Ofiara, również spalona na stosie, miała zaledwie 16 lat. Wtedy nie ukarano sprawców: nic dziwnego, według raportu ONZ z 2011 r. o pracy miejscowej policji, prawdopodobieństwo złapania przestępców na Papui-Nowej Gwinei wynosi zaledwie 3 proc. Tym razem może być inaczej, egzekucję nagrywano telefonami komórkowymi, szokujące zdjęcia trafiły do internetu, na wielu z nich wyraźnie widać twarze napastników. Policja aresztowała już dwie osoby, a na liście podejrzanych ma ich w sumie trzy tuziny, w tym rodziców zmarłego w szpitalu chłopca. Spalona przez nich Kepari Leniata też była matką, osierociła dwójkę dzieci.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

11 odpowiedzi

  1. Fascynujące jest to, jak wiara w czary może być wykorzystywana w kontekście przejęcia dóbr oraz prowadzenia intratnych biznesów. Co więcej, z czarami zwzwyczaj z „złą” magią kojarzy się kobiety, w przeciwieństwie do magii „dobrej” czyli szamanów. W kobietę, w której obronie nikt nie stanie, jest najłatwiej uderzyć, a oprawcy doskonale wiedzą o tym, że są bezkarnii i że śmierć jakiejś tam kobiety raczej nikogo nie wzruszy, chyba, że sprawa wycieknie do mediów.

  2. Przerażające jak coś co dla przeciętnego Europejczyka czy Amerykanina wydaje się jakimś niesmacznym żartem dla nich jest chlebem powszednim, na dodatek rozmyślnie wykorzystywanym przez ludzi w różnych celach. Zaczytuję się w artykułach na tej stronie od jakiegoś czasu i mimo naprawdę wysokiego poziomu tematów ten szczególnie mną wstrząsną. Chyba pierwszy raz się cieszę, że chciwi Amerykanie tam już lądują, bo nasze zło jest nieporównywalnie mniejsze od ich.

  3. @He:
    alez Europa byla dokladnie taka sama tyle ze nieco wczesniej. Czym byly procesy czarownic i stosy? Ba, ksiazke jeszcze uczona na ten temat napisano: Malleus Maleficarum (Mlot na Czarownice).

    Znacznie bardziej fascynujace jest to, ze w kulturze tak odleglej od europejskiej wyksztalcily sie podobe „mechanizmy” i ze ich ofiara padaja tez bezbronne kobiety. Wskazywaloby to raczej na korzenie w naturze ludzkiej, a nie w religii.

  4. Tak jak pisze Futrzak, w Europie palono rzekome czarownice aż do XIX w. Co więcej, ostatnia kobieta na której wykonano karę śmierci za czary to Barbara Zdunk, stracona w 1811 r. w Reszlu – wtedy były to Prusy, a dziś to Polska. Miejscowość warto zresztą odwiedzić, bo jest prześliczna, jakiś czas temu był nawet reportaż w „Polityce” o dzieciach z miejscowego liceum, które wystawiają o Barbarze sztukę.

    Co ciekawe, nie tylko Papua-Nowa Gwinea poświęca miejsce czarom w swoim kodeksie karnym. Są one karalne także w Arabii Saudyjskiej, Republice Południowej Afryki i Izraelu, choć w tych dwóch ostatnich krajach to już martwe prawo.

  5. Akurat o tym rozpisywała sie tez Gazeta Wyborcza, wieć stwierdzenie, że polskie czytelnika to nie interesuje jest lekko przesadzone.

  6. To tylko w ramach poprawki na przyszłość: gazeta.pl to nie Gazeta Wyborcza.

  7. W ramach sprostowania: Akt o magii z 1971r. nie stwierdza istnienia magii, a w jego preambule widnieje jedynie teza mówiąca, że próba wyrządzenia szkody za pomocą magii jest również szkodliwa dla społeczeństwa i powinna być usankcjonowana tak, jakby magia istniała naprawdę.
    Fragment z Aktu:
    There is no reason why a person who uses or pretends or tries to use sorcery to do, or to try to do, evil things should not be punished just as if sorcery and the powers of sorcerers were real, since it is just as evil to do or to try to do evil things by sorcery as it would be to do them, or to try to do them, in any other way.
    Link do całego aktu (oczywiście po angielsku):
    http://www.paclii.org/pg/legis/consol_act/sa1971117/

  8. Ale przecież właśnie słowa „a person who uses or pretends or tries to use sorcery to do” są wyraźnym stwierdzeniem, że magia istnieje. W następnym zdaniu jest oczywiście zaprzeczenie, ale zaraz znowu powrót: „it is just as evil to do or to try to do evil things by sorcery as it would be to do them, or to try to do them, in any other way.”
    Moim zdaniem część zdania o niestnieniu magii jest tylko dla zmyłki. Choć oczywiście mogę się mylić.

    Dzięki za linka!

Możliwość komentowania została wyłączona.