Argentyńscy kibice mają powody do zadowolenia. Po okresie lekkich niepowodzeń, ich reprezentacja znów walczy z najlepszymi jak równy z równym, atakuje z taką zaciętością, że obawy zdradzają nawet aktualni mistrzowie świata, a do składu wraca ich najlepszy zawodnik, gwiazda europejskich boisk.
Nie chodzi o futbol, w którym Argentynie ostatnio wcale nie idzie tak dobrze, tylko o grę brytyjskich dżentelmenów – rugby. W tym sezonie, Biało-Błękitni zadebiutowali w jednych z najbardziej elitarnych rozgrywek tego sportu, ucierając nosa bardziej utytułowanym rywalom. Całkiem nieźle, jak na drużynę, której nazwa to efekt dziennikarskiej pomyłki.
Balet wagi ciężkiej (Fot. olcoge/Flickr)
Gra, podobnie jak piłka nożna, przywędrowała do Argentyny za sprawą brytyjskich imigrantów. Wystarczy spojrzeć na jej skład z pierwszego międzynarodowego spotkania w 1910 r., żeby wyzbyć się wszelkich wątpliwości: Donnelly, Sawyer, MacCarthy, Watson, Talbot itd. Biało-Błękitni zmierzyli się wówczas z reprezentacją Starego Kraju i musieli uznać wyższość kuzynów, przegrywając 28–3. Z opinią chłopców do bicia przyszło im żyć przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Chociaż w zachodniej hemisferze nie mieli sobie równych (na pierwszych Igrzyskach Panamerykańskich z 1951 r. rozjechali rywali jak walec, Brazylię upokarzając 72-0), to w starciach z takimi potęgami, jak Anglia, Francja, czy Republika Południowej Afryki, mogli jedynie bezradnie rozkładać ręce.
Ten ostatni kraj w 1965 r. stał się celem ich pierwszego zamorskiego tournée, gdzie ochrzczono ich imieniem, pod którym są znani do dziś: Pumy. Mimo, że oficjalnym symbolem reprezentacji jest jaguar. Carl Kohler, miejscowy dziennikarz sportowy, chciał użyć w tekście chwytliwego pseudonimu, ale nie był pewien, jakie dokładnie zwierzę widnieje w herbie gości. Ale, że korespondencja do rodzimej gazety musiała być wysłana natychmiast, zaryzykował i strzelił górskiego lwa. Mimo, że to pomyłka, nazwa stała się tak nośna, że dziś używa jej sama argentyńska reprezentacja.
Od końca lat 70., Latynosom szło coraz lepiej, zaliczyli nawet zwycięstwa nad Anglią, czy Australią, ale prawdziwym przełomem okazał się Puchar Świata z 2007 r. Już w pierwszym spotkaniu, Pumy niespodziewanie pokonały Francję 17-12 i wyszły z grupy, nie przegrywając ani jednego meczu. W ćwierćfinale pewnie rozprawili się ze Szkocją 19-13, dominując przez całą pierwszą połowę, a chociaż w następnym spotkaniu musieli uznać wyższość RPA, która ostatecznie wywalczyła złoto, to już w meczu o trzecie miejsce powtórnie upokorzyli Francję, tym razem 34-10. Felipe Contepomi był drugim najskuteczniejszym graczem turnieju, w zdobytych punktach ustępując jedynie legendarnemu Perciemu Montgomery z RPA. Niecałe pół roku później, Pumy awansowały w rankingu Międzynarodowej Rady Rugby na historyczne trzecie miejsce.
Od tamtej pory, reprezentacja nieco się opuściła – w tym samym rankingu zajmuje obecnie ósme miejsce – a na kolejnym Pucharze w 2011 r. nie zachwyciła, choć trzeba uczciwie przyznać, że miała wyjątkowo mocną grupę, a w ćwierćfinale poległa w starciu z Nową Zelandią, która ostatecznie sięgnęła po mistrzostwo turnieju.
Mimo to, została zaproszona elitarnych rozgrywek pomiędzy Australią, Nową zelandią i Republiką Południowej Afryki, najlepszymi ekipami półkuli południowej. Puchar Trzech Narodów nazywa się więc od tego roku po prostu The Rugby Championship. A Argentyna udowadnia, że zasługuje na miejsce wśród uczestników.
W pierwszym starciu z reprezentacją RPA, Pumy przegrały co prawda 27-6, ale pokazały się od dobrej strony. W drugiej kolejce, już na własnym stadionie w Mendozie, 45 tys. kibiców zdzierało gardła dla rodzimej drużyny, która od samego początku zdominowała spotkanie. Wygrywała jeszcze na kwadrans przed końcem meczu i tylko nagły przypływ szczęścia (oraz akcje Morne Steyna i Fransa Steyna – niespokrewnionych) uratowały gości, dając im niezasłużony remis 16-16.
I tak, po dwóch rundach, Argentyna ma w tabeli 2 punkty, podczas gdy Australia nie ma żadnych. Teraz Pumom przyjdzie się zmierzyć z pogromcą tej ostatniej, Nową Zelandią. We wzmocnionym składzie, bo po trzech latach leczenia różnych kontuzji, do drużyny wraca Juan Martín Hernández, jeden z największych talentów tego sportu ostatnich lat. Po wyrwanym w ostatnich minutach zwycięstwie, Argentyna jest głodna sukcesu, więc aktualni mistrzowie świata nie lekceważą przeciwnika. – Przód mają bardzo, bardzo mocny, ale niedoceniane tyły też – powiedział agencji Reuters trener Nowej Zelandii Steve Hansen – Szanujemy ich i przygotowujemy się do tego spotkania, jak do starcia z najlepszymi.
Mecz odbędzie się w sobotę.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Mogło być gorzej, mogły być Kuguary. Ekipa wówczas dzieliłaby nazwę z dojrzałymi paniami zalecającymi się do młodych chłopców. Pumy nie są złe.
Z Nową Zelandią raczej szans mieć nie będą, All Blacks są na razie poza zasięgiem wszystkich reprezentacji. Zresztą nowozelandzka dominacja w rugby we wszystkich jego odmianach osiągnęła w zeszłym roku apogeum. Są mistrzami świata kobiet i mężczyzn w league i union.
Szkoda, że tego meczu nie będzie można zobaczyć w polskiej telewizji, za to będzie można zobaczyć, jak polacy przegrywają z francuskimi studenciakami.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że przegrają, ale właśnie tylko dlatego: że Nowa Zelandia jest w tej chwili poza zasięgiem. Tym niemniej, mogą im sprawić sporo problemów: w zeszłym roku początek ćwierćfinału to było niezłe zaskoczenie z ich strony, teraz mają jeszcze silniejszy skład. Porażka, ale Pumy mogą się pokazać z dobrej strony.